Spis treści
Kalifornijska firma Karma Automotive, znana ze swojej burzliwej historii i niszowych projektów, właśnie pokazała światu swoje najnowsze dzieło. To Karma Amaris, zapierające dech w piersiach coupe, które próbuje na nowo zdefiniować pojęcie samochodu elektrycznego. Zamiast iść na wojnę o jak największą baterię, Amaris proponuje inne, niezwykle ciekawe rozwiązanie. Ma potężny napęd elektryczny, ale na pokładzie ukrywa też spalinowego asa w rękawie.
Elektryczne serce, spalinowy anioł stróż
Sercem Karmy Amaris są dwa silniki elektryczne umieszczone na tylnej osi. Generują one imponującą moc 708 koni mechanicznych i moment obrotowy sięgający 916 Nm. Taki zestaw katapultuje to luksusowe coupe od zera do 100 km/h w czasie poniżej 3,5 sekundy, a prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 265 km/h. To osiągi godne rasowego supersamochodu.
Energię do silników dostarcza akumulator o pojemności 41,5 kWh. Według producenta, pozwala on na przejechanie w trybie czysto elektrycznym ponad 160 kilometrów. I tu dochodzimy do sedna innowacyjności tego projektu. Gdy prąd w baterii się skończy, do akcji wkracza trzycylindrowy, turbodoładowany silnik benzynowy.
Jego rola jest jednak zupełnie inna niż w klasycznej hybrydzie. Silnik spalinowy nie ma żadnego mechanicznego połączenia z kołami. Działa on wyłącznie jako pokładowy generator prądu, który na bieżąco doładowuje akumulatory. Dzięki temu, mając pełny bak i naładowaną baterię, Karma Amaris jest w stanie pokonać łączny dystans ponad 640 kilometrów, uwalniając kierowcę od „lęku o zasięg” i konieczności planowania podróży od ładowarki do ładowarki.


Luksus bez kompromisów
Wyjątkowy napęd to nie wszystko. Karma Amaris to pokaz możliwości stylistycznych i technologicznych marki. Nadwozie wykonano z lekkiej mieszanki aluminium i włókna węglowego, a całość osadzono na potężnych, 22-calowych kutych felgach. Sylwetka jest niska, długa i agresywna – dokładnie taka, jakiej oczekujemy od dwudrzwiowego coupe z najwyższej półki.
Wnętrze przeznaczone jest tylko dla dwóch osób, a przestrzeń za fotelami wygospodarowano na bagaż. Kokpit to królestwo nowoczesnych technologii. Znajdziemy tu aż trzy ekrany: jeden dla kierowcy, pełniący rolę cyfrowych zegarów, centralny do obsługi inforozrywki oraz dodatkowy wyświetlacz przeznaczony dla pasażera. Co ciekawe, ten ostatni aktywuje się tylko wtedy, gdy ktoś faktycznie zajmuje miejsce obok kierowcy.
Do wykończenia kabiny Karma Amaris użyto skóry, zamszu, włókna węglowego i fortepianowej czerni. Ciekawym gadżetem jest elektrochromatyczny szklany dach, który za naciśnięciem jednego przycisku potrafi zmienić się z przezroczystego w całkowicie matowy, ograniczając dostęp światła do wnętrza.


Trudna historia i niepewna przyszłość
Karma Amaris to bez wątpienia fascynujący projekt, ale jego rynkowy sukces stoi pod dużym znakiem zapytania. Marka Karma Automotive wyrosła na zgliszczach firmy Fisker, a jej historia pełna jest finansowych problemów i walki o przetrwanie. Dziś, należąc do chińskiego giganta Wanxiang, próbuje po raz kolejny znaleźć swoje miejsce w motoryzacyjnym świecie.
Amaris jest rzuceniem rękawicy w segmencie ultraluksusowych samochodów. Cena startująca od około 200 000 dolarów (730 000 zł) stawia go w bezpośredniej konkurencji z modelami Porsche, Ferrari czy Audi. Jego unikalny napęd to z jednej strony wielki atut, a z drugiej potencjalna wada. Dla jednych będzie to idealny kompromis łączący zalety napędu elektrycznego z wygodą silnika spalinowego. Dla purystów elektromobilności obecność generatora na benzynę może być jednak nie do zaakceptowania.
Produkcja modelu ma ruszyć pod koniec przyszłego roku. To ambitny, ale i ryzykowny krok. Karma Amaris to „samochód-halo”, który ma przyciągnąć uwagę do marki i pokazać jej technologiczny potencjał. Jego powodzenie będzie zależało od tego, czy znajdzie się wystarczająco wielu zamożnych klientów, którzy docenią tę nietypową koncepcję i zaufają małej, kalifornijskiej firmie z trudną przeszłością.
Czy taki pomysł na napęd ma sens w dobie coraz szybszych ładowarek i większych baterii? A może to idealny kompromis, który rozwiązuje największe bolączki dzisiejszych aut elektrycznych? Dajcie znać, co myślicie w komentarzach!
Dołącz do dyskusji