Spis treści
Niemiecki parlament właśnie zrobił coś, co w biurokratycznej machinie tego kraju wydawało się niemożliwe. Cichym, wieczornym głosowaniem w Bundestagu, przyjęto poprawkę, która fundamentalnie zmienia zasady gry dla całej europejskiej elektromobilności. To nie jest kolejny pilotażowy projekt. To twarde prawo, które odblokowuje „świętego Graala” tej branży: dwukierunkowe ładowanie, znane jako Vehicle-to-Grid (V2G).
Dotychczasowy, największy problem V2G w Niemczech – absurdalne, podwójne opodatkowanie – właśnie przestał istnieć. Dla właścicieli aut elektrycznych oznacza to jedno: ich pojazdy z pasywa stają się aktywami. Będą mogły legalnie zarabiać pieniądze, stabilizując sieć.
Cicha rewolucja ukryta na 149 stronie
W czwartek wieczorem Bundestag przyjął gigantyczną, ponad 250-stronicową nowelizację prawa energetycznego. To ustawa-moloch, regulująca rynki prądu i gazu, która dla postronnego obserwatora wyglądała jak kolejny nudny zbiór przepisów.
Jednak diabeł, a w tym przypadku rewolucja, tkwił w szczegółach. Na stronie 149 dokumentu, w finalnej wersji uchwalonej przez komisję gospodarki i energii, znalazła się kluczowa poprawka.
Wprowadza ona zasadę, że energia elektryczna pobrana z sieci, zmagazynowana w dowolnym systemie magazynowania, a następnie oddana z powrotem do tej samej sieci, będzie zwolniona z opłat sieciowych i podatku od energii elektrycznej. Co kluczowe, przepis ten dotyczy zarówno stacjonarnych magazynów energii, jak i dwukierunkowo ładowanych pojazdów elektrycznych.
Dlaczego to jest przełom?
Aby zrozumieć skalę tej zmiany, trzeba pojąć, jak absurdalne były dotychczasowe niemieckie regulacje. Traktowały one samochód elektryczny wyłącznie jako pojazd, a nie magazyn energii.
W rezultacie, energia wykorzystywana w procesie V2G była w Niemczech obciążana opłatami dwukrotnie. Kierowca płacił raz, pobierając prąd z sieci do swojego samochodu. Płacił drugi raz (w formie potrąceń), gdy chciał ten prąd oddać z powrotem do sieci w godzinach szczytu. Ten mechanizm „podwójnego naliczania” sprawiał, że V2G było w Niemczech ekonomicznie całkowicie nieatrakcyjne. To była martwa technologia.
Nowa poprawka kończy z tą fikcją prawną. Zrównuje podatkowo i taryfowo dwukierunkowe punkty ładowania z każdym innym magazynem energii. To jest moment, w którym V2G w Niemczech może stać się realnym modelem biznesowym.
Nadchodzi druga fala uproszczeń
Ta zmiana to nie jedyne ułatwienie, nad którym pracują Niemcy. To część większego planu. Równolegle niemiecka Federalna Agencja Sieci prowadzi konsultacje w sprawie „rynkowej integracji magazynów i punktów ładowania” (MiSpeL).
Brzmi skomplikowanie, ale w praktyce oznacza to kolejną rewolucję, tym razem dla zwykłych gospodarstw domowych. Chodzi o wprowadzenie uproszczonej, ryczałtowej opcji dla domów wyposażonych w fotowoltaikę, domowe baterie i ładowarki do aut. Taki pakiet pozwoliłby im oddawać energię do sieci bez konieczności instalowania drugiego, skomplikowanego licznika. To drastycznie zmniejszyłoby złożoność biurokratyczną i pozwoliło na elastyczne zarządzanie energią – zarówno tą ze słońca, jak i tą pobraną z sieci.
Mamy więc do czynienia z potężnym uderzeniem na dwóch frontach. Bundestag właśnie usunął barierę finansową (podwójne opłaty). Federalna Agencja Sieci jest o krok od usunięcia bariery biurokratycznej (złożone pomiary).
Razem, te dwie zmiany mogą usunąć kluczowe przeszkody dla codziennego, masowego wykorzystania V2G w Niemczech już w przyszłym roku.
Ile będzie można na tym zarobić?
Otwarcie rynku V2G z pilotażowych projektów na skalę masową może mieć ogromny wpływ na cały system energetyczny. A dla samych kierowców? To czysty zysk.
Niedawne badanie renomowanego instytutu Agora oszacowało potencjalne przychody dla właścicieli aut elektrycznych w Niemczech, którzy zdecydują się na udział w systemie V2G. Mowa o kwotach sięgających nawet 500 euro rocznie do 2030 roku.
Samochód przestaje być tylko kosztem. Staje się aktywnym uczestnikiem rynku energii. Zarabia, gdy stoi zaparkowany, oddając drogi prąd w godzinach szczytu, i ładuje się tanim prądem w nocy. To całkowicie zmienia kalkulację kosztów posiadania pojazdu.
Zimny prysznic. Nie wszystko na raz
Oczywiście, to Niemcy, więc rewolucja nie wydarzy się z dnia na dzień. Choć prawo zostało uchwalone, eksperci szacują, że operatorzy sieci w Niemczech będą potrzebowali od dziewięciu do dwunastu miesięcy na aktualizację swoich systemów informatycznych.
Kluczowym wymogiem technicznym pozostaje również posiadanie inteligentnego licznika energii (smart meter), co samo w sobie jest osobnym wyzwaniem wdrożeniowym.
Co więcej, nie wszystkie propozycje zmian przeszły gładko. Odrzucono na przykład postulat partii Zielonych, aby w pełni scyfryzować procesy przyłączania do sieci. To duży problem, na który od dawna narzekają operatorzy szybkich ładowarek, borykający się z nieprzejrzystymi i różniącymi się w zależności od regionu procedurami.
Mimo tych drobnych potknięć, kierunek jest jasny. Niemcy tworzą solidne ramy prawne, aby zamienić miliony samochodów elektrycznych w gigantyczny, zdecentralizowany magazyn energii. Podczas gdy w wielu krajach, w tym w Polsce, V2G to wciąż teoria, Niemcy zaczynają budować na tym realny biznes.
To historyczny moment. Do tej pory widzieliśmy pojedyncze, domowe rozwiązania lub małe pilotaże. Teraz niemiecki rząd dał zielone światło dla masowego wdrożenia. Pytanie, jak szybko reszta Europy zareaguje na ten ruch.
A jak Waszym zdaniem powinny wyglądać te regulacje w Polsce? Czy bylibyście gotowi udostępnić baterię swojego samochodu sieci, gdyby oznaczało to roczny zysk na poziomie 2000 złotych? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.











Dołącz do dyskusji