Spis treści
Strefa Czystego Transportu w Warszawie została uruchomiona rok temu, a bilans jej istnienia jest zastanawiający. Organizacje ekologiczne chwalą się sukcesem, ale liczby mówią co innego. Przez cały rok funkcjonowania SCT straż miejska nie wystawiła ani jednego mandatu, mimo że statystyki jasno pokazują – starsze pojazdy wciąż wjeżdżają do centrum stolicy.
Idealne założenia spotykają się z prozaiczną rzeczywistością
Strefa Czystego Transportu miała być odpowiedzią na rosnący problem smogu w Warszawie. Diesel emituje dziesięciokrotnie więcej tlenków azotu niż samochody benzynowe, a Światowa Organizacja Zdrowia już w 2012 roku uznała spaliny z silników diesla za czynnik rakotwórczy. Założenia brzmiały więc sensownie – ograniczyć dostęp najstarszym i najbardziej szkodliwym pojazdom.
W praktyce okazało się jednak, że między teorią a wykonaniem jest przepaść. Aktualnie do SCT nie mogą wjechać benzynówki starsze niż około 27 lat oraz diesle starsze niż 19 lat. Brzmi surowo, ale już mniej surowo, gdy okazuje się, że dotyczy to tylko pojazdów spoza Warszawy, a mieszkańcy stolicy mają szereg wyłączeń.
Kontrola istnieje tylko na papierze
Najciekawsze w całej sprawie jest to, że straż miejska wie dokładnie, ile pojazdów łamie przepisy. Według danych jeden na 170 samochodów zaobserwowanych w strefie nie spełniał kryteriów – to 0,6 procent wszystkich wjazdów. Dlaczego więc zero mandatów?
Oficjalne wyjaśnienie brzmi enigmatycznie: nie zarejestrowano pojazdu, który przekroczyłby „limit 4 dni wjazdu”. Problem w tym, że ta tajemnicza przepustka prawdopodobnie w ogóle nie istnieje w praktyce. Nikt nie wie, gdzie ją załatwić ani kto miałby ją wydawać.
Kilka patroli na całe miasto
Dyrektorka Clean Cities Campaign nie owijała w bawełnę: „Obecnie kontrolę nad SCT sprawuje kilka patroli straży miejskiej, wyposażonych w 4 kamery. To za mało, aby wyłapać te 5 razy to samo auto”. Organizacja postuluje wykorzystanie 200 kamer monitoringu już istniejących na skrzyżowaniach i zautomatyzowanie całego procesu.
Brzmi rozsądnie, ale wymagałoby to współpracy między różnymi miejskimi jednostkami. Zarząd Dróg Miejskich zarządza kamerami do sterowania ruchem, straż miejska ma zajmować się egzekwowaniem przepisów SCT. Koordynacja? Na razie zostawia wiele do życzenia.
Zaostrzone przepisy już za półtora roku
Od stycznia 2026 roku wymagania mają być „w wyraźny sposób zaostrzone”. Clean Cities szacuje, że po nowych zasadach około 2,5 procent aut nie będzie spełniać wymogów. To oznacza pięciokrotny wzrost liczby pojazdów objętych ograniczeniami w porównaniu z obecnym stanem.
Jeszcze większa rewolucja ma nastąpić w 2028 roku, gdy nowe zasady zaczną dotyczyć także mieszkańców Warszawy. Wtedy SCT przestanie być głównie symbolicznym gestem, a stanie się realnym ograniczeniem dla tysięcy warszawiaków.
Czy mieszkańcy kupują argumenty zdrowotne?
Organizacje ekologiczne mocno podkreślają aspekt zdrowotny SCT. „Długofalowo, dzięki wdrożeniom kolejnych etapów strefy, tysiące osób uniknie astmy, chorób serca, hospitalizacji, a nawet przedwczesnych zgonów” – argumentuje Clean Cities Campaign.
Problem w tym, że przy obecnym stanie egzekwowania przepisów trudno mówić o jakichkolwiek realnych korzyściach zdrowotnych. Jeśli stare diesle wciąż jeżdżą, a nikt nie dostaje mandatów, to czy rzeczywiście powietrze stało się czystsze?
Potrzeba systemowych zmian
Eksperci wskazują na konieczność przejścia z trybu karnego na administracyjny przy egzekwowaniu przepisów SCT. Obecny system po prostu nie działa. Potrzebne są także inwestycje w alternatywne środki transportu – więcej buspasów, bezpieczne „szkolne ulice”, lepsze połączenia komunikacji publicznej.
Miasto chce budować zaufanie do SCT, ale robi to w sposób, który może przynieść odwrotny skutek. Zapowiadanie surowszych kar przy jednoczesnym braku egzekwowania obecnych przepisów to recepta na społeczną frustrację.
Przyszłość SCT – między pragmatyzmem a ekologią
Warszawa rzeczywiście „przeciera szlaki” dla stref czystego transportu w Polsce. Pytanie brzmi: czy robi to skutecznie? Obecny model przypomina bardziej test społecznych nastrojów niż realną walkę o czystsze powietrze.
Prawdziwy sprawdzian nadejdzie w 2026 roku, gdy ograniczenia dotkną znacznie więcej kierowców. Czy miasto będzie wtedy gotowe na egzekwowanie przepisów, czy znów ograniczy się do wydawania komunikatów o braku mandatów?
Kluczowe będzie także to, jak szybko rozwiną się alternatywy dla samochodu. Bez sprawnej komunikacji publicznej i przyjaznej infrastruktury rowerowej, SCT pozostanie tylko źródłem społecznych napięć.
Co myślicie o obecnym kształcie warszawskiej SCT? Czy uważacie, że to krok w dobrą stronę, czy raczej źle zaprojektowany system? Podzielcie się swoimi doświadczeniami z poruszaniem się po centrum Warszawy w komentarzach.
Dołącz do dyskusji