Spis treści
Lotus, legendarna brytyjska marka pod skrzydłami chińskiego giganta Geely, wykonał ciekawy ruch. Zamiast hucznej premiery z fajerwerkami, firma po cichu zaktualizowała swoje dwa kluczowe modele elektryczne – SUV-a Eletre i sedana Emeya. Oficjalna premiera na rynku chińskim miała miejsce 21 września. Na pierwszy rzut oka zmiany wydają się kosmetyczne, ale gdy przyjrzymy się bliżej, dostrzeżemy przemyślaną strategię, która może mieć znaczenie również dla nas w Europie.
Co nowego w Lotusie Eletre?
Jeśli liczyłeś na rewolucję stylistyczną, muszę cię rozczarować. Nowy Lotus Eletre wygląda niemal identycznie jak jego poprzednik. To wciąż ten sam, potężny i futurystyczny SUV o wymiarach, które budzą respekt (5103 mm długości i ponad 2 metry szerokości). Projektanci ograniczyli się do drobnego detalu – emblematy i oznaczenia modelu są teraz wykończone na czarno, co ma podkreślać bardziej dynamiczny charakter auta.
Prawdziwa zmiana kryje się gdzie indziej i jest to świetna wiadomość dla potencjalnych klientów. Wszystkie wersje Eletre, włączając w to bazową, wyjeżdżają teraz z fabryki na ogromnych, 22-calowych kutych felgach w szarym kolorze. To spory ukłon w stronę klientów, którzy do tej pory musieli dopłacać za taką opcję.
Pod kołami również zaszły pewne standaryzacje. Wersje 600 i 600 SE otrzymały 6-tłoczkowe zaciski hamulcowe z przodu. Topowy wariant 900, jak przystało na bestię o mocy ponad 900 KM, jest wyposażony w potężny, 10-tłoczkowy węglowo-ceramiczny układ hamulcowy.
We wnętrzu bez zmian w designie. Wersje 600 i 600 SE oferują regulowane w 12 kierunkach fotele z podgrzewaniem i wentylacją oraz system audio KEF Premium z 15 głośnikami. Wariant SE dokłada do tego inteligentny, panoramiczny dach, fotele z 20-kierunkową regulacją i masażem oraz system aktywnej skrętnej tylnej osi. Topowa wersja 900 dorzuca jeszcze inteligentny system kontroli przechyłów.
Pod maską wszystko po staremu. Dwa słabsze modele dysponują napędem na wszystkie koła o łącznej mocy 450 kW (603 KM) i momencie obrotowym 710 Nm. Sprint do setki zajmuje im 4,5 sekundy. Zasilane są z baterii o pojemności 112 kWh, co według chińskiej normy CLTC ma wystarczyć na 650 km. Flagowy model 900 to już inna liga: 675 kW (905 KM) i 985 Nm momentu obrotowego, dwubiegowa skrzynia i przyspieszenie do 100 km/h w 2,95 sekundy. Zasięg, z tą samą baterią, spada do 560 km (CLTC).


Lotus Emeya podąża tą samą ścieżką
W przypadku elektrycznego sedana Emeya strategia jest identyczna. Wygląd zewnętrzny pozostał bez zmian, co nie jest wadą, bo auto wciąż prezentuje się zjawiskowo. Podobnie jak w Eletre, Lotus postawił na poprawę standardowego wyposażenia. Wszystkie wersje Emeya standardowo otrzymują teraz 21-calowe kute felgi. Układ hamulcowy jest taki sam jak w SUV-ie – 6-tłoczkowe zaciski dla słabszych wersji i 10-tłoczkowe węglowo-ceramiczne dla najmocniejszej.
Wnętrze również przeniesiono bez zmian. Kierowca ma przed sobą 15,1-calowy ekran OLED i ogromny, 55-calowy wyświetlacz AR-HUD, który rzuca kluczowe informacje na przednią szybę.
Układy napędowe są tożsame z tymi w Eletre pod względem mocy. Wersje 600 i 600 SE generują 450 kW (603 KM), a topowa 900 – 675 kW (905 KM). Różnice wynikają z mniejszej baterii o pojemności 102 kWh. Słabsze warianty rozpędzają się do 100 km/h w 4,15 sekundy i oferują zasięg 585 km (CLTC). Najmocniejsza Emeya robi to w zaledwie 2,78 sekundy, a jej zasięg to 530 km (CLTC).


Analiza sytuacji: o co w tym wszystkim chodzi?
Aktualizacja oferty Lotusa to podręcznikowy przykład ewolucji, a nie rewolucji. Firma nie zmienia tego, co dobre (design, osiągi), a skupia się na zwiększeniu atrakcyjności swojej oferty. Standaryzacja dużych, kutych felg w podstawowych wersjach to wyraźny sygnał dla rynku: „nawet nasz bazowy model jest premium”.
Kluczowe są jednak ceny na rynku chińskim. Bazowa Emeya startuje od 538 000 juanów (ok. 296 000 zł), a Eletre od 558 000 juanów (ok. 307 000 zł). Oczywiście, są to ceny netto i bezpośrednie przeliczenie jest mylące, ponieważ europejskie modele będą obarczone cłem, VAT-em i wyższymi kosztami logistyki. Daje nam to jednak pewien obraz pozycjonowania marki.
Wydaje się, że Lotus, wspierany przez Geely, doskonale rozumie, że walka na chińskim rynku EV jest bezwzględna. Tamtejsi klienci są rozpieszczeni przez lokalne marki takie jak NIO czy XPeng, które oferują niesamowite technologie i bogate wyposażenie w standardzie. Aby z nimi konkurować, Lotus nie może sobie pozwolić na „gołe” wersje bazowe, znane z europejskich marek premium. Musi dawać więcej od samego początku.
Co to oznacza dla nas? Możemy się spodziewać, że podobna strategia zostanie wkrótce wprowadzona również w Europie. To logiczny krok, który wzmocni pozycję Lotusa w walce nie tylko z Porsche Taycan czy przyszłym elektrycznym Macanem, ale także z nadciągającą falą luksusowych chińskich elektryków. Lepsze wyposażenie standardowe bez drastycznej podwyżki cen mogłoby przyciągnąć do salonów nowych klientów, którzy do tej pory postrzegali Lotusa jako markę niszową i ekstremalnie drogą.
Ten ruch pokazuje, że Lotus dojrzał jako producent aut elektrycznych. To już nie tylko firma sprzedająca surowe, sportowe maszyny. To gracz, który chce realnie konkurować w segmencie premium, używając do tego inteligentnej strategii produktowej i cenowej.
A co Wy sądzicie o takim podejściu? Czy bogatsze wyposażenie standardowe to wystarczający argument, by zwrócić uwagę na Lotusa? A może to wciąż za mało, by rzucić wyzwanie niemieckiej konkurencji? Dajcie znać w komentarzach!
Dołącz do dyskusji