Spis treści
Nissan właśnie zrzucił na rynek motoryzacyjny prawdziwą bombę. Nowa generacja modelu Leaf na rok 2026 nie tylko zrywa z dotychczasowym wizerunkiem, ale przede wszystkim uderza w najczulszy punkt rynku – cenę. To może być prawdziwy przełom. Samochód, który przez lata definiował miejską elektromobilność, teraz wjeżdża na salony jako dojrzały crossover z potężnym zasięgiem i ceną, która każe konkurencji nerwowo spoglądać do swoich cenników.
Nowa definicja przystępnego elektryka
Zapomnijcie o wszystkim, co do tej pory kojarzyło Wam się z Leafem. Nissan dokonał rewolucji, a nie ewolucji. Najważniejsza informacja dotyczy wersji S+, która w Stanach Zjednoczonych została wyceniona na 29 990 dolarów. Po dzisiejszym kursie daje to kwotę niecałych 109 tysięcy złotych. Co dostajemy za te pieniądze? Samochód elektryczny z akumulatorem o pojemności 75 kWh i szacowanym zasięgiem na poziomie 303 mil, czyli ponad 487 kilometrów.
To dane, które całkowicie zmieniają zasady gry. Do tej pory zasięg bliski 500 km był zarezerwowany dla aut kosztujących grubo ponad 200 tysięcy złotych. Nissan udowadnia, że można inaczej. To bezpośrednia odpowiedź na głosy kierowców, którzy od lat powtarzali, że kluczem do masowej popularyzacji aut elektrycznych są przystępne cenowo modele z dużym zasięgiem. Wygląda na to, że ten moment właśnie nadszedł.
Co się zmieniło? Z hatchbacka w crossovera
Pierwszą i najbardziej oczywistą zmianą jest nadwozie. Nissan Leaf porzuca formę hatchbacka na rzecz modnego i pożądanego przez rynek kompaktowego crossovera. To strategiczna decyzja, która ma przyciągnąć zupełnie nową grupę klientów, dla których dotychczasowy model był zbyt niszowy.
Zmiany są widoczne także w środku. Wnętrze zaprojektowano w minimalistycznym, nowoczesnym stylu. Dominują w nim dwa ekrany – jeden dla kierowcy, drugi dla systemu infotainment. W zależności od wersji będą miały one przekątną 12,3 lub nawet 14,3 cala. Co ważne, Nissan postawił na system Google built-in, co gwarantuje dostęp do świetnie działających Map Google z inteligentnym planowaniem trasy, uwzględniającym postoje na ładowanie.
Na liście wyposażenia znajdziemy też takie nowości jak panoramiczny dach z możliwością przyciemniania czy zaawansowany system kamer, oferujący widok z lotu ptaka (Intelligent Around View Monitor), a nawet funkcję „niewidzialnej maski”, ułatwiającą manewrowanie w trudnym terenie. Czas ładowania od 10% do 80% ma wynosić zaledwie 35 minut, co jest wynikiem bardzo dobrym w tej klasie.



Specyfikacja i ceny – co wiemy na dziś
Nissan ujawnił na razie ceny trzech bogatszych wersji na rynku amerykańskim. Cena bazowej odmiany S, wyposażonej w mniejszy akumulator 52 kWh, zostanie podana w późniejszym terminie. Poniżej przedstawiamy tabelę ze znanymi danymi, z cenami przeliczonymi na złotówki dla lepszego zobrazowania sytuacji.
Wersja | Cena w USA (USD) | Cena w złotówkach (szacunkowa, po kursie 3,63 zł) | Zasięg (szacowany) | Pojemność baterii |
LEAF S | do ogłoszenia | do ogłoszenia | do ogłoszenia | 52 kWh |
LEAF S+ | $29 990 | ~109 000 zł | 487 km | 75 kWh |
LEAF SV+ | $34 230 | ~124 300 zł | 463 km | 75 kWh |
LEAF Platinum+ | $38 990 | ~141 500 zł | 417 km | 75 kWh |
Trzeba podkreślić, że podane kwoty w złotówkach są jedynie bezpośrednim przeliczeniem, a nie tym, czego spodziewać się w Polsce. Mimo to pokazują skalę tego, z jak atrakcyjną ofertą mamy do czynienia.
Kontekst rynkowy, czyli dlaczego to tak ważne
Decyzja Nissana nie jest przypadkowa. Rynek aut elektrycznych, po okresie dynamicznych wzrostów, zaczął zwalniać. Jedną z głównych barier dla wielu klientów pozostawała wysoka cena zakupu. Producenci zrozumieli, że bez przystępnych cenowo modeli nie da się wykonać kolejnego kroku w stronę masowej elektromobilności.
Nowy Leaf wchodzi na rynek, na którym zaczyna robić się coraz ciekawiej. Jego głównym rywalem w USA będzie Chevrolet Equinox EV, który również oferuje ponad 500 km zasięgu w cenie poniżej 35 tysięcy dolarów. Ale to dopiero początek. Swoje tanie modele zapowiadają już Ford, Kia (z modelem EV3) czy odświeżony Chevrolet Bolt. Jesteśmy świadkami narodzin nowej fali pojazdów elektrycznych – rozsądnie wycenionych, praktycznych i z zasięgiem, który eliminuje lęk przed długą podróżą.
Warto też spojrzeć w przeszłość. Kiedy pierwszy Leaf debiutował w 2011 roku, oferował zaledwie 117 km zasięgu i kosztował około 33 tysięcy dolarów. Dziś, po kilkunastu latach, za niższą kwotę otrzymujemy ponad czterokrotnie większy zasięg, znacznie lepsze wyposażenie i o wiele bardziej atrakcyjne nadwozie. To pokazuje, jak gigantyczny postęp technologiczny dokonał się w tym czasie.
A co z Europą i Polską?
To pytanie zadaje sobie teraz każdy z nas. Na razie wszystkie informacje dotyczą rynku amerykańskiego. Możemy być jednak niemal pewni, że nowy Leaf trafi również do Europy. To globalny model i jeden z filarów strategii elektryfikacji Nissana. Oczywiście, europejska wersja będzie się różnić w detalach. Zamiast złącza NACS (standard Tesli w USA), na naszym rynku samochód będzie wyposażony w standardowe gniazdo CCS2.
Kluczowa pozostaje kwestia ceny. Bezpośrednie przeliczenie dolarów na złotówki jest zbyt optymistyczne. Po doliczeniu wszystkich opłat, podatków i marży, cena w Polsce będzie wyższa. Pytanie brzmi: o ile? Jeśli Nissanowi uda się utrzymać cenę startową wersji z dużym akumulatorem w granicach 140-150 tysięcy złotych, może to być absolutny hit sprzedażowy. Taki samochód stanowiłby realną konkurencję nie tylko dla innych elektryków, jak MG4 czy podstawowe wersje Tesli Model 3, ale również dla popularnych spalinowych crossoverów.
Wygląda na to, że Nissan ma w ręku wszystkie karty, by ponownie zatrząść rynkiem. Marka, która była jednym z pionierów elektromobilności, wraca do gry z produktem, który idealnie trafia w potrzeby i oczekiwania szerokiego grona odbiorców.
A co Wy sądzicie o nowym Leafie? Czy taka propozycja przekonałaby Was do przesiadki na samochód elektryczny? Jaka cena w Polsce byłaby Waszym zdaniem akceptowalna, by ten model odniósł sukces? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach!
Dołącz do dyskusji