Spis treści
To koniec pewnej epoki dla Miasta Aniołów. Los Angeles, druga największa metropolia w Stanach Zjednoczonych, oficjalnie zakończyła erę spalania węgla na potrzeby produkcji energii elektrycznej. Urzędnicy miejscy potwierdzili, że tuż przed tegorocznym Świętem Dziękczynienia wygaszono ostatnie bloki w elektrowni Intermountain Power Project (IPP) w stanie Utah. Decyzja ta jest nie tylko symbolem transformacji energetycznej, ale też punktem zapalnym w ciekawej politycznej potyczce między stanami.
Węgiel, który przez dekady napędzał kalifornijskie klimatyzatory i tesle, odchodzi do lamusa. Jeszcze w 2024 roku ta jedna elektrownia odpowiadała za dostarczanie aż 11 procent prądu dla Los Angeles. Dziś wskaźnik ten spadł do okrągłego zera.
Gigant z Utah gaśnie po cichu, choć politycy krzyczą
Intermountain Power Project nie był małym zakładem. To potężna instalacja z dwoma blokami o łącznej mocy około 1800 MW, zlokalizowana w regionie Great Basin w Utah. Przez lata stanowiła kręgosłup energetyczny południowej Kalifornii, przesyłając prąd setki kilometrów na zachód. Jednak technologia i ekonomia okazały się nieubłagane.
Co ciekawe, wyłączenie elektrowni napotkało na niespodziewany opór polityczny. Legislatura stanu Utah, zdominowana przez Republikanów, próbowała w ostatniej chwili zablokować ten ruch. Wydano nawet specjalne zarządzenie, które zabraniało operatorowi (Intermountain Power Agency) pełnego wycofania jednostek węglowych z eksploatacji czy ich fizycznego odłączenia w tym roku. Politycy z Utah chcieli za wszelką cenę utrzymać węglowe status quo.
Rzeczywistość rynkowa zweryfikowała jednak te plany brutalnie. Mimo politycznego mandatu nakazującego utrzymanie gotowości, nie zgłosił się żaden kupiec chętny do przejęcia i dalszego eksploatowania przestarzałych bloków węglowych. Ekonomia zwyciężyła nad ideologią – nikt nie chciał inwestować w technologię, która w dzisiejszych realiach USA staje się po prostu nieopłacalna i jest obarczona ogromnym ryzykiem regulacyjnym.
Wodór wchodzi do gry – plan IPP Renewed
Zamknięcie bloków węglowych nie oznacza jednak, że potężna infrastruktura w Utah pójdzie na zmarnowanie. Departament Wody i Energii Los Angeles (LADWP) realizuje tam ambitny plan modernizacji o nazwie „IPP Renewed”. To podręcznikowy przykład transformacji, o której marzy wielu energetyków na świecie, w tym w Polsce.
W miejsce brudnego węgla wchodzą nowoczesne bloki gazowe, ale z bardzo ważnym zastrzeżeniem. Są one „hydrogen-capable”, czyli przystosowane do współspalania wodoru. Nowe jednostki na starcie będą zasilane gazem ziemnym, ale ich konstrukcja pozwala na domieszkę do 30 proc. zielonego wodoru. Docelowo, w bliżej nieokreślonej przyszłości, mają być w stanie spalać 100 proc. tego czystego paliwa.
LADWP zapowiada, że proces dodawania zielonego wodoru do miksu paliwowego rozpocznie się już w 2026 roku. To odważny krok, który ma zmienić klasyczną elektrownię gazową w gigantyczny magazyn i generator czystej energii, wykorzystujący nadwyżki z OZE do produkcji wodoru, by potem spalać go w momentach szczytowego zapotrzebowania.
Burmistrz Bass: To kwestia sprawiedliwości, nie tylko ekologii
Władze Los Angeles „sprzedają” ten sukces nie tylko jako osiągnięcie inżynieryjne, ale przede wszystkim społeczne. Burmistrzyni Karen Bass podkreśla, że rezygnacja z węgla to element budowania nowej gospodarki.
„Odejście Los Angeles od węgla to nie tylko zaprzestanie używania go do zasilania naszego miasta – to budowa gospodarki czystej energii, która przyniesie korzyści każdemu mieszkańcowi. Ten kamień milowy przyspieszy nasze przejście na 100 procent czystej energii do 2035 roku” – stwierdziła Bass.
Cel jest ambitny: pełna dekarbonizacja w ciągu zaledwie dekady. Aby to osiągnąć, miasto pompuje ogromne środki nie tylko w wielkoskalowe projekty, ale też w lokalne programy fotowoltaiki dachowej i efektywności energetycznej.
Eland Solar – magazyn energii, który zmienia zasady gry
Odejście od węgla nie byłoby możliwe bez zabezpieczenia stabilności sieci. Węgiel, mimo swoich wad, dawał pewność dostaw. Słońce i wiatr są kapryśne. Dlatego kluczowym elementem układanki stał się oddany do użytku w sierpniu tego roku Eland Solar-plus-Storage Center.
To inwestycja o skali, która robi wrażenie nawet na tle globalnym. Projekt łączy farmę fotowoltaiczną o mocy 758 MW z potężnym magazynem energii. Parametry baterii to 300 MW mocy i aż 1200 MWh pojemności. Oznacza to, że magazyn może oddawać pełną moc przez cztery godziny po zachodzie słońca.
Instalacja ta jest w stanie zasilić ponad 260 000 gospodarstw domowych w Los Angeles. To właśnie dzięki takim projektom jak Eland, kalifornijski departament energii mógł pochwalić się, że w 2025 roku udział czystej energii w miksie energetycznym miasta przekroczył barierę 60 procent. Zastąpienie stabilnego węgla wymaga właśnie takich hybrydowych rozwiązań – taniego OZE wspartego potężnym buforem bateryjnym.
Czy gaz z wodorem to pułapka czy pomost?
Decyzja Los Angeles jest bez wątpienia historyczna, ale rodzi też pytania o przyszłość. Przejście z węgla na gaz (nawet z domieszką wodoru) jest przez wielu ekologów traktowane sceptycznie. Gaz ziemny to wciąż paliwo kopalne. Obietnica „100 proc. wodoru” w przyszłości brzmi świetnie, ale technologicznie i ekonomicznie jest to wciąż wyzwanie. Produkcja zielonego wodoru jest kosztowna i energochłonna.
Istnieje ryzyko, że projekt IPP Renewed przez długie lata pozostanie głównie elektrownią gazową, a wodór będzie jedynie „kwiatkiem do kożucha”, stanowiącym niewielki procent wsadu. Z drugiej strony, bez stabilnych źródeł sterowalnych – a takimi są turbiny gazowe – utrzymanie stabilności sieci w tak ogromnym mieście jak LA, przy rosnącym udziale OZE, byłoby niemożliwe. Baterie litowo-jonowe, takie jak w projekcie Eland, świetnie radzą sobie ze szczytami wieczornymi, ale nie zastąpią generacji w przypadku długotrwałej flauty wiatrowej czy pochmurnych tygodni.
Ciekawym wątkiem jest też konflikt na linii Utah-Kalifornia. Pokazuje on, jak bardzo upolityczniona stała się energetyka w USA. Stan produkujący energię (konserwatywne Utah) próbuje narzucić technologię odbiorcy (liberalna Kalifornia), ale ostatecznie to pieniądz decyduje. Skoro LA nie chce kupować brudnego prądu, a nikt inny go nie potrzebuje, elektrownia musi upaść. To lekcja dla regionów górniczych na całym świecie – sztuczne utrzymywanie życia węglowych aktywów bez rynku zbytu jest skazane na porażkę.
A Wy co sądzicie o strategii Los Angeles? Czy zastępowanie węgla gazem z obietnicą wodoru to realna transformacja, czy tylko pudrowanie rzeczywistości? Czy Polska powinna iść podobną drogą, budując bloki „hydrogen-ready”? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!











Dołącz do dyskusji