Spis treści
Producenci samochodów dostali właśnie prezent od Unii Europejskiej. Emisje CO2 będą mogli uśrednić wynikami z trzech lat – 2025, 2026 i 2027, zamiast rozliczać je co roku w tym okresie. Bruksela tłumaczy to potrzebą zapewnienia stabilności prawnej dla branży motoryzacyjnej. Ekologowie alarmują: to krok wstecz i zagrożenie dla rozwoju elektromobilności.
Nowe przepisy przegłosowane w Parlamencie Europejskim
Zmiana przepisów została przegłosowana w Parlamencie Europejskim większością głosów – 458 europosłów było za, 101 przeciw, a 14 wstrzymało się od głosu. Równolegle ten sam tekst zaakceptowała Rada Unii Europejskiej. Do pełnego przyjęcia przepisów brakuje już tylko formalnego zatwierdzenia.
Nowe prawo nie zmienia samego celu redukcji – nadal obowiązuje wymóg obniżenia średnich emisji CO2 o 15% do 2025 roku w stosunku do poziomu z 2021. Różnica polega na sposobie rozliczania – nie rok po roku, ale jako średnia z trzech lat: 2025, 2026 i 2027.
Co to oznacza w praktyce?
Dzięki tej zmianie, producenci aut będą mogli swobodniej zarządzać swoim portfolio. Jeśli w jednym roku przekroczą limit emisji, ale w kolejnych go zrekompensują, nie poniosą kar. To daje więcej elastyczności, ale jednocześnie może oznaczać mniejsze ciśnienie na szybkie przechodzenie na napędy elektryczne.
To właśnie budzi największe obawy ekspertów i organizacji ekologicznych.
Ostrzeżenie ze strony ekologów
Transport & Environment, jedna z najważniejszych organizacji zajmujących się transportem i ochroną klimatu w Europie, nie przebiera w słowach. Ich zdaniem opóźnienie może osłabić tempo przejścia na elektromobilność, bo znika główna motywacja finansowa – unikanie kar za przekroczenie limitów.
„To absurd, że UE luzuje cele emisji akurat wtedy, gdy sprzedaż aut elektrycznych rośnie jak na drożdżach” – komentuje Laura Vélez de Mendizábal, ekspertka ds. elektromobilności w hiszpańskim oddziale T&E.
Według danych T&E, sprzedaż samochodów elektrycznych wzrosła w pierwszym kwartale 2025 roku aż o 45%. Co istotne – przyczyniły się do tego tańsze modele, które producenci wypuścili właśnie po to, by spełnić wcześniejsze limity emisji.
Z ich perspektywy zmiana przepisów może więc spowolnić inwestycje w elektromobilność, bo znika presja, która zmuszała producentów do szybkiego działania.
Co na to Komisja Europejska?
Komisja Europejska, z Ursulą von der Leyen na czele, broni decyzji. Według niej to kompromis pomiędzy ambicjami klimatycznymi a potrzebami przemysłu, który mierzy się z dużą niepewnością. Chodzi o inwestycje, łańcuchy dostaw, inflację i wyzwania technologiczne.
Von der Leyen podkreśliła, że regulacyjna przewidywalność jest dziś kluczowa, zarówno dla producentów, jak i inwestorów, którzy finansują transformację.
Czy to spowolni rewolucję elektryczną?
To pytanie, na które dziś nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wiele zależy od decyzji samych producentów. Jedni mogą wykorzystać elastyczność, by opóźniać wprowadzanie aut elektrycznych, inni – potraktują to jako okres przejściowy, w którym dopracują technologie i przygotują się do ostrzejszych regulacji po 2027 roku.
Prawdziwym testem będzie zachowanie konsumentów. Jeśli popyt na auta elektryczne utrzyma się na wysokim poziomie, producenci i tak będą musieli dostarczać odpowiednią ofertę – niezależnie od przepisów. Ale jeśli popyt wyhamuje, a regulacje nie będą ich zmuszać do zmian, rynek może się rozleniwić.
Polska na rozdrożu
Z punktu widzenia Polski, sytuacja jest złożona. Z jednej strony – kraj nadal jest w tyle pod względem udziału EV w rynku. Z drugiej – rosnąca liczba tanich modeli i inwestycje w infrastrukturę zaczęły przynosić efekty. Jeśli teraz impuls do zmian osłabnie, Polska może jeszcze bardziej się oddalić od unijnej średniej.
To także istotne z punktu widzenia fabryk – wiele z nich w Polsce produkuje komponenty do EV. Spowolnienie transformacji może zagrozić przyszłym inwestycjom.
Dokąd zmierzamy?
Wprowadzenie uśrednionych limitów emisji to sygnał, że UE zaczyna bardziej liczyć się z nastrojami przemysłu niż z presją ekologiczną. To zrozumiałe w kontekście geopolityki i wyzwań gospodarczych, ale może kosztować nas cenne lata w walce o neutralność klimatyczną.
To również test dla producentów – czy wykorzystają tę elastyczność mądrze, czy jako wymówkę, by odwlec trudne decyzje.
Zachęcamy do dyskusji: Czy Unia powinna łagodzić cele klimatyczne dla przemysłu? Czy to krok w stronę realizmu, czy cofnięcie się z kursu na zeroemisyjność?
Dołącz do dyskusji