Spis treści
Marka Jeep właśnie wykonała jeden z najważniejszych, a zarazem najbardziej ryzykownych kroków w swojej wieloletniej historii. Zaprezentowano model Recon – w pełni elektrycznego SUV-a, który nie próbuje udawać terenówki, ale ma ambicje, by zawstydzić spalinowych klasyków. Choć puryści mogą kręcić nosem na brak warkotu silnika V6 czy V8, specyfikacja techniczna i zastosowane rozwiązania inżynieryjne sugerują, że mamy do czynienia z maszyną, która w ciszy zajedzie dalej niż większość konkurencji. To nie jest kolejny elektryk do wożenia dzieci do szkoły, to sprzęt, który ma pachnieć błotem.
Moc, która wbija w fotel i moment dostępny od zera
Jeep Recon, zbudowany na nowoczesnej platformie STLA Large, to prawdziwy wilk w owczej skórze. A właściwie w skórze kanciastego pudełka. Samochód dysponuje mocą 650 koni mechanicznych i gigantycznym momentem obrotowym wynoszącym 840 Nm. W świecie aut spalinowych, aby uzyskać takie parametry, musielibyśmy wchodzić na wysokie obroty silnika. Tutaj, dzięki naturze napędu elektrycznego, cała ta siła dostępna jest natychmiast, od pierwszego muśnięcia pedału przyspieszenia.
Co te liczby oznaczają w praktyce? Ten kanciasty SUV, który aerodynamiką przypomina cegłę, katapultuje się do 60 mil na godzinę (ok. 96 km/h) w zaledwie 3,6 sekundy. To terytorium zarezerwowane dotąd dla aut sportowych, a nie pojazdów stworzonych do powolnego pełzania po skałach. Taka dynamika na asfalcie może szokować, ale w terenie ma jeszcze większe znaczenie. Precyzyjne dozowanie momentu obrotowego przy niskich prędkościach to klucz do pokonywania trudnych przeszkód bez zrywania przyczepności.
Zasięg to zawsze temat drażliwy w przypadku dużych elektryków. Producent szacuje go na około 250 mil, czyli blisko 450 kilometrów na jednym ładowaniu. Warto jednak zachować tu dozę zdrowego sceptycyzmu. Fizyki nie da się oszukać. Kanciasta bryła, wysokie zawieszenie i – co najważniejsze – terenowe opony, będą drastycznie wpływać na zużycie energii. Jeśli zdecydujemy się na autostradową podróż z prędkościami europejskimi, zasięg ten z pewnością stopnieje. Jednak w terenie, gdzie prędkości są minimalne, 100 kWh w podłodze powinno wystarczyć na cały dzień zabawy.



To nie jest zabawka na modne bulwary
Najważniejszą wiadomością dla fanów marki nie jest przyspieszenie, ale obecność znaczka „Trail Rated”. W świecie Jeepa to świętość. Oznacza to, że Jeep Recon przeszedł rygorystyczne testy na szlaku Rubicon Trail. To nie tylko marketing. Inżynierowie wyposażyli ten wóz w elektroniczną blokadę tylnego mechanizmu różnicowego, która symuluje działanie klasycznej blokady mechanicznej. Zapewnia to trakcję nawet w sytuacji, gdy jedno z kół wisi w powietrzu.
Dla najbardziej wymagających klientów przygotowano wersję o nazwie Moab. Wyróżnia się ona 33-calowymi oponami terenowymi, prześwitem wynoszącym ponad 23 cm (9,1 cala) oraz specjalnym przełożeniem tylnego silnika, które działa jak wirtualny reduktor. To rozwiązanie ma kluczowe znaczenie. Dzięki niemu silnik elektryczny może pracować z optymalną wydajnością nawet przy bardzo niskich prędkościach, co jest niezbędne podczas tzw. rock-crawlingu, czyli wspinaczki po głazach. System zarządzania trakcją Selec-Terrain wzbogacono w tej wersji o tryb Rock, ułatwiający pełzanie po skałach.
Ciekawym rozwiązaniem jest też system Selec-Speed Control. To swego rodzaju tempomat terenowy. Kierowca może ustawić minimalną prędkość, a samochód sam będzie zarządzał napędem i hamulcami, pozwalając skupić się wyłącznie na kręceniu kierownicą. W aucie elektrycznym działa to wyjątkowo płynnie dzięki rekuperacji, która naturalnie wyhamowuje pojazd na zjazdach.
Wolność bez dachu, drzwi i kompromisów
Jeep doskonale wie, za co klienci kochają Wranglera. Nie chodzi tylko o właściwości jezdne, ale o poczucie wolności. Dlatego Jeep Recon oferuje coś, czego nie ma żaden inny seryjny elektryk na rynku: możliwość całkowitego demontażu drzwi oraz tylnych szyb. Co więcej, zrobisz to bez użycia specjalistycznych narzędzi w kilka minut. To ukłon w stronę tradycji i obietnica prawdziwej przygody podczas wypraw w nieznane. Wyobraźcie sobie jazdę w ciszy, bez warkotu silnika, słysząc tylko szum opon i odgłosy lasu, nie mając przy tym drzwi ani szyb. To zupełnie nowy wymiar obcowania z naturą.
Wnętrze to mieszanka surowości i nowoczesności. Mamy tu system multimedialny Uconnect 5 z największym w historii marki zestawem ekranów (ponad 26 cali powierzchni wyświetlania), ale też praktyczne rozwiązania. Znajdziemy tu „frunk” (przedni bagażnik) o pojemności około 85 litrów, idealny na kable do ładowania czy brudne liny. Podłoga wyłożona jest gumowymi dywanikami gotowymi na błoto, a materiały wykończeniowe są łatwe do czyszczenia. Ciekawostką jest dedykowane miejsce na desce rozdzielczej na… gumową kaczuszkę. To puszczenie oka do społeczności fanów Jeepa, którzy mają zwyczaj zostawiania kaczuszek na autach innych „Jeepiarzy”.
Technologia w służbie bezdroży
Jeep Recon jest napakowany elektroniką, która ma pomagać kierowcy. System nawigacji został zintegrowany z aplikacją Trails Offroad, która zawiera mapy tysięcy tras terenowych w USA i Kanadzie (zobaczymy, jak to będzie wyglądać w Europie). System pokazuje nie tylko przebieg trasy, ale też jej trudność, nachylenie terenu i przechyły boczne. Co ważne dla właścicieli elektryków, nawigacja uwzględnia tzw. Dynamic Range Mapping, czyli na bieżąco oblicza, czy z obecnym poziomem baterii dotrzemy do celu i z powrotem, biorąc pod uwagę topografię terenu.
Warto wspomnieć o systemie audio marki Alpine. Jeep chwali się, że to jedyny w segmencie system premium w standardzie. Głośniki zostały sprytnie ukryte, aby demontaż drzwi nie pozbawiał nas nagłośnienia. To detale, które pokazują, że projektanci naprawdę przemyśleli konstrukcję tego auta pod kątem użytkowym, a nie tylko wstawili baterie do gotowej karoserii.


Rynkowy kontekst i cena – czy to ma sens?
Produkcja Jeep Recon ruszy na początku 2026 roku w meksykańskiej fabryce w Toluca. Cena startowa w USA została ustalona na poziomie 65 000 dolarów (bez opłat lokalnych). Przy obecnym kursie dolara (3,68 zł) daje nam to kwotę wyjściową w okolicach 239 000 złotych. Oczywiście, po doliczeniu cła, podatku VAT i kosztów transportu, cena w Polsce będzie znacznie wyższa, prawdopodobnie przekraczając 350-400 tysięcy złotych.
Mimo to, stawia to Recona w bardzo ciekawej pozycji. Jest on znacznie tańszy od elektrycznej Klasy G Mercedesa czy gigantycznego Hummera EV, które są zabawkami dla milionerów. Recon celuje w rynek „osiągalny” dla zamożniejszej klasy średniej, stając w szranki z nadchodzącym Rivianem R2 czy nowym Scoutem.
Jeep chce w ten sposób wypełnić lukę między luksusowymi SUV-ami a surowymi terenówkami. To propozycja dla kogoś, kto chce Wranglera, ale potrzebuje więcej komfortu na co dzień i chce jeździć „na prądzie”.
Wyzwania i znaki zapytania
Nie wszystko jednak wygląda różowo. Największą obawą, którą należy podnieść, jest kwestia niezawodności elektroniki. Koncern Stellantis miał ostatnio spore problemy z oprogramowaniem w innych nowych modelach opartych na tej samej architekturze (np. Wagoneer S czy Dodge Charger Daytona). Użytkownicy i testerzy w USA zgłaszali błędy, zawieszanie się systemów czy problemy z reakcją na dotyk.
W samochodzie miejskim to irytujące. W samochodzie terenowym, którym wjeżdżamy w środek dziczy, gdzie nie ma zasięgu komórkowego, niezawodność elektroniki jest kluczowa. Jeśli system sterowania napędem zawiedzie w głębokim błocie, 650 koni mechanicznych na nic się nie zda. Pytanie więc brzmi: czy fani off-roadu, przyzwyczajeni do prostych, mechanicznych rozwiązań, zaufają komputerom?
Drugim wyzwaniem jest ładowanie. Wyprawy terenowe często prowadzą w miejsca oddalone od szybkich ładowarek. O ile zasięg 450 km brzmi nieźle, o tyle intensywna jazda w terenie potrafi drenować baterię w tempie ekspresowym. Właściciele Recona będą musieli znacznie dokładniej planować swoje wyprawy niż ich koledzy w dieslach, zabierając ze sobą może nie kanistry, ale… dużo cierpliwości do szukania gniazdek w schroniskach.
Specyfikacja Techniczna Jeep Recon 2026 (Wersja USA)
| Parametr | Wartość |
| Moc maksymalna | 650 KM (478 kW) |
| Moment obrotowy | 840 Nm (620 lb-ft) |
| Przyspieszenie 0-60 mph (0-96 km/h) | ok. 3,6 s |
| Zasięg szacowany (cykl USA) | do ok. 450 km (250 mil) |
| Pojemność baterii | ok. 100 kWh |
| Platforma | STLA Large |
| Napęd | 4×4 (dwa silniki elektryczne) |
| Prześwit (wersja Moab) | 9,1 cala (ok. 23 cm) |
| Opony (wersja Moab) | 33 cale (terenowe) |
| Kąty terenowe (natarcia/zejścia/rampowy) | 34° / 34,5° / 23,5° |
| Głębokość brodzenia | Brak danych w oficjalnym komunikacie |
| Cena startowa (USA) | $65 000 (ok. 239 200 PLN netto) |
| Start produkcji | Początek 2026 roku |
Czy czeka nas elektryczna rewolucja w błocie?
Jeep Recon 2026 to bez wątpienia jeden z najciekawszych debiutów najbliższych lat. To próba połączenia ognia z wodą – legendarnych zdolności terenowych z nowoczesną elektromobilnością. Jeśli Jeepowi uda się dopracować oprogramowanie i dostarczyć produkt tak solidny mechanicznie, jak obiecuje, Recon może stać się kultowym modelem nowej ery. Jeśli jednak technologia zawiedzie w trudnych warunkach, puryści zjedzą go na śniadanie.
A Wy? Wybralibyście elektrycznego Jeepa na wyprawę w Bieszczady, czy wolicie jednak zostać przy klasycznym dieslu i mechanicznym reduktorze? Czy wizja jazdy terenowej w absolutnej ciszy Was przekonuje? Dajcie znać w komentarzach!























Dołącz do dyskusji