Spis treści
W chińskich mediach społecznościowych zawrzało po tym, jak pod koniec października w parku przemysłowym w Suzhou doszło do dramatycznego incydentu. Samochodem, który stanął w płomieniach, okazał się Geely Xingyuan. To nie jest anonimowy model. To absolutny numer jeden i bestsellerowy pojazd elektryczny w Chinach.
Wydarzenie z 23 października wyglądało groźnie. Według relacji Hongxing News, samochód zapalił się nagle. Świadkowie słyszeli serię eksplozji, które opisali jako „przypominające fajerwerki”. Krótko po tym, płomienie gwałtownie objęły cały pojazd. Na szczęście w zdarzeniu nikt nie został ranny, jednak nagrania płonącego auta błyskawicznie obiegły internet.
To fatalna wiadomość dla koncernu Geely. Szczególnie teraz, gdy model ten, znany globalnie jako Geely EX2, rozpoczyna właśnie światową ekspansję i lada moment miał budować pozycję marki na nowych rynkach, w tym w Europie.
Zagadka pożaru. To nie bateria zawiniła?
Gdy płonie samochód elektryczny, pierwsza myśl jest niemal automatyczna: bateria. To właśnie akumulatory trakcyjne są postrzegane jako największe zagrożenie pożarowe w pojazdach EV. Jednak w tym przypadku wszystko wskazuje na to, że przyczyna może być zupełnie inna.
Dziennikarze i blogerzy motoryzacyjni, analizując krótkie nagranie z incydentu, zwrócili uwagę na kluczowy szczegół. Wydaje się, że ogień rozprzestrzeniał się głównie w górnej części nadwozia i w kabinie, a nie pod podłogą, gdzie umieszczony jest pakiet akumulatorów.
To o tyle istotne, że Geely Xingyuan jest wyposażony w nowoczesne baterie Aegis (ShenDun) Short Blade LFP. To ogniwa litowo-żelazowo-fosforanowe, które z natury są znacznie bezpieczniejsze i mniej podatne na zapłon niż starsze typy akumulatorów (NMC). Marka mocno promowała je właśnie jako „superbezpieczne”. Gdyby to one zawiodły, byłaby to kompromitacja tej technologii.
Oficjalna przyczyna pożaru wciąż jest badana, a Geely na razie milczy. Brak oficjalnego komentarza tylko podsyca spekulacje.
Co jeśli nie bateria? Teoria o elektryczności statycznej
Chiński bloger motoryzacyjny Dianche Xiaopi wysunął ciekawą hipotezę. Jego zdaniem mogło dojść do pożaru wewnątrz kabiny, a winowajcą mogła być… elektryczność statyczna.
Zwrócił on uwagę, że w suchych, jesiennych warunkach elektryczność statyczna we wnętrzach pojazdów staje się poważnym problemem. Wystarczy niefortunny zbieg okoliczności – naładowany elektrostatycznie fotel, opary z pozostawionego w kabinie łatwopalnego produktu (np. płynu do dezynfekcji rąk, odświeżacza powietrza) i nieszczęście gotowe.
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, nie można tej teorii wykluczyć. Jest to z pewnością wygodniejsza narracja dla producenta niż wada fabryczna baterii. Niezależnie od przyczyny, czy była to elektryczność statyczna, czy może zwarcie w instalacji elektrycznej kabiny, incydent budzi pytania o ogólną jakość wykonania.
Samochód, który zdominował chiny
Aby zrozumieć skalę problemu, trzeba wiedzieć, czym jest Geely Xingyuan. Ten kompaktowy hatchback (segment B) wszedł na chiński rynek w 2024 roku i dosłownie zmiażdżył konkurencję. Od stycznia do września 2025 roku sprzedano aż 343 351 sztuk, co czyni go najlepiej sprzedającym się samochodem w kraju.
Co stoi za tym sukcesem? Przede wszystkim cena. Bazowa wersja kosztuje zaledwie 68 800 juanów, czyli równowartość około 9 700 dolarów. To cena, która w Europie jest absolutnie nieosiągalna dla nowego elektryka.
Mimo niskiej ceny, Xingyuan (EX2) nie jest „wózkiem golfowym”. To pełnoprawny samochód o długości 4,1 metra i sporym rozstawie osi (2,65 m). Posiada 375-litrowy bagażnik z tyłu i dodatkowy, 70-litrowy frunk z przodu. We wnętrzu dominuje wielki, 14,6-calowy ekran centralny i 8,8-calowe cyfrowe zegary.
Wersja podstawowa oferuje silnik o mocy 78 KM i baterię LFP 30,12 kWh, co daje 310 km zasięgu (według optymistycznej chińskiej normy CLTC). Mocniejszy wariant to 114 KM, bateria 40,16 kWh i zasięg 410 km (CLTC).




Analiza: fatalny moment dla globalnej ekspansji
Ten pożar nie mógł wydarzyć się w gorszym momencie. Koncern Geely (właściciel m.in. Volvo i Polestar) właśnie rozpoczął globalną ofensywę. Marka Geely Auto oficjalnie zadebiutowała już w Polsce, wprowadzając na początek elektrycznego SUV-a EX5, który od września dostępny jest do jazd testowych.
Model Geely EX2 (czyli właśnie Xingyuan) jest kolejnym w kolejce do podboju świata. Pierwsze statki z tymi autami dopłynęły już do Brazylii dosłownie na kilka dni przed tym, jak w sieci pojawiły się nagrania płonącego bestsellera.
Wirusowy film z płonącym autem to wizerunkowa katastrofa. Geely wchodząc do Europy, chce być kojarzone z jakością i bezpieczeństwem (na co pracują Volvo i Polestar), a nie z „fajerwerkami” na parkingu.
Przed firmą stoją teraz dwa złe scenariusze:
- Jeśli okaże się, że zawiodła bateria – podważy to zaufanie do promowanej technologii LFP Aegis i uderzy w fundamentalną obietnicę bezpieczeństwa.
- Jeśli okaże się, że to wina kabiny (np. wadliwe przewody, tanie, łatwopalne materiały) – będzie to argument dla wszystkich, którzy twierdzą, że tak niska cena musi oznaczać drastyczne cięcia kosztów i kompromisy w jakości.
Presja na Geely jest ogromna. Koncern musi błyskawicznie i w pełni transparentnie wyjaśnić przyczyny tego pożaru. Każdy dzień milczenia działa na ich niekorzyść, szczególnie na wrażliwych i nieufnych rynkach europejskich, gdzie EX2 miał zaraz walczyć o klienta.
A jakie jest Wasze zdanie? Czy taki pojedynczy incydent, nawet jeśli nie dotyczył baterii, wpłynąłby na Waszą decyzję o zakupie? Czy niska cena jest w stanie zrekompensować wątpliwości dotyczące jakości? Czekamy na Wasze komentarze.





