Spis treści
Przyzwyczailiśmy się, że Tesla w ostatnich latach raczej zaskakiwała nas obniżkami lub stabilizacją cen na bardzo atrakcyjnym poziomie. Tymczasem amerykański producent postanowił zafundować polskim klientom mały „zimny prysznic”. Najtańsza przepustka do świata Elona Muska właśnie stała się droższa. Zmiana w cenniku jest nagła, wyraźna i rodzi uzasadnione pytania o strategię firmy na najbliższe miesiące. Czy to tylko korekta inflacyjna, czy może przygotowanie gruntu pod zupełnie nowy model sprzedaży?
Koniec promocji na podstawowy wariant
Sytuacja dotyczy Tesli Model 3 z napędem na tylne koła (RWD). To jedyny wariant w obecnej gamie, który korzysta z baterii litowo-żelazowo-fosforanowej (LFP). Do niedawna ten samochód był dostępny za niezwykle kuszące 184 990 złotych, co czyniło go bezkonkurencyjnym w swojej klasie pod względem stosunku ceny do oferowanych możliwości.
Teraz jednak konfigurator wita nas nową kwotą. Samochód kosztuje obecnie 194 990 złotych. Mamy więc do czynienia z podwyżką o równe 10 000 złotych, co przekłada się na wzrost ceny o 5,4 procent. Dla wielu osób, które zwlekały z decyzją o zakupie, licząc na utrzymanie status quo, może to być bolesna niespodzianka. Warto jednak spojrzeć na ten ruch szerzej, bo w szaleństwie Tesli zazwyczaj jest metoda.
Marketingowa zagrywka przed debiutem wersji Standard?
Analitycy rynku i obserwatorzy poczynań Tesli węszą tu sprytny zabieg psychologiczny. Od dłuższego czasu w kuluarach mówi się o wprowadzeniu do europejskiej oferty Tesli Model 3 w wersji „Standard”, która zadebiutowała już w USA. Jest to edycja zubożona, pozbawiona części wyposażenia, które w obecnym Modelu 3 po liftingu (Highland) uważamy za normę.
Podniesienie ceny obecnego modelu RWD może służyć wytworzeniu odpowiedniego „bufora” cenowego. Gdy zubożona edycja Standard wreszcie zawita do polskiej oferty, klienci mają zauważyć różnicę w cenie i odebrać ją jako okazję. Jeśli obecny, dobrze wyposażony model kosztowałby nadal 185 tysięcy, trudno byłoby sensownie wycenić wersję „gołą” tak, by jej zakup miał sens ekonomiczny dla producenta. Przy cenie bliskiej 195 tysięcy za obecny model, wersja Standard może wejść na rynek z metką, którą widzieliśmy wcześniej, i wydawać się atrakcyjną propozycją dla flot czy taksówkarzy.
Co tracimy w nadchodzącej wersji Standard?
Warto przy tej okazji przypomnieć, czym obecny Model 3 RWD różni się od wersji Standard, która może wkrótce stać się nowym „tanim” otwarciem cennika. Obecnie, mimo podwyżki, wciąż otrzymujemy pełnoprawnego Highlanda.
Nie znajdziemy tam tylnego wyświetlacza dla pasażerów, który jest jednym z wyróżników nowej trójki. Zniknęła elektryczna regulacja kolumny kierownicy, automatycznie przyciemniane lusterka, a także nie ma reflektorów matrycowych, które znacząco poprawiają komfort jazdy nocą. Dlatego obecne miesiące mogą być de facto ostatnim momentem, w którym da się kupić Model 3 z napędem na tył, mniejszą baterią, ale wciąż z „pełnym wypasem” wewnątrz, nawet jeśli trzeba za to zapłacić 10 tysięcy więcej.
Reszta cennika pozostaje bez zmian
Co ciekawe, nowy cennik Tesli Model 3 RWD to jedyna zmiana, jaką wprowadzono w konfiguratorze. Wyższe wersje wyposażeniowe, czyli Long Range oraz topowa Performance, oparły się podwyżkom.
Warianty te nadal dostępne są według stawek ustalonych w styczniu 2025 roku. Za wersję Long Range RWD (napęd na tył, duża bateria) zapłacimy 209 990 złotych, Long Range AWD (napęd na obie osie) to wydatek 214 990 złotych, a bestia w wersji Performance kosztuje 244 990 złotych.
Stabilność zachowały również ceny opcji dodatkowych. Białe wnętrze nadal wiąże się z dopłatą 5 500 złotych, Rozszerzony Autopilot kosztuje 19 500 złotych, a pakiet Pełnej Zdolności do Samodzielnej Jazdy (FSD) wyceniany jest na 39 000 złotych. Widać wyraźnie, że korekta ma charakter punktowy i celuje w klienta szukającego najtańszego wejścia w świat elektromobilności.
Nowe serce w podstawowej Trójce
Warto przy okazji przyjrzeć się temu, co dokładnie kupujemy za te niespełna 195 tysięcy złotych. Samochód wyposażany jest obecnie w pakiet baterii oznaczany jako CATL 6M. Ma on pojemność 64,5 kWh brutto (netto około 62,5 kWh). Jest to zmiana wprowadzona latem tego roku – wcześniej montowano ogniwa CATL 6L o nieco mniejszej pojemności (około 60 kWh netto).
Jak przekłada się to na zasięg? Tutaj mamy mały paradoks. Zasięg WLTP wzrósł z 513 do 520 jednostek na 19-calowych felgach Nova oraz do około 554 jednostek na mniejszych, 18-calowych felgach Photon. Teoretycznie jest lepiej, ale wzrost zasięgu nie jest proporcjonalny do wzrostu pojemności baterii. Przyczyny takiej charakterystyki nie są do końca jasne, choć z pewnością wynikają z optymalizacji po stronie producenta ogniw lub oprogramowania zarządzającego energią w samej Tesli.
Krok wstecz w kwestii ładowania?
Nowa bateria CATL 6M wyparła z rynku nie tylko starsze pakiety w Modelu 3, ale także cenione akumulatory oparte na ogniwach BYD Blade, które montowano w Tesli Model Y produkowanej w Berlinie. I tutaj dochodzimy do kwestii, która dla entuzjastów technologii może być łyżką dziegciu w beczce miodu.
Ogniwa BYD Blade słynęły ze świetnej krzywej ładowania. Teraz musimy uzbroić się w nieco większą cierpliwość. Czas uzupełniania energii od 10 do 80 procent w optymalnych warunkach dla nowej baterii CATL to około 25-26 minut. Wcześniej, w przypadku ogniw od BYD, udawało się zejść poniżej 20 minut. Różnica 5-6 minut może wydawać się niewielka, ale w trasie, przy kilkukrotnym ładowaniu, zaczyna mieć znaczenie. To kolejny argument przemawiający za tym, że obecna oferta Tesli przechodzi pewną transformację technologiczną, która nie zawsze oznacza postęp we wszystkich parametrach.
Co dalej z rynkiem EV w Polsce?
Podwyżka ceny bazowej Tesli Model 3 to sygnał, że rynek wciąż jest dynamiczny. Mimo wzrostu ceny, Model 3 za 195 tysięcy złotych wciąż bez problemu łapie się na dopłaty z programu „Mój Elektryk” (limit ceny pojazdu to 225 tysięcy złotych), co nieco łagodzi ból przy kasie. Jednak psychologiczna granica dostępności tego auta przesunęła się w górę.
Pozostaje pytanie, jak na ten ruch zareaguje konkurencja. Czy inni producenci, widząc, że lider rynku podnosi ceny, również odważą się na korekty w górę? A może wykorzystają ten moment, by agresywniej powalczyć o klienta, dla którego 10 tysięcy złotych to decydująca kwota?
Chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat. Czy uważacie, że Model 3 RWD w nowej cenie wciąż jest „królem opłacalności”, czy może lepiej poczekać na tańszą, ale gorzej wyposażoną wersję Standard? A może ten ruch skłoniłby Was do dołożenia do wersji Long Range RWD? Dajcie znać w komentarzach.












Dołącz do dyskusji