Spis treści
Strategia Nio polegająca na budowie stacji wymiany baterii (BSS) od lat budzi skrajne emocje. Krytycy wskazują na gigantyczne koszty i logistyczne piekło, a zwolennicy na wygodę nieosiągalną dla konkurencji. Teraz Nio wyciąga asa z rękawa, który całkowicie zmienia zasady tej gry. Ich stacje właśnie dostały zgodę na zarabianie pieniędzy jako małe elektrownie.
Szwedzki krajowy operator sieci przesyłowej, Svenska kraftnät, oficjalnie zatwierdził stacje wymiany baterii Nio do udziału w krajowym systemie regulacji częstotliwości (FCR-D). To nie jest techniczny drobiazg. To fundamentalny przełom, który może zdefiniować na nowo cały biznesowy model chińskiego producenta.
Jak ujęła to Kajsa Ivansson Sognefur, szefowa ds. energii Nio w Europie: „Zatwierdzenie naszych stacji przez Svenska kraftnät to przełom – nie tylko dla Nio, ale dla całego sektora„.
Zmieniamy baterię i stabilizujemy sieć
O co w tym wszystkim chodzi? Nowoczesne sieci energetyczne, coraz mocniej polegające na odnawialnych źródłach energii (OZE), mają gigantyczny problem ze stabilnością. Gdy mocno wieje lub świeci słońce, energii jest za dużo. Gdy przychodzi wieczorny szczyt poboru, a wiatr cichnie, energii drastycznie brakuje. Sieć musi przez cały czas utrzymywać idealną częstotliwość (w Europie 50 Hz), a takie wahania to dla niej śmiertelne zagrożenie.
I tu na scenę wchodzi Nio. Każda ze stacji wymiany baterii to w praktyce gigantyczny, podłączony do sieci magazyn energii. W środku nie ma jednej ładowarki. Są tam dziesiątki w pełni naładowanych akumulatorów, gotowych na przyjęcie kolejnych klientów.
Decyzja Szwedów oznacza, że te magazyny mogą teraz aktywnie pomagać sieci.
- Gdy w sieci jest nadmiar energii (np. w nocy, gdy farmy wiatrowe pracują pełną parą, a popyt jest niski), stacje Nio mogą ją „wchłonąć”, ładując zmagazynowane baterie po bardzo niskich cenach.
- Gdy w sieci jest deficyt energii (np. w godzinach szczytu), stacje mogą natychmiast oddać energię z powrotem do systemu, stabilizując go i zarabiając na wysokich cenach.
Jak czytamy w oficjalnym oświadczeniu Nio: „Nasze stacje będą nie tylko umożliwiać szybką i bezproblemową wymianę baterii – mogą teraz również wspierać stabilność sieci, magazynować nadwyżki energii odnawialnej i pomagać bilansować popyt w godzinach szczytu”.
Stacja jako centrum zysku. Ile można na tym zarobić?
To jest kluczowy punkt, który zmienia krytykowaną wadę w potężną zaletę. Budowa i utrzymanie stacji BSS są niezwykle drogie. Jednak teraz stają się one aktywami, które generują przychody, nawet gdy nie obsługują żadnego klienta.
Według Shen Fei (byłego szefa ds. energii Nio, a obecnie prezesa submarki Onvo), każda stacja uczestnicząca w tego typu usługach sieciowych generuje roczny przychód rzędu „dziesiątek tysięcy euro”.
Policzmy. Nio ma obecnie 8 stacji w Szwecji. To potencjalnie kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset tysięcy euro rocznego przychodu. W całej Europie firma ma już 60 takich obiektów. Jeśli uda się uzyskać podobne zgody w Niemczech, Holandii czy Norwegii, mówimy już o milionach euro pasywnego przychodu rocznie.
W Chinach, gdzie Nio ma już ponad 3500 stacji i od lat eksperymentuje z takimi usługami, potencjał jest gigantyczny. Stacja wymiany baterii przestaje być tylko kosztem. Staje się wirtualną elektrownią (Virtual Power Plant – VPP), która zarabia na siebie 24 godziny na dobę.
Co to oznacza dla rynku i co dalej?
Ta decyzja to strategiczny majstersztyk, który daje Nio potężny argument w rozmowach z operatorami sieci w całej Europie. Firma nie przychodzi już tylko jako producent samochodów, który chce obciążać sieć. Przychodzi jako partner, który oferuje gotowe rozwiązanie jednego z największych problemów energetycznych – magazynowania energii.
To fundamentalna zmiana w postrzeganiu infrastruktury ładowania. Stacja Nio staje się dwufunkcyjna. Służy klientom EV oraz, równolegle, krajowemu systemowi energetycznemu.
Oczywiście, droga nie jest pozbawiona wyzwań. Nio próbowało uruchomić podobną usługę na swojej jedynej stacji w Danii w lutym 2024 roku. Jak jednak donoszą lokalni użytkownicy, obiekt ten został w międzyczasie zamknięty. Nie wiadomo, czy wynikało to z problemów technicznych, regulacyjnych, czy była to tylko tymczasowa instalacja testowa. Pokazuje to jednak, że wdrożenie tej technologii na każdym rynku wymaga indywidualnych i skomplikowanych uzgodnień.
Mimo to, szwedzka aprobata jest kamieniem milowym. To pierwsza, oficjalna i systemowa zgoda w dużym europejskim kraju. Stanowi ona wzorzec, który Nio z pewnością będzie chciało skopiować we wszystkich krajach, w których operuje.
Krytycy przez lata pytali, jak Nio zamierza sfinansować swoją kosztowną sieć wymiany. Wygląda na to, że właśnie poznaliśmy odpowiedź: sprawią, że sieć energetyczna sama za nią zapłaci.
A co wy sądzicie o takim podejściu? Czy zamiana stacji wymiany w aktywne magazyny energii to genialne posunięcie, które zapewni Nio przewagę? A może to tylko próba ratowania niezwykle kosztownego modelu biznesowego? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.






