Spis treści
To koniec pewnej epoki i sygnał ostrzegawczy dla miast na całym świecie. Londyn, przez lata stawiany za wzór ultraliberalnej polityki promującej auta elektryczne, właśnie ogłosił radykalny zwrot. Burmistrz Sadiq Khan i Transport for London (TfL) oficjalnie potwierdzili: 100-procentowa zniżka dla pojazdów elektrycznych (EV) w strefie Congestion Charge zostanie skasowana.
Polityka zachęt zadziałała tak dobrze, że sama stała się problemem. Właściciele EV, przyzwyczajeni do darmowego wjazdu do ścisłego centrum, będą musieli głęboko sięgnąć do kieszeni. Powód? Auta na prąd co prawda nie emitują spalin, ale tak samo jak auta spalinowe… powodują gigantyczne korki.
Koniec taryfy ulgowej. Nadchodzi podwyżka
Zmiany, które oficjalnie ogłoszono po raz pierwszy w maju, wejdą w życie 2 stycznia 2026 roku. Zastąpią one dotychczasową zniżkę Cleaner Vehicle Discount (CVD), która gwarantowała kierowcom EV darmowy wjazd.
Plan jest dwuetapowy i bezlitosny. Po pierwsze, sama opłata Congestion Charge wzrośnie z 15 do 18 funtów dziennie (ok. 86 zł).
Po drugie, wprowadzony zostanie nowy, warstwowy system zniżek dla pojazdów zeroemisyjnych, ale tylko dla tych zarejestrowanych w systemie automatycznych płatności Auto Pay:
- Samochody elektryczne (w tym pojazdy typu Private Hire Vehicles, czyli np. Uber) otrzymają zaledwie 25% zniżki. Oznacza to, że ich kierowcy zapłacą £13.50 dziennie (ok. 65 zł).
- Elektryczne vany, ciężarówki (HGV) i czterokołowce będą miały lepiej – otrzymają 50% zniżki. Zapłacą więc £9 dziennie (ok. 43 zł).
To jednak nie koniec. Władze Londynu już zapowiedziały drugą fazę zacieśniania śruby od 4 marca 2030 roku. Zniżki zostaną ponownie obcięte, odpowiednio do 12,5% dla samochodów osobowych i 25% dla vanów oraz ciężarówek.
Dlaczego? Sukces, który stał się problemem
Powód tej drastycznej zmiany jest prosty: dotychczasowa polityka okazała się gigantycznym sukcesem. Aż za dużym.
Kiedy w 2019 roku wprowadzano hojną zniżkę CVD, w strefie zarejestrowanych było około 20 000 pojazdów elektrycznych. W 2025 roku liczba ta przekroczyła 116 000. Transport for London szacuje, że gdyby utrzymano dotychczasowe zasady (status quo), na ulice centrum w każdy dzień roboczy wyjeżdżałoby ponad 2 000 dodatkowych pojazdów.
Sadiq Khan, burmistrz Londynu, ujął to dosadnie: „Utrzymanie płynności ruchu w Londynie poprzez redukcję korków jest kluczowe dla naszego miasta i naszej gospodarki”.
Problem jest oczywisty i fundamentalny. Strefa opłat została stworzona, by walczyć z korkami (stąd nazwa „Congestion Charge”), a przy okazji wspierać czyste powietrze. Jednak elektryki, choć bezemisyjne, nadal zajmują tyle samo miejsca na drodze co auta spalinowe i tak samo przyczyniają się do paraliżu miasta. Dalsze zwalnianie ich z opłat podważałoby sens istnienia całej strefy.
Bolesny cios dla portfeli i nowa definicja luksusu
Dla kogoś, kto kupił Teslę czy inne EV, aby codziennie dojeżdżać do biura w City, licząc na darmowy wjazd, jest to finansowa katastrofa.
Policzmy: 65 zł dziennie. Przyjmując 20 dni roboczych w miesiącu, miesięczny koszt wjazdu do centrum dla kierowcy EV wzrośnie z zera do ponad 1300 zł.
To fundamentalna zmiana filozofii. Władze Londynu mówią wprost: celem nie jest już tylko zamiana auta spalinowego na elektryczne. Prawdziwym celem jest zniechęcenie do wjazdu jakimkolwiek prywatnym samochodem i zachęcenie do skorzystania z transportu publicznego.
Aby wzmocnić ten mechanizm, TfL wprowadziło kolejną proceduralną zmianę. Od teraz podwyżki opłaty Congestion Charge będą mogły być automatycznie powiązane ze wzrostem cen biletów na metro, bez konieczności przeprowadzania osobnych konsultacji społecznych. To gwarantuje, że jazda samochodem już zawsze będzie relatywnie droższa niż podróż komunikacją miejską.
Londyn to przyszłość, która czeka Warszawę
Sytuacja w Londynie to dla nas bezcenna lekcja i kryształowa kula, w której możemy zobaczyć przyszłość polskich miast. W Warszawie, Krakowie czy Wrocławiu także mamy pakiet zachęt dla EV – przede wszystkim darmowe parkowanie w strefach płatnego parkowania i możliwość legalnej jazdy po buspasach.
Te przywileje mają ten sam cel, co londyńska zniżka: zbudowanie rynku i przyspieszenie adopcji aut bezemisyjnych. Ale co się stanie, gdy w Warszawie liczba elektryków na buspasach wzrośnie na tyle, że zaczną one korkować same siebie i blokować autobusy?
Londyn pokazuje, że odpowiedź jest tylko jedna: przywileje zostaną cofnięte. Zachęty są z natury tymczasowe. Ich ostatecznym celem jest ich własna eliminacja – moment, w którym technologia staje się normą i nie potrzebuje już wsparcia.
Cała branża motoryzacyjna i organizacje, takie jak brytyjskie AA, krytykują tę decyzję. Prezydent AA nazwał ją „krokiem wstecz”, który „zemści się na jakości powietrza w Londynie”, bo zachęty są nadal potrzebne. Również firmy z dużą flotą, jak Royal Mail czy Uber, wyraziły zaniepokojenie rosnącymi kosztami.
Władze miasta pozostają jednak nieugięte. Celem nadrzędnym nie jest już tylko „czyste powietrze” (od tego jest strefa ULEZ), ale „płynny ruch”.
Zostawiono furtki, ale tylko dla wybranych
Nowy system nie jest jednak całkowicie ślepy na potrzeby rynku. Zostawiono kilka ważnych wyjątków, które jasno pokazują nową filozofię miasta:
- Wsparcie dla biznesu: Vany i ciężarówki dostały znacznie większą (50%) zniżkę. Miasto rozumie, że dostawy muszą dojechać, a biznes musi się kręcić.
- Wsparcie dla współdzielenia: Absolutną rewelacją jest 100% zniżki dla elektrycznych pojazdów z car-sharingu (tzw. „back to base”), które są wynajmowane i zwracane na wyznaczone miejsce w strefie. To genialny ruch, który promuje dostęp do samochodu nad jego posiadaniem.
- Ochrona mieszkańców (ale z umiarem): Dotychczasowi mieszkańcy strefy zachowają swoją 90% zniżkę, niezależnie od typu pojazdu (pod warunkiem rejestracji przed marcem 2027). Ale nowi mieszkańcy, starający się o zniżkę po tej dacie, dostaną ją tylko, jeśli będą posiadać auto elektryczne. To jasny sygnał przy przeprowadzce.
- Wsparcie dla potrzebujących: Utrzymano wsparcie dla mieszkańców o niskich dochodach i osób niepełnosprawnych.
Miodowy miesiąc dla kierowców EV w Londynie definitywnie się skończył. Przez lata byli bohaterami rewolucji, a teraz stali się po prostu częścią problemu, jakim jest korek. Przesłanie z Londynu jest jasne: „Dziękujemy, że oczyściliście powietrze. A teraz, dla dobra gospodarki, przesiądźcie się do metra”.
A jakie jest Wasze zdanie? Czy to sprawiedliwe posunięcie? Czy polskie miasta, ze szczególnym uwzględnieniem Warszawy, powinny w przyszłości pójść tą samą drogą? Czy darmowe buspasy dla elektryków w Polsce to tykająca bomba zegarowa? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.











Dołącz do dyskusji