Spis treści
To koniec pewnego etapu w historii alternatywnych napędów w Austrii. OMV – największy dostawca wodoru w kraju – ogłosił, że zamyka wszystkie publiczne stacje tankowania wodoru. Decyzja zapadła po latach niskiego zainteresowania kierowców pojazdami wodorowymi i braku rentowności tej infrastruktury.
Wodór nie chwycił. Statystyki nie kłamią
OMV postawiło na wodór wcześnie – pierwsza stacja ruszyła w Wiedniu już w 2012 roku. Wydawało się, że to tylko początek szerszej rewolucji. Dziś już wiemy, że realia przyniosły zupełnie inny scenariusz.
Według danych z lutego 2024 roku w całej Austrii zarejestrowanych było zaledwie 62 pojazdy zasilane wodorem. W tym tylko jeden nowy samochód pojawił się na drogach w 2024 roku. Co więcej – tylko pięć z nich należy do prywatnych właścicieli. Reszta to pojazdy komercyjne. Przeważają auta marki Hyundai (48 sztuk), dalej Toyota (13 sztuk) i jedno z logo Volkswagena.
Zamknięcia na horyzoncie
OMV już zamknęło jedną ze swoich stacji w Wiedniu. Kolejne – w Graz, Innsbrucku, Asten i Wiener Neudorf – zostaną zlikwidowane do końca sierpnia 2025 roku. Pozostanie tylko jedna stacja, ale nie będzie dostępna dla klientów indywidualnych.
To oznacza, że Austria całkowicie traci publiczną infrastrukturę do tankowania wodoru. W praktyce – kończy się jakakolwiek szansa na rozwój osobowej motoryzacji wodorowej w kraju. Bez stacji – nie ma popytu. Bez popytu – nie będzie samochodów. I koło się zamyka.
Strategiczny zwrot w stronę elektromobilności
OMV oficjalnie zapowiedziało, że przekierowuje swoje inwestycje w stronę elektromobilności, a konkretnie – w budowę ogólnokrajowej sieci szybkich ładowarek do samochodów elektrycznych. Projekt nazwany OMV eMotion ma być nowym filarem działalności spółki w sektorze detalicznym.
To logiczne posunięcie, jeśli spojrzeć na realia rynku. Elektryki zdobywają popularność, infrastruktura do ich ładowania jest prostsza w utrzymaniu, a skala rośnie szybciej niż w przypadku wodoru. OMV nie chce zostawać w tyle.
Wodór jednak nie znika całkowicie
Choć zniknie z ulic i stacji, wodór nadal będzie istotny w działalności przemysłowej OMV. Firma uruchamia w tym roku w Schwechat (niedaleko Wiednia) elektrolizer o mocy 10 MW. Będzie on produkował zielony wodór, wykorzystywany później w rafineriach – m.in. do tworzenia zrównoważonych paliw lotniczych i olejów napędowych.
To pokazuje, że wodór może mieć sens tam, gdzie elektryfikacja się nie sprawdza – w przemyśle ciężkim, lotnictwie czy żegludze. Ale w przypadku prywatnych samochodów osobowych – przegrał z baterią.
Dlaczego wodór nie wypalił?
Powodów jest kilka. Po pierwsze – brak dostępnych modeli samochodów. Po drugie – wysokie koszty produkcji i dystrybucji wodoru. Po trzecie – niska wydajność energetyczna całego procesu, od produkcji, przez transport, po tankowanie i wykorzystanie w ogniwach paliwowych.
Dodatkowo, utrzymanie stacji wodorowych jest kosztowne i skomplikowane, a bez dużej liczby użytkowników – nierentowne. W Austrii doszło do klasycznego błędnego koła: nie było stacji, więc nie było aut. Nie było aut – więc nie było sensu inwestować w stacje.
Co dalej?
Decyzja OMV to sygnał, który może odbić się echem także w innych krajach. Jeśli Austria – jeden z bardziej zaawansowanych technologicznie i ekologicznie krajów UE – rezygnuje z publicznego tankowania wodoru, to może być początek szerszego odwrotu od tego paliwa w sektorze detalicznym.
Czy inne państwa pójdą tą samą drogą? Czy może ktoś zdecyduje się zaryzykować i postawi na długofalowy rozwój infrastruktury wodorowej?
Z drugiej strony – czy warto nadal inwestować w coś, co najwyraźniej nie znajduje odbiorców?
Czas na Twoją opinię
Co myślisz o tej decyzji? Czy Austria za szybko zrezygnowała z wodoru? A może to rozsądny krok i lepiej skupić się na elektromobilności bateryjnej?
Zachęcamy do dyskusji w komentarzach. Twój głos może rzucić nowe światło na przyszłość napędów alternatywnych.
Dołącz do dyskusji