Spis treści
Elon Musk po raz kolejny podgrzewa atmosferę wokół nowej Tesli Roadster. Ten samochód, a może już nie samochód, od lat jest jednym z najbardziej wyczekiwanych pojazdów na świecie. Mimo że wciąż nie znamy daty jego premiery, a kolejne obietnice przesuwają ją w bliżej nieokreśloną przyszłość, szef Tesli nie przestaje dawkować emocji. Jego ostatnie słowa, że Roadster będzie „czymś wyjątkowym, wykraczającym poza pojęcie samochodu”, ponownie rozpalają wyobraźnię i każą zadać sobie pytanie: czy to jeszcze marketing, czy już zapowiedź prawdziwej rewolucji?
Obietnice, które łamią prawa fizyki
Historia nowej Tesli Roadster to opowieść o niekończących się ambicjach. Od pierwszej zapowiedzi w 2017 roku hype wokół tego modelu rósł w postępie geometrycznym. I trudno się dziwić. Tesla nie obiecała po prostu szybkiego elektrycznego kabrioletu. Obiecała maszynę, która ma na nowo zdefiniować pojęcie osiągów.
Mówimy tu o parametrach, które jeszcze dekadę temu zarezerwowane były dla filmów science fiction. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h w czasie około 1,1-1,2 sekundy to wartość, która jest trudna do wyobrażenia dla ludzkiego organizmu. To więcej niż swobodne spadanie. Aby to osiągnąć, Tesla zapowiedziała opcjonalny pakiet „SpaceX”, który ma wykorzystywać silniki na zimny gaz. Te same, które służą do manewrowania rakietami w przestrzeni kosmicznej.
To właśnie ten dodatek ma sprawić, że Roadster będzie „czymś więcej niż autem”. Musk sugerował, że dysze umieszczone wokół pojazdu mogą pozwolić nie tylko na niewyobrażalnie szybki start, ale potencjalnie nawet na krótkotrwałe unoszenie się nad ziemią. Brzmi jak szaleństwo, ale to właśnie takie obietnice sprawiają, że mimo upływu lat, świat wciąż czeka.
Niekończąca się pogoń za doskonałością – Tesla Roadster
Pierwotnie Tesla Roadster miała trafić na rynek w 2020 roku. Dziś, w 2025, nadal jesteśmy w punkcie wyjścia. Nie ma linii produkcyjnej, nie ma oficjalnych dat dostaw, a jedyne co mamy, to kolejne enigmatyczne zapowiedzi. Oficjalnym powodem opóźnień mają być „radykalnie zwiększone cele projektowe”. To korporacyjny język, który w praktyce oznacza jedno: perfekcjonizm Elona Muska.
Na początku tego roku Lars Moravy, jeden z wiceprezesów Tesli, zdradził, że inżynierowie pokazali Muskowi demonstrację nowej technologii opracowywanej dla Tesla Roadster. Reakcja szefa była entuzjastyczna, ale jednocześnie wymowna. Zamiast dać zielone światło dla produkcji, stwierdził, że można z tego wycisnąć jeszcze więcej. To właśnie wtedy podjęto decyzję o dalszym przesunięciu projektu, ku rozpaczy tysięcy klientów, którzy wpłacili rezerwacje wiele lat temu.
Ta sytuacja doskonale ilustruje dylemat, przed którym stoi Tesla. Z jednej strony firma zawsze chce przesuwać granice i dostarczać produkt absolutnie bezkonkurencyjny. Z drugiej, w pewnym momencie pogoń za ideałem staje się wrogiem tego, co po prostu dobre i gotowe do wdrożenia. Zawsze można coś ulepszyć, dodać nową funkcję, urwać kolejną setną część sekundy z przyspieszenia. Pytanie brzmi, w którym momencie powiedzieć „stop, wypuszczamy to na rynek”.





Co dalej z legendą? Możliwe scenariusze
Co tak naprawdę oznaczają ostatnie słowa Muska i jak potoczą się dalsze losy Roadstera? Można rozważyć kilka prawdopodobnych dróg.
Pierwszy, optymistyczny scenariusz zakłada, że wzmożona aktywność komunikacyjna jest zapowiedzią zbliżającej się premiery. Być może inżynierom udało się wreszcie okiełznać rewolucyjną technologię, a wspomniana przez Moravy’ego demonstracja jest już bliska finalnej wersji. W takim wypadku prezentacja „zdolności, które zwieją z nóg” mogłaby odbyć się jeszcze pod koniec tego roku lub na początku przyszłego. Byłby to pokaz siły, który na nowo ustawiłby Teslę w roli niekwestionowanego lidera innowacji.
Jest też jednak scenariusz bardziej sceptyczny. Elon Musk jest mistrzem marketingu i wielokrotnie udowadniał, że potrafi skutecznie odwracać uwagę od bieżących problemów firmy, rzucając na stół nowy, ekscytujący temat. Wzniecanie dyskusji o latającym Roadsterze może być wygodną zasłoną dymną w czasie, gdy firma mierzy się z wyzwaniami produkcyjnymi Cybertrucka czy rosnącą konkurencją na rynku aut elektrycznych.
Najbardziej prawdopodobna wydaje się jednak droga pośrednia. Technologia rozwijana dla Roadstera jest autentycznie przełomowa i jednocześnie ekstremalnie trudna do wdrożenia. Problemy inżynieryjne i kwestie homologacji pojazdu wyposażonego w silniki rakietowe mogą być znacznie poważniejsze, niż ktokolwiek przypuszcza. Dlatego Tesla dawkuje informacje, podtrzymując zainteresowanie, jednocześnie dając sobie czas na rozwiązanie fundamentalnych problemów.
Niezależnie od tego, który scenariusz okaże się prawdziwy, jedno jest pewne. Stawka jest ogromna. Jeśli Tesla dostarczy produkt zgodny z obietnicami, na zawsze zmieni postrzeganie motoryzacji. Jeśli jednak Roadster okaże się mitycznym „vaporware” – produktem, który istnieje tylko w zapowiedziach – wizerunek firmy jako niezawodnego innowatora może zostać poważnie nadszarpnięty. Czekamy więc dalej, a każde słowo Muska tylko potęguje pytanie: czy jesteśmy świadkami narodzin rewolucji, czy najlepiej na świecie prowadzonej kampanii marketingowej dla nieistniejącego produktu?
A jakie jest Wasze zdanie? Czy Tesla Roadster kiedykolwiek wyjedzie na drogi w obiecywanej formie? Czy pakiet „SpaceX” to realna technologia, czy tylko chwyt marketingowy? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji