Spis treści
Nio, chiński producent samochodów elektrycznych znany z technologii wymiennych baterii, rozpoczyna nowy rozdział swojej europejskiej ekspansji. Tym razem jednak nie chodzi o duże, luksusowe SUV-y, a o coś zupełnie innego. Na drogi Holandii i Norwegii wyjechały właśnie pierwsze egzemplarze nowej marki o nazwie Firefly. To mały, miejski samochód elektryczny, który ma zamiar sporo namieszać w segmencie kompaktów.
Pierwsze egzemplarze już na drogach
Choć Nio nie zorganizowało jeszcze hucznej premiery, pierwsze dostawy stały się faktem. W połowie sierpnia pierwsi klienci w Utrechcie, Oslo i Stavanger odebrali kluczyki do swoich aut. Ruch ten jest zgodny z wcześniejszymi zapowiedziami firmy i potwierdza, że marka Firefly oficjalnie rozpoczęła działalność na Starym Kontynencie. Na razie mówimy o niewielkich liczbach – w Norwegii w ciągu ostatnich tygodni zarejestrowano siedem sztuk, a w Holandii sześć. Podobnie w Niemczech pojawił się jeden egzemplarz, najprawdopodobniej demonstracyjny, ponieważ oficjalne dostawy u naszych zachodnich sąsiadów mają ruszyć dopiero jesienią. To typowa strategia „miękkiego startu”, która pozwala zbadać rynek i przygotować grunt pod szerszą dystrybucję.
Cena, która może namieszać na rynku
Najciekawszym elementem strategii Firefly jest bez wątpienia cena. W Holandii samochód startuje od 29 900 euro, co po aktualnym kursie daje nieco ponad 127 tysięcy złotych. Jednak prawdziwą bombą jest cena w Norwegii, gdzie ten sam model kosztuje od 279 900 koron, czyli zaledwie około 23 500 euro (nieco ponad 100 tysięcy złotych).
Skąd ta ogromna różnica? Wynika ona z dwóch czynników. Po pierwsze, Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej, co oznacza, że nie obowiązują tam dodatkowe cła na chińskie samochody elektryczne, które zostały niedawno wprowadzone w UE. Po drugie, kraj ten ma własne, bardzo korzystne przepisy podatkowe dla pojazdów bezemisyjnych. Cena holenderska jest więc znacznie lepszym wyznacznikiem tego, czego moglibyśmy się spodziewać w Polsce. Mimo to, kwota około 127 tysięcy złotych za dobrze wyposażony, nowoczesny samochód miejski jest propozycją, która może poważnie zagrozić europejskim konkurentom.





Co dostajemy w tej cenie? Specyfikacja Firefly
Firefly to typowy przedstawiciel segmentu B – ma cztery metry długości i został zaprojektowany z myślą o zwinności w miejskiej dżungli. Jego sercem jest akumulator LFP (litowo-żelazowo-fosforanowy) o pojemności 42,1 kWh. Według normy WLTP pozwala to na przejechanie 330 kilometrów na jednym ładowaniu. W cyklu miejskim WLTP City zasięg ten rośnie do imponujących 470 kilometrów.
Samochód można ładować prądem stałym (DC) z mocą do 100 kW. Uzupełnienie energii od 10 do 80% ma zajmować 29 minut, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem w tej klasie. Firefly celuje w takich rywali jak Mini Cooper czy Smart, a jego główną kartą przetargową ma być bezpieczeństwo. W chińskich testach zderzeniowych C-IASI uzyskał najwyższe noty we wszystkich kategoriach, co czyni go jednym z najbezpieczniejszych małych aut na tamtejszym rynku.
Europejski start bez kluczowej technologii Nio
Jest jednak jeden istotny haczyk. Nio słynie z rewolucyjnego systemu wymiany baterii (Battery-as-a-Service), który pozwala „zatankować” auto w kilka minut. Niestety, w Europie Firefly startuje bez dostępu do tej technologii. Istniejące stacje Nio Power Swap Station są przystosowane do większych pakietów (75 i 100 kWh) stosowanych w modelach Nio. Akumulator Firefly jest fizycznie mniejszy i niekompatybilny. W Chinach część stacji została już zmodernizowana, ale w Europie na razie nie ma takich planów. Oznacza to, że właściciele będą musieli polegać wyłącznie na tradycyjnych ładowarkach.
Jaka przyszłość czeka Firefly w Polsce?
Marka ma niezwykle ambitne plany. Jeszcze w tym roku zamierza wejść na sześć kolejnych rynków, w tym do Belgii, Danii, Austrii, Portugalii, Grecji i na Węgry. Do końca roku sieć sprzedaży ma objąć około 20 krajów. Obecność na Węgrzech sugeruje, że Polska jest naturalnym, kolejnym krokiem w ekspansji.
Jeśli Firefly trafi do naszego kraju, jego cena prawdopodobnie będzie oscylować wokół 120-130 tysięcy złotych. W tej kwocie konkurowałby z takimi modelami jak nadchodzące Renault 5, Fiat 500e, większe MG4 czy nawet tańsze wersje Volkswagena ID.3. Mógłby również stanowić ciekawą alternatywę dla znacznie uboższej Dacii Spring. Kluczem do sukcesu będzie zbudowanie zaufania do nowej marki oraz zapewnienie sprawnej sieci serwisowej. Brak wymiennych baterii może być dla niektórych rozczarowaniem, ale solidne parametry, nowoczesny wygląd i atrakcyjna cena mogą to zrekompensować.
Wydaje się, że jesteśmy świadkami początku ofensywy chińskich producentów w najbardziej popularnym segmencie samochodów miejskich. Firefly ma wszystko, czego potrzeba, by odnieść sukces.
A co Wy sądzicie o tej propozycji? Czy samochód elektryczny o dobrych parametrach w cenie nieco ponad 127 tysięcy złotych ma szansę podbić polski rynek? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach!
Dołącz do dyskusji