Spis treści
Chiński gigant technologiczny nie zamierza spoczywać na laurach po sukcesie modelu SU7. Najnowsze doniesienia z Państwa Środka wskazują, że Xiaomi szykuje zmasowaną ofensywę modelową, celując w trzy zupełnie różne grupy klientów: rodziny, fanów wyścigów oraz prezesów potrzebujących limuzyny. Największym zaskoczeniem jest jednak zmiana podejścia do napędu – firma, która dotąd kojarzona była wyłącznie z „czystymi” elektrykami, prawdopodobnie sięgnie po rozwiązanie, które pokochali Chińczycy, a które w Europie wciąż budzi mieszane uczucia.
Rodzinny kolos z silnikiem spalinowym
Najważniejszą nowością w gamie ma być model YU9, ukrywający się pod wewnętrznym kryptonimem „Kunlun”. To nie będzie po prostu kolejny elektryczny SUV. Według raportu Sina Tech, YU9 ma być pierwszym pojazdem Xiaomi wyposażonym w napęd EREV (Extended-Range Electric Vehicle), czyli elektryk z dodatkowym silnikiem spalinowym pełniącym funkcję generatora prądu.
To strategiczny zwrot akcji. Do tej pory Xiaomi stawiało na czystą elektromobilność (BEV). Decyzja o wprowadzeniu range extendera to wyraźny sygnał, że firma chce odebrać klientów marce Li Auto oraz wspieranemu przez Huawei modelowi Aito M9. W Chinach duże, rodzinne SUV-y z generatorem cieszą się ogromną popularnością, ponieważ skutecznie eliminują lęk przed zasięgiem podczas długich, wakacyjnych podróży.
YU9 zapowiada się na prawdziwego giganta. Długość nadwozia ma przekraczać 5,2 metra, a w środku znajdzie się miejsce dla sześciu lub siedmiu pasażerów. To auto ma zmienić postrzeganie marki – z producenta „zabawek dla młodych” (jak często określano model SU7) na dostawcę poważnych samochodów dla głów rodzin. O wadze tego projektu świadczy fakt, że sam założyciel firmy, Lei Jun, był widziany podczas testów tego modelu na płaskowyżu Pamir w regionie Xinjiang. Osobiste zaangażowanie szefa w testy drogowe to w Xiaomi jasny sygnał: ten model nie może zawieść.
Sportowa wizytówka na Europę
Drugim asem w rękawie jest model YU7 GT. To usportowiona wersja SUV-a YU7, która ma jeden główny cel: udowodnić, że Xiaomi potrafi robić auta nie tylko szybkie na prostej, ale też świetnie prowadzące się w zakrętach. Prototypy tego modelu były już wielokrotnie widywane na słynnym niemieckim torze Nürburgring. Obecność tam to nie przypadek – „Zielone Piekło” jest poligonem doświadczalnym dla każdego producenta, który chce być traktowany poważnie w segmencie premium.
Co ciekawe, raporty sugerują, że YU7 GT może być pierwszym modelem Xiaomi, który oficjalnie trafi do sprzedaży w Europie. Jego naturalnym rywalem będzie Tesla Model Y Performance. Chińczycy wiedzą, że aby zaistnieć na Starym Kontynencie, nie wystarczy niska cena. Potrzebują etykietki „technologia” i „osiągi”, a nic nie buduje takiego wizerunku lepiej niż wyczynowy SUV dopracowany na europejskich torach.
Limuzyna dla prezesa
Trzecią nowością jest SU7 L. Jak sama nazwa wskazuje, mamy tu do czynienia z przedłużoną wersją znanego już sedana SU7. Szpiegowskie zdjęcia, które wyciekły do sieci, pokazują wyraźnie wydłużoną sekcję za słupkiem B.
Standardowe SU7 mierzy niemal 5 metrów, ale wersja L ma celować w segment „executive luxury”. Mówimy tu o aucie o długości przekraczającej 5,2 metra i rozstawie osi powyżej 3,1 metra. To terytorium Porsche Panamera Executive. W tym segmencie nie liczy się to, jak auto prowadzi kierowca, ale jak czuje się pasażer na tylnej kanapie. Xiaomi chce stworzyć przestrzeń, która będzie namiastką biura i salonu, oferując prestiż niespotykany w standardowych elektrykach tej klasy.
Xiaomi dojrzewa w ekspresowym tempie
Strategia Xiaomi przypomina blitzkrieg. Zaledwie rok po debiucie rynkowym firma nie tylko rozbudowuje ofertę, ale wchodzi w nisze, które inni producenci badają latami. Decyzja o wdrożeniu technologii EREV w modelu YU9 jest szczególnie interesująca. Pokazuje ona pragmatyzm Chińczyków. Zauważyli oni, że w segmencie wielkich, ciężkich SUV-ów czysty napęd elektryczny wciąż bywa uciążliwy w trasie. Zamiast walczyć z fizyką i montować gigantyczne, ciężkie baterie (co robią niektórzy konkurenci), Xiaomi wybiera drogę „złotego środka” – mniejsza bateria plus generator.
Warto też spojrzeć na liczby. W listopadzie Xiaomi dostarczyło klientom ponad 46 tysięcy pojazdów. To wzrost o niemal 100% rok do roku, choć zanotowano niewielki, prawie 5-procentowy spadek w porównaniu do października. Czy to powód do niepokoju? Raczej nie. Rynek chiński jest niezwykle konkurencyjny, a drobne wahania miesięczne są naturalne. Ważniejszy jest długofalowy plan wejścia do Europy, który zarząd wyznaczył na okolice 2027 roku. Model YU7 GT testowany na Nürburgringu sugeruje, że przygotowania te idą pełną parą.
Dywersyfikacja gamy na trzy tak różne kierunki (rodzina, sport, luksus) to ryzykowny, ale logiczny krok. Xiaomi ma potężne zaplecze finansowe i technologiczne, by nie być tylko „kolejnym producentem EV”. Chcą być ekosystemem. YU9 zamknie w sobie rodzinę, SU7 L dowiezie prezesa na spotkanie, a YU7 GT da radość z jazdy w weekend.
Ciekawi mnie Wasze zdanie na temat zwrotu w stronę hybryd z range extenderem. Czy uważacie, że to krok wstecz dla firmy technologicznej, czy może jedyny rozsądny sposób na napędzanie wielkich, rodzinnych SUV-ów w dzisiejszych realiach? I czy widzielibyście „chińskie Porsche” w przedłużonej wersji na polskich drogach? Dajcie znać w komentarzach.













Dołącz do dyskusji