Spis treści
Był taki czas, nie tak dawno temu, kiedy w świecie designu samochodowego liczyły się dwie siły: Audi i cała reszta. Oczywiście, estetyka to kwestia gustu, ale trzeba przyznać, że od połowy lat 90. do początku drugiej dekady XXI wieku Audi wypuszczało na rynek modele, które wizualnie biły konkurencję na głowę. Pierwsze generacje A4, ponadczasowe A6 C5, rewolucyjne TT czy zjawiskowe R8 – to były projekty kompletne.
Niestety, ostatnie lata to dla stylistów z Ingolstadt okres pewnej zadyszki. Weźmy na przykład najnowsze Audi Q6 E-Tron. To świetny samochód elektryczny pod względem technologicznym, ale jego design jest przekombinowany, pełen przetłoczeń, a jednocześnie brakuje mu charakteru. Elektryczne A6 E-Tron w wersji sedan wygląda nieco lepiej, ale wciąż daleko mu do miana ikony stylu. Wydawało się, że marka zagubiła gdzieś swoją stylistyczną tożsamość.
Wygląda jednak na to, że nadchodzą lepsze czasy. Poznajcie Audi Concept C – pojazd, który ma być zwiastunem nowej, lepszej ery w projektowaniu aut z czterema pierścieniami na masce. A co ważniejsze, najprawdopodobniej pokazuje nam, jak będzie wyglądać nadchodzący, sportowy samochód elektryczny marki.
Nowy język projektowania
W oficjalnym komunikacie Audi zapowiada, że stawia na przejrzystość i odważny krok w kierunku zredukowanej, ponadczasowej estetyki. Ma to pozwolić marce wyróżnić się na coraz bardziej zatłoczonym rynku. Nowy szef designu, Massimo Frascella, który dołączył do firmy w zeszłym roku, nazywa tę filozofię „radykalną prostotą”. I trzeba przyznać, że początek jest obiecujący.
Zniknęło wizualne zamieszanie, które cechowało ostatnie modele. Zastąpiła je gładkość i czystość formy, która przywodzi na myśl wspomniane wcześniej, pierwsze Audi TT czy R8. W koncepcie widać też echa historycznego bolidu Auto Union Type C z początków ery wyścigów Grand Prix. Jednocześnie przód auta nawiązuje do nowego, dostępnego tylko w Chinach Audi Q6L E-Tron Sportback, co jest dobrym prognostykiem, bo tamten model na żywo prezentuje się naprawdę zjawiskowo.
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech Concept C jest… brak pewnego elementu. Mowa o braku tylnej szyby. To rozwiązanie, które znamy już chociażby z Polestara 4. Jej funkcję przejmują kamery, które przekazują obraz do cyfrowego lusterka wstecznego. Dach w stylu targa wydaje się być zdejmowany, co dodaje autu sportowego charakteru.
Co to właściwie jest?
Wszystkie te elementy prowadzą nas do jednego wniosku. Koncept ten jest najprawdopodobniej zapowiedzią elektrycznego odpowiednika Porsche 718 Cayman i Boxster. Audi nie wspomina w komunikacie o napędzie, ale wystarczy spojrzeć na wnętrze – brak fizycznej dźwigni zmiany biegów – oraz na tył pozbawiony rur wydechowych. To musi być samochód elektryczny.
Biorąc pod uwagę jego kompaktowe, sportowe proporcje, nie jest to następca supersamochodu R8. Z kolei tworzenie zupełnie nowej platformy dla małego auta spalinowego, następcy TT, byłoby w dzisiejszych czasach biznesowym szaleństwem. Dlatego najbardziej logicznym i prawdopodobnym scenariuszem jest właśnie mały, zwinny roadster na prąd. Wiemy zresztą, że Audi od jakiegoś czasu pracowało nad takim projektem.
Siła grupy volkswagena
Takie rozwiązanie ma ogromny sens z biznesowego punktu widzenia. Stworzenie wspólnej platformy dla dwóch marek koncernu Volkswagena pozwoli rozłożyć ogromne koszty badań i rozwoju na dwa modele. To dokładnie ta sama strategia, którą zastosowano w przypadku Porsche Taycana i Audi E-Tron GT. Dzięki temu oba te auta mogły powstać i odnieść sukces.
Współpraca z Porsche gwarantuje też jedno – fantastyczne właściwości jezdne. Jeśli produkcyjna wersja Concept C otrzyma choćby ułamek mocy i technologii z Taycana, możemy spodziewać się niesamowicie szybkiej i dającej frajdę z jazdy zabawki.
Czego możemy się spodziewać?
Jeśli Audi zdecyduje się na produkcję tego modelu, może on trafić na rynek znacznie wcześniej niż owiana legendami i niemal mityczna Tesla Roadster drugiej generacji. Co więcej, Audi nie będzie potrzebowało rakietowych dopalaczy, żeby zapewnić kierowcy świetną zabawę za kółkiem. Skupienie się na czystości formy, niskiej masie i precyzji prowadzenia może okazać się kluczem do sukcesu w segmencie, który dopiero czeka na swoich elektrycznych bohaterów.
Wygląda na to, że w Ingolstadt wreszcie ktoś poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że w pogoni za nowymi klientami i rynkami, marka zgubiła to, co było jej największą siłą – styl. Radykalna prostota może być dokładnie tym, czego Audi potrzebowało. To powrót do korzeni, ale w nowoczesnym, elektrycznym wydaniu.
Czy to faktycznie powrót Audi do wielkiej formy? Czy taki design ma szansę ponownie zdefiniować markę i wyznaczyć trendy na rynku? Dajcie znać, co myślicie w komentarzach.
Dołącz do dyskusji