Spis treści
Po latach oczekiwań i dość mylącej komunikacji, Tesla w końcu uruchomiła swoją pierwszą, w pełni funkcjonalną stację Supercharger V4. Nowe ładowarki w Redwood City w Kalifornii oferują moc sięgającą 500 kW i zamykają pewien rozdział w historii rozwoju sieci, która od lat wyznacza standardy w elektromobilności. To ważny krok, który jednak rodzi więcej pytań niż odpowiedzi.
Czekaliśmy na to lata, czyli historia jednej obietnicy
Nie ma co do tego wątpliwości – sieć Supercharger to prawdopodobnie najlepsze, co kiedykolwiek stworzyła Tesla. Pod względem skali, niezawodności i prostoty obsługi od lat deklasuje konkurencję, zwłaszcza w Ameryce Północnej. W Europie rywalizacja jest większa, ale Superchargery wciąż pozostają złotym standardem, do którego dążą inni.
Był jednak jeden obszar, w którym Tesla wyraźnie odstawała: maksymalna moc, a co za tym idzie, szybkość ładowania. Podczas gdy konkurencyjne sieci, takie jak Ionity, od dawna oferowały stacje o mocy 350 kW, flagowe ładowarki Tesli, Superchargery V3, zatrzymały się na poziomie 250 kW.
Ta różnica była tym bardziej dotkliwa, że sam Elon Musk w 2016 roku, zapytany o przyszłość ładowania, z typową dla siebie brawurą nazwał moc 350 kW „dziecięcą zabawką”, sugerując, że Tesla celuje znacznie wyżej. Jak pokazała historia, jego słowa nie zestarzały się dobrze. Gdy w końcu zadebiutowały Superchargery V3, ich maksymalna moc wynosiła jedynie 250 kW. Przez blisko dekadę wydawało się, że Tesla pogodziła się z rolą lidera niezawodności, a nie prędkości.
Czym tak naprawdę jest supercharger v4?
W 2023 roku zaczęły pojawiać się pierwsze stacje określane jako „V4”. Szybko jednak okazało się, że to bardziej ewolucja niż rewolucja. Tesla co prawda instalowała nowe, smuklejsze słupki do ładowania (tzw. posty), ale były one podłączone do starych szaf zasilających, tych samych, które obsługiwały stacje V3.
Główną zaletą tych „niepełnych” stacji V4 był dłuższy kabel, który znacznie ułatwiał ładowanie samochodów elektrycznych innych marek. Wiele z nich ma port ładowania w zupełnie innym miejscu niż Tesle, co na starszych stacjach bywało kłopotliwe. Początkowo moc tych stacji była taka sama jak V3, ale z czasem Tesla podniosła ją programowo do 325 kW. Wciąż jednak nie była to nowa generacja, na którą wszyscy czekali.
Teraz to się zmieniło. Stacja w Redwood City to pierwsza w pełni kompletna stacja Supercharger V4, wyposażona zarówno w nowe słupki, jak i, co najważniejsze, w nowe szafy zasilające zdolne dostarczyć moc do 500 kW.


500 kw mocy, ale jest jeden haczyk
Tesla uczciła otwarcie stacji, publikując wideo, na którym Cybertruck ładuje się z maksymalną mocą. Widok wartości zbliżającej się do 500 kW na ekranie robi wrażenie. Firma twierdzi, że uzupełnienie energii od niemal zera do 80% zajmuje w takich warunkach około 35 minut, co jest świetnym wynikiem, biorąc pod uwagę ogromną baterię tego pojazdu.
Jest jednak pewien haczyk, a w zasadzie dwa. Po pierwsze, na razie stacja jest dostępna wyłącznie dla pojazdów Tesli. Po drugie, i to znacznie ważniejsze, pełną moc 500 kW jest w stanie przyjąć obecnie tylko Cybertruck. Dzieje się tak, ponieważ jako jedyny model w gamie Tesli, jest on oparty na architekturze 800V. Pozostałe samochody, takie jak Model 3, Y, S czy X, korzystają ze starszej instalacji 400V, która fizycznie nie jest w stanie obsłużyć tak wysokiej mocy ładowania.
Co dalej? paradoks tesli i przyszłość sieci
Dochodzimy tu do interesującego paradoksu. Tesla zbudowała ultraszybką ładowarkę, z której w pełni może skorzystać tylko jeden, wciąż niszowy model z jej oferty. Jednocześnie na rynku jest coraz więcej samochodów konkurencji (np. Hyundai Ioniq 5, Kia EV6, Porsche Taycan, Audi e-tron GT), które dzięki architekturze 800V mogłyby wykorzystać potencjał V4 znacznie lepiej niż jakakolwiek Tesla poza Cybertruckiem.
Wydaje się więc, że ruch Tesli jest zagraniem czysto strategicznym i wybiegającym w przyszłość. Po pierwsze, otwarcie stacji V4 dla innych marek jest tylko kwestią czasu. Dłuższe kable od początku były ukłonem w ich stronę. Udostępniając moc 500 kW, Tesla może przyciągnąć do swojej sieci właścicieli najszybciej ładujących się aut na rynku, umacniając swoją pozycję jako dostawcy usług ładowania, a nie tylko producenta samochodów.
Po drugie, to jasny sygnał, że przyszłe modele Tesli, w tym te bardziej masowe, niemal na pewno będą oparte na architekturze 800V. Firma najpierw buduje infrastrukturę, by być gotową na premierę nowych generacji swoich pojazdów. To odwrócenie sytuacji, w której przez lata infrastruktura nie nadążała za możliwościami aut.
Uruchomienie pierwszej prawdziwej stacji V4 to zatem coś więcej niż tylko marketingowy sukces. To fundament pod przyszły rozwój zarówno sieci Supercharger, jak i całej gamy pojazdów Tesli. To także ostateczna odpowiedź na obietnicę sprzed lat i dowód, że firma nie zamierza oddawać pola konkurencji w żadnym aspekcie elektromobilności.
A jak Wy oceniacie ten krok? Czy moc 500 kW to realna rewolucja, czy na razie tylko ciekawostka dla posiadaczy Cybertrucka? Kiedy Waszym zdaniem pierwsze takie stacje mogą pojawić się w Polsce i czy będą realną alternatywą dla ładowarek innych operatorów? Dajcie znać w komentarzach, co o tym sądzicie!
Dołącz do dyskusji