Spis treści
Najnowsze dane dotyczące udziału samochodów elektrycznych w sprzedaży nowych aut za pierwszą połowę 2025 roku przynoszą obraz rewolucji, która w jednych krajach pędzi, a w innych ledwo się toczy. Na czele, co nie jest zaskoczeniem, stoi Norwegia, gdzie pojazdy na prąd stanowią ponad 98 procent rynku. Prawdziwym szokiem są jednak kolejne miejsca na podium, a jeszcze większym – brak Polski nawet w pierwszej dziesiątce. Jesteśmy daleko za Nepalem (76 procent) czy nawet Etiopią (60 procent). To nie pomyłka. Kraje uznawane za biedne lub rozwijające się, stawiają na elektromobilność ze znacznie większą determinacją niż my.
Elektryk z biedy i dla niezależności
Jak to możliwe, że Nepal, kraj kojarzony głównie z Himalajami i rolnictwem, stał się globalnym liderem transformacji transportu? Odpowiedź jest złożona, ale jednocześnie niezwykle logiczna. Nepalczycy nie wybierają aut elektrycznych z miłości do ekologii czy technologicznych nowinek. Oni kupują je z… biedy. A dokładniej – z chłodnej kalkulacji ekonomicznej, którą umożliwił im własny rząd.
Przez lata Nepal był całkowicie uzależniony od importu paliw z sąsiednich Indii. Każdy litr benzyny i oleju napędowego musiał przekroczyć granicę, co narażało kraj na polityczne naciski i wahania cen. Władze w Katmandu postanowiły to zmienić. Zamiast dotować paliwa kopalne, postawiono na drastyczne opodatkowanie aut spalinowych. Cło sięgające 80 procent, akcyza na poziomie 60 procent i do tego 13-procentowy VAT skutecznie zniechęciły do zakupu tradycyjnych samochodów.
W tym samym czasie dla pojazdów elektrycznych stworzono prawdziwy raj. Zerowe cło, zerowa akcyza i dostęp do tanich kredytów bankowych, pokrywających nawet 90 procent wartości pojazdu. Efekt? Ci, których stać na jakikolwiek czterokołowy pojazd – a jest to najzamożniejsza część społeczeństwa lub po prostu firmy – masowo wybierają elektryki. To się po prostu opłaca.
Energia z wody zamiast ropy od sąsiada
Decyzja rządu Nepalu nie była podyktowana wyłącznie ekonomią. Stolica kraju, Katmandu, regularnie trafiała na listy najbardziej zanieczyszczonych miast świata. Smog, będący efektem położenia w kotlinie i tysięcy spalinowych pojazdów, stawał się zagrożeniem dla zdrowia publicznego. Elektryfikacja transportu była jednym z najskuteczniejszych narzędzi do walki z tym problemem.
Jest jeszcze jeden, kluczowy aspekt: geopolityka. Nepal, dzięki licznym hydroelektrowniom, ma nadmiar własnej, czystej energii elektrycznej. Tak duży, że zaczął ją nawet eksportować do… Indii. Każdy samochód elektryczny na nepalskiej drodze to kolejny krok w stronę uniezależnienia się od paliwowego szantażu ze strony potężnego sąsiada. To osłabienie motoryzacyjnego i energetycznego uzależnienia od Hindusów. Samochody sprowadza się natomiast z Chin, które dysponują odpowiednią technologią i konkurencyjnymi cenami.
Infrastruktura również nie została pozostawiona sama sobie. W 2024 roku w kraju działało już 350 stacji ładowania, a koszt energii był śmiesznie niski – w przeliczeniu wynosił od 15 do 28 groszy za 1 kWh. To pokazuje, że przy odpowiedniej determinacji władz, transformacja jest możliwa nawet w trudnych warunkach.
Lekcja z dachu świata dla Polski
Historia Nepalu to gorzka lekcja dla Polski i innych krajów Europy, które wciąż drepczą w miejscu. Pokazuje, że do przeprowadzenia rewolucji nie potrzeba ogromnego bogactwa, a przede wszystkim determinacji i odważnych decyzji politycznych. Podczas gdy w Polsce dyskusje o strefach czystego transportu wywołują polityczne burze, a system dopłat jest skomplikowany i często się zmienia, kraje takie jak Nepal czy Etiopia po prostu działają.
Można argumentować, że skala jest nieporównywalna – rynek nepalski to zaledwie kilka tysięcy aut rocznie. Jednak to właśnie na małej skali widać, jak skuteczne mogą być radykalne, ale spójne działania. Nepal postawił wszystko na jedną kartę, widząc w elektromobilności szansę na rozwiązanie swoich największych problemów: zanieczyszczenia powietrza, uzależnienia energetycznego i wysokich kosztów importu paliw.
Patrząc na rozwój sytuacji, można przypuszczać, że trend ten będzie się umacniał. Kraje posiadające własne, tanie źródła energii odnawialnej, a jednocześnie uzależnione od importu ropy, będą coraz śmielej podążać drogą Nepalu. Dla nich elektromobilność to nie luksus, a narzędzie do budowania suwerenności i stabilności gospodarczej.
Co dalej z polską elektromobilnością?
Historia Nepalu zmusza do refleksji nad naszą własną pozycją. Czy w Polsce brakuje politycznej odwagi do podjęcia podobnie zdecydowanych kroków? A może problem leży gdzie indziej – w mentalności, przywiązaniu do tradycyjnej motoryzacji lub braku długofalowej strategii? Z pewnością mamy inne uwarunkowania, ale cel pozostaje ten sam: czystsze powietrze i większe bezpieczeństwo energetyczne.
Jesteśmy bardzo ciekawi Waszych opinii. Co Waszym zdaniem jest największą barierą dla rozwoju elektromobilności w Polsce? Czy potrzebujemy bardziej radykalnych zachęt, na wzór tych z Nepalu? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji