Spis treści
Toyota, synonim niezawodności i motoryzacyjnego konserwatyzmu, właśnie wykonała jeden z najbardziej radykalnych ruchów od lat. Na targach Japan Mobility Show Japończycy pokazali koncept nowej Corolli. I nie, to nie jest kolejny łagodny lifting. To totalna rewolucja, która sprawia, że legendarny kompakt wygląda bardziej jak Porsche lub futurystyczne BMW, niż jakikolwiek model Toyoty, który dziś mijamy na ulicach.
Światowy bestseller, samochód „dla każdego”, jak określił go prezes Toyoty, Koji Sato, przechodzi metamorfozę. Powód jest prosty. Stary wizerunek przestał wystarczać w erze lśniących, naszpikowanych technologią i stylowych aut elektrycznych.
Koniec legendy, początek nowej ery?
Żeby zrozumieć skalę tej zmiany, trzeba pamiętać, czym jest Corolla. To nie jest zwykły samochód. To motoryzacyjny pomnik. Od debiutu ponad 50 lat temu, Toyota sprzedała grubo ponad 50 milionów egzemplarzy. W latach 90. Corolla zdetronizowała Volkswagena Beetle’a, stając się najlepiej sprzedającym się autem w historii świata.
Jej siłą zawsze była przystępna cena i reputacja absolutnie niezawodnego woła roboczego. Podobnie jak Prius, Corolla była wyborem rozsądku. Ale rozsądek przestaje być „cool”. Jak zauważył sam prezes Sato podczas prezentacji, Corolla musi ewoluować, by pozostać relevantna. Stary urok zaczął blaknąć, gdy na rynek weszli konkurenci oferujący nie tylko wydajność, ale też styl i najnowsze oprogramowanie.
Radykalna zmiana warty
Dlatego Toyota postanowiła zerwać z przeszłością. Koncept pokazany w Japonii jest szokujący. Gdyby nie gigantyczny napis „COROLLA” z tyłu, nikt nie zgadłby, że to ten model. Samochód ma agresywną, futurystyczną sylwetkę. Z przodu widzimy najnowszą ewolucję stylistyczną marki, czyli tak zwany „hammerhead” (głowa młota), ale w znacznie bardziej ekstremalnym wydaniu.
To, że mamy do czynienia z elektrykiem, jest oczywiste na pierwszy rzut oka. W pełni zabudowany grill i widoczny port ładowania nie pozostawiają złudzeń. Toyota udowadnia tym samym, że potrafi projektować samochody elektryczne, które nie wyglądają jak bZ4X. Potrafi, jeśli chce, stworzyć auto, za którym ludzie będą się odwracać na ulicy.
Prezes Sato stwierdził, że koncept jest „wypełniony wynalazkami”, które mają urzeczywistnić wizję atrakcyjnego auta dla każdego. Niestety, firma nie zdradziła żadnych szczegółów technicznych ani dotyczących wnętrza. Koncentruje się na razie na potężnym efekcie wizualnym.
Strategia „wszystkiego na raz”
Tu jednak dochodzimy do sedna strategii Toyoty, która dla wielu ekspertów rynku OZE i elektromobilności jest co najmniej kontrowersyjna. Pokazano radykalny koncept EV, ale prezes firmy natychmiast ostudził emocje.
„Niezależnie od źródła zasilania – czy to będzie bateria elektryczna (BEV), hybryda plug-in (PHEV), hybryda (HEV) czy silnik spalinowy (ICE) – róbmy dobrze wyglądające samochody, którymi każdy będzie chciał jeździć!” – powiedział Koji Sato.
To jest kluczowa deklaracja. Toyota nie potwierdziła, że ten konkretny koncept trafi do produkcji. Potwierdziła jednak, że następna generacja Corolli będzie utrzymana w podobnym, radykalnym stylu. Co ważniejsze, nowa Corolla niemal na pewno będzie oferowana we wszystkich czterech wariantach napędowych.






Analiza: Mistrzowski ruch czy ryzykowny kompromis?
Toyota jest spóźniona na imprezę EV. Podczas gdy rywale od lat budują dedykowane platformy, japoński gigant wciąż trzyma się kurczowo hybryd. Teraz, pod presją rynku, próbuje nadrobić zaległości wizerunkowe, pokazując tak odważny projekt. Ale jednocześnie panicznie boi się porzucić swój spalinowo-hybrydowy matecznik.
Stworzenie jednej platformy, która będzie równie dobra jako ICE, hybryda i pełny elektryk, jest niemal niemożliwe. To zawsze prowadzi do kompromisów. Wersja EV będzie prawdopodobnie cięższa i mniej przestronna niż dedykowane platformy konkurencji (jak MEB Volkswagena czy platformy Tesli). Z kolei wersje spalinowe będą musiały dźwigać architekturę zaprojektowaną też pod ciężkie baterie.
Toyota próbuje zjeść ciastko i mieć ciastko. Chce uspokoić inwestorów i fanów elektromobilności (patrzcie, mamy „cool” elektryka!), a jednocześnie nie stracić milionów klientów, którzy wciąż chcą kupować hybrydy.
Przyszłość Corolli będzie zależeć od tego, jak bardzo wersja produkcyjna będzie okrojona w stosunku do tego konceptu. Jeśli stylistyka zostanie, a parametry wersji EV będą konkurencyjne (zasięg, szybkość ładowania, cena), Toyota może faktycznie wygrać. Jeśli jednak, jak to często bywa, produkcyjna Corolla zostanie „ugrzeczniona”, a wersja EV będzie tylko drogą ciekawostką w cenniku, cały ten wysiłek pójdzie na marne.
Jedno jest pewne: zobaczyliśmy właśnie walkę o duszę Corolli. To już nie jest tylko niezawodny, ale nudny „toczypiórek”. Toyota chce, by jej najważniejszy model znów stał się obiektem pożądania.
A co Wy myślicie o takiej rewolucji? Czy ten odważny, „porszopodobny” design to dobry kierunek dla Corolli? I czy strategia oferowania wszystkich napędów na raz ma sens w dzisiejszym świecie? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach.







