Spis treści
W lipcu z europejskich konfiguratorów Tesli zniknęły dwa flagowe modele. Tesla Model S i Model X po prostu wyparowały. W branży zawrzało. Czy to koniec pewnej epoki? Czy Tesla, skupiona na masowej produkcji Modelu Y i 3, ostatecznie uśmierca swoje luksusowe, ale starzejące się legendy na Starym Kontynencie? Sprzedaż tych aut i tak leżała, a konkurencja ze strony Mercedesa, BMW czy Lucid dawno odrobiła lekcje.
Wydawało się, że to logiczny koniec drogi. A jednak Tesla znowu zaskoczyła. Po trzymiesięcznej przerwie, Model S i Model X wracają do oferty. I choć na pierwszy rzut oka wyglądają niemal identycznie, Tesla zapewnia, że kluczowe zmiany zaszły głęboko pod karoserią.
Wielki powrót, ale na pół gwizdka
Flagowce Tesli można już zamawiać w Europie (i w Polsce), a pierwsze dostawy zaplanowano na listopad. Ceny? Tesla Model S startuje od 496 890 zł, a Tesla Model X od 524 990 zł.
Jest jednak pewien haczyk, który doskonale widać na polskim rynku. Choć samochody faktycznie pojawiły się w ofercie, nie można ich dowolnie skonfigurować. Polski klient nie może wejść na stronę i „zbudować” swojego wymarzonego Modelu S. Dostępne są wyłącznie samochody wstępnie skonfigurowane (tzw. inventory), które dopiero zmierzają do Polski.
Sugeruje to, że Tesla nie wchodzi „na pełnej” z ofensywą. To raczej ostrożne badanie rynku i próba upłynnienia wyprodukowanych już aut, dostosowanych do europejskich norm. Dodatkiem do zakupu jest nieograniczone ładowanie na stacjach Tesla Supercharger oraz bezpłatna Łączność Premium


Lifting, którego nie widać, ale który słychać
Zespół projektowy Tesli nie wysilał się przy zmianach zewnętrznych. To ten sam, choć wciąż futurystyczny, design. Prawdziwa rewolucja zaszła gdzie indziej i skupiła się na największej wadzie poprzedników – komforcie.
Odświeżone modele S i X otrzymały gruntownie ulepszoną izolację akustyczną oraz wzmocnione aktywne wygłuszanie szumów (ANC). To bezpośrednia odpowiedź na zarzuty, że flagowce Tesli są po prostu głośne w środku w porównaniu do niemieckiej konkurencji premium, jak Mercedes EQS.
Inżynierowie na nowo zestroili także zawieszenie pneumatyczne. W połączeniu z nowymi tulejami ma ono zapewniać jednocześnie płynniejszą jazdę i lepsze właściwości dynamiczne. Krótko mówiąc: ma być ciszej i bardziej miękko.
Do drobnych zmian wizualnych należą nowe wzory 19- i 21-calowych felg oraz ambientowe oświetlenie wnętrza, którego kolorem można teraz sterować na ekranie. W Modelu X Tesla chwali się też, że udało jej się wygospodarować więcej miejsca dla pasażerów w trzecim rzędzie siedzeń.
Dłuższy zasięg i nowa kamera, ale wciąż bez radaru
Aktualizacja przyniosła też nowy osprzęt. Oba modele w standardzie otrzymują adaptacyjne reflektory oraz lampki ostrzegające o martwym polu – element, którego brak był wcześniej wytykany. Podobnie jak w młodszym rodzeństwie, na pokładzie jest też teraz standardowa przednia kamera.
Tesla konsekwentnie trzyma się jednak swojej drogi „Tesla Vision”. Samochody nadal nie mają radaru, polegając wyłącznie na przetwarzaniu obrazu z kamer.
Kluczowa jest jednak wydajność. Dzięki nowym, aerodynamicznym felgom i oponom o obniżonych oporach toczenia, zasięg znów imponuje. Model S Long Range może się teraz pochwalić zasięgiem WLTP na poziomie aż 744 kilometrów. Cięższy Model X również notuje poprawę, osiągając do 649 kilometrów na jednym ładowaniu.


Plaid to teraz stabilna rakieta
Najwięcej zyskała topowa wersja – Model S Plaid. Osiągi pozostają absurdalne: przyspieszenie od zera do 100 km/h w 2,1 sekundy i prędkość maksymalna 322 km/h (wymaga opcjonalnych hamulców ceramicznych). Zasięg tego wariantu to 611 km.
Tesla skupiła się jednak na stabilności. Poprzedni Plaid był krytykowany za nerwowe zachowanie przy ekstremalnych prędkościach. Dlatego nowy model dostał przeprojektowany przedni zderzak i nowy splitter. Z tyłu pojawiły się zaktualizowane fartuchy oraz karbonowy spojler i dyfuzor. Wszystko to ma na celu poprawę stabilności przy wysokich prędkościach.
Pod maską (a raczej w silnikach) wirniki napędowe otrzymały specjalne karbonowe tuleje, które mają zapewnić lepszą wydajność pod ekstremalnym obciążeniem. Mimo tych osiągów, Plaid wciąż pozostaje jedną z najlepszych ofert cenowych w segmencie hiper-sedanów.
Analiza. czy ten puder wystarczy?
Powrót Modeli S i X jest zaskakujący tylko na pierwszy rzut oka. Prawdą jest, że ich sprzedaż w Europie niemal nie istniała. Prawdą jest też, że konstrukcja S-ki pamięta jeszcze 2009 rok (choć produkcja ruszyła w 2012). Rynek luksusowych limuzyn i SUV-ów jest dziś zupełnie inny niż dekadę temu.
Dlaczego więc Tesla w ogóle zawraca sobie nimi głowę? Odpowiedzią są marże. To na flagowcach zarabia się najwięcej. To one budują wizerunek marki i napędzają sprzedaż tańszych modeli.
Odświeżenie, choć subtelne, uderza w najczulsze punkty. Poprawa wyciszenia i komfortu zawieszenia to bezpośrednia próba walki z Mercedesem EQS i BMW i7, które do tej pory wygrywały właśnie tym. Tesla pokazuje: „potrafimy być nie tylko szybcy, ale też luksusowi”. Utrzymanie przewagi w zasięgu (744 km!) to wciąż potężny argument.
Strategia wdrożenia ich na rynek „tylko z magazynu” jest jednak bardzo ostrożna. Tesla najwyraźniej bada popyt. Nie chce ryzykować uruchomienia pełnej konfiguracji i produkcji, jeśli zainteresowanie będzie znikome. To „miękki start”, który ma sprawdzić, ilu klientów premium jest jeszcze skłonnych wybrać starą legendę w nowej, cichszej odsłonie, zamiast świeżych propozycji konkurencji.
Pytanie brzmi: czy to wystarczy, by odwrócić trend? Dajcie znać w komentarzach, co myślicie. Czy ten lifting ma sens, czy to reanimacja legendy, która powinna już ustąpić miejsca nowszym modelom?
Dołącz do dyskusji