Spis treści
Najnowsze dane płynące z raportu BloombergNEF przynoszą powiew optymizmu dla wszystkich, którzy wyczekują momentu, w którym samochody elektryczne zrównają się ceną ze swoimi spalinowymi odpowiednikami. Rok 2025 przyniósł spadki cen ogniw, których dynamika zaskoczyła wielu analityków. Jednak eksperci ostrzegają: baterie tanieją, ale dalsza droga w dół nie będzie już tak prosta i bezbolesna, a na horyzoncie widać czarne chmury związane z geopolityką i rynkiem surowców.
Rekordowe spadki w 2025 roku
Jeszcze w 2024 roku średnia cena za kilowatogodzinę (kWh) pojemności baterii wynosiła 115 dolarów. Wielu obserwatorów rynku zastanawiało się, czy ten trend uda się utrzymać w obliczu globalnych zawirowań. Rzeczywistość okazała się jednak łaskawsza dla branży automotive. Zgodnie z dorocznym badaniem przeprowadzonym przez BloombergNEF, ceny baterii w 2025 roku spadły o solidne osiem procent, osiągając poziom 108 dolarów za kWh.
To wynik, który jeszcze dekadę temu wydawał się wręcz nierealny. Warto przypomnieć, że w 2010 roku za jedną kilowatogodzinę trzeba było zapłacić blisko 1000 dolarów. Dzisiejsze stawki to zaledwie ułamek tej kwoty, co dobitnie pokazuje, jak gigantyczny postęp technologiczny i procesowy dokonał się w relatywnie krótkim czasie.
Co stoi za tak gwałtownym spadkiem cen w bieżącym roku? Kluczowym czynnikiem okazała się mordercza konkurencja między producentami ogniw, szczególnie tymi z Państwa Środka. Nadpodaż mocy produkcyjnych w Chinach wymusiła na firmach agresywną walkę cenową, na czym finalnie skorzystali producenci samochodów, a w perspektywie – klienci końcowi.
Prognozy na 2026: Hamowanie trendu?
Choć obecne wyniki cieszą, analitycy BloombergNEF wylewają kubeł zimnej wody na rozgrzane głowy entuzjastów. Oczekuje się, że w 2026 roku ceny nadal będą spadać, ale dynamika tego procesu wyraźnie wyhamuje. Szacuje się, że średnia cena pakietu bateryjnego spadnie do 105 dolarów za kWh. Oznacza to redukcję o zaledwie trzy procent – znacznie mniej niż tegoroczne osiem.
Skąd ta ostrożność w prognozach? Głównym winowajcą nie jest sama technologia, lecz otoczenie makroekonomiczne i polityczne. Rosnące cła i bariery handlowe na arenie międzynarodowej zaczynają realnie wpływać na koszty. Wojny handlowe między największymi blokami gospodarczymi sprawiają, że tani import ogniw staje się coraz trudniejszy. To właśnie taryfy celne, obok kosztów surowców, są wskazywane jako główny hamulec dalszych, spektakularnych obniżek.
Surowcowy rollercoaster i ryzyka w łańcuchu dostaw
Sytuacja na rynku metali niezbędnych do produkcji baterii przypomina jazdę bez trzymanki. Choć generalny trend cenowy baterii jest spadkowy, to koszty poszczególnych komponentów potrafią wariować. BloombergNEF zwraca uwagę na niestabilność cen poszczególnych metali, które w ciągu roku potrafiły okresowo rosnąć, grożąc zachwianiem całego rynku.
Szczególnie niepokojące sygnały płyną z Demokratycznej Republiki Konga. Ograniczenia w eksporcie kobaltu doprowadziły do drastycznego wzrostu cen tego surowca. Miedzy styczniem a październikiem cena kobaltu poszybowała w górę o szokujące 124 procent. To pokazuje, jak kruchy jest łańcuch dostaw oparty na rzadkich minerałach wydobywanych w niestabilnych politycznie regionach. Do tego dochodzą problemy w chińskich kopalniach litu, które również stanowią istotne ryzyko dla płynności produkcji.
Ewolucja technologiczna: Zwrot ku LFP
W obliczu drogiego kobaltu i niklu, branża motoryzacyjna wykonuje strategiczny zwrot. Obserwujemy masowe przechodzenie na technologię litowo-żelazowo-fosforanową (LFP). Ogniwa te, choć oferują nieco mniejszą gęstość energii, są tańsze w produkcji, bezpieczniejsze i – co kluczowe – nie wymagają drogiego kobaltu.
Evelina Stoikou, szefowa zespołu ds. technologii bateryjnych w BloombergNEF, podkreśla, że „bezlitosna konkurencja sprawia, że baterie tanieją z roku na rok”. To właśnie zmiana miksu technologicznego w stronę tańszych rozwiązań LFP jest jednym z głównych motorów napędowych spadków cen, mimo trudnej sytuacji na rynku surowców.
Rewolucja w energetyce stacjonarnej
Taniejące baterie to świetna wiadomość nie tylko dla kierowców, ale może przede wszystkim dla stabilności sieci energetycznych. Przez lata magazynowanie energii było „świętym graalem” OZE – technologią potrzebną, ale zbyt drogą do masowego wdrożenia. Przy obecnych cenach sytuacja zmienia się diametralnie.
Niższe koszty ogniw otwierają drogę do budowy wielkoskalowych magazynów energii. Systemy te są niezbędne do stabilizowania pracy farm wiatrowych i fotowoltaicznych, których produkcja jest z natury zmienna. Co więcej, rosnące zapotrzebowanie na prąd ze strony centrów danych (napędzane m.in. rozwojem sztucznej inteligencji) wymaga stabilnego zasilania, które mogą zapewnić właśnie baterie. BloombergNEF przewiduje, że w ciągu najbliższej dekady liczba instalacji stacjonarnych magazynów energii ulegnie podwojeniu.
Czy 100 dolarów zmieni rynek?
Zbliżamy się do poziomu 100 dolarów za kWh, który przez lata był uważany przez analityków za punkt zwrotny – moment, w którym produkcja samochodu elektrycznego staje się tańsza niż produkcja auta spalinowego. Prognoza 105 dolarów na 2026 rok stawia nas o włos od tej granicy.
Należy jednak pamiętać, że sama cena ogniwa to nie wszystko. Na finalną cenę auta w salonie wpływają marże producentów, koszty logistyki, oprogramowania oraz wspomniane cła. Prawdopodobny scenariusz na najbliższe lata to nie tyle drastyczny spadek cen aut elektrycznych w cennikach, co raczej zwiększenie ich dostępności w niższych segmentach oraz poprawa rentowności koncernów motoryzacyjnych, które do tej pory często dokładały do produkcji EV.
Jest też druga strona medalu. Wojna cenowa i protekcjonizm gospodarczy (cła w UE i USA na chińskie produkty) mogą sprawić, że mimo spadku kosztów produkcji w Azji, my w Europie tych obniżek nie odczujemy tak mocno. Lokalne fabryki baterii będą musiały walczyć o konkurencyjność, a to może potrwać. Niemniej jednak, trend jest wyraźny: technologia tanieje, a to nieuchronnie prowadzi nas w stronę pełnej elektryfikacji, nie tylko transportu, ale i całej energetyki.
A jak Wy oceniacie tempo spadku cen? Czy bariera 100 dolarów za kWh faktycznie sprawi, że masowo przesiądziemy się do elektryków, czy może producenci „skonsumują” te oszczędności w marżach? Dajcie znać w komentarzach!











Dołącz do dyskusji