Spis treści
Dziesiątki właścicieli i setki potencjalnych nabywców Xiaomi SU7 Ultra domagają się pełnych zwrotów kosztów po tym, jak wyszło na jaw, że droga, opcjonalna maska z włókna węglowego może być… zwykłą atrapą.
Maska za 42 tysiące yuanów, czyli prawie 23 000 zł
Chodzi o element, który miał być jednym z najważniejszych wyróżników Xiaomi SU7 Ultra. Xiaomi reklamowało go jako „torowy projekt chłodzenia”, a karbonowa maska z podwójnymi wlotami powietrza miała nie tylko wyglądać sportowo, ale przede wszystkim działać – schładzać układ hamulcowy i poprawiać osiągi.
W rzeczywistości okazało się inaczej.
Testy ujawniają prawdę: wloty to ściema?
Sprawę nagłośnili chińscy blogerzy motoryzacyjni, którzy w maju przeprowadzili własne testy. Jeden z nich pokazał, że po skierowaniu strumienia powietrza na wloty w masce Xiaomi SU7 Ultra, umieszczona w ich pobliżu chusteczka nie drgnęła. Inni poszli dalej – zdemontowali maskę i odkryli, że ani nie wpływa na chłodzenie hamulców, ani nie zapewnia aerodynamicznych korzyści, jak sugerowały materiały marketingowe.
Krótko mówiąc – wygląda, ale nie działa.


Xiaomi przeprasza… ale nie do końca
Firma nie czekała długo z reakcją. 7 maja opublikowano oficjalne oświadczenie z przeprosinami. Xiaomi przyznało, że ich komunikacja była „niewystarczająco precyzyjna” i że maska Xiaomi SU7 Ultra została zaprojektowana głównie po to, by przypominać wersję prototypową. Funkcje, które miały być „techniczne”, ograniczają się jedynie do częściowego prowadzenia powietrza i pomocniczego chłodzenia przedniego bagażnika.
Dodano również, że w pierwotnych planach produkcyjnych firma nie zamierzała w ogóle oferować tej opcji. Xiaomi SU7 Ultra miał już mieć wystarczające osiągi torowe bez niej. Ostatecznie jednak zdecydowano się na jej wprowadzenie – zapewne z myślą o marketingu.
Propozycja rekompensaty nie przekonuje klientów
W ramach przeprosin Xiaomi zaproponowało:
- możliwość zamiany karbonowej maski na standardową aluminiową dla osób, które jeszcze nie odebrały auta
- 20 000 punktów lojalnościowych dla obecnych właścicieli (równowartość ok. 1000 zł)
To jednak nie wystarczyło. Według doniesień mediów ponad 300 właścicieli Xiaomi SU7 Ultra dołączyło do grup walczących o zwrot całej kwoty – w tym także pieniędzy za maskę. Ich argument? „To nie jest kwestia niedopowiedzenia, ale dezinformacji. Xiaomi musi ponieść pełną odpowiedzialność.”
Zaufanie klientów nadszarpnięte
Choć Xiaomi zdobyło dużą renomę w świecie elektroniki, to na rynku motoryzacyjnym wciąż musi budować swoją wiarygodność. Afera z Xiaomi SU7 Ultra może ten proces znacząco utrudnić.
Czy klienci będą gotowi zaufać firmie, która – ich zdaniem – sprzedała im drogi gadżet o zerowej funkcjonalności? Takie pytania coraz częściej pojawiają się w komentarzach pod branżowymi artykułami i w mediach społecznościowych.
Nie brakuje też ostrzeżeń. Jeden z komentatorów w opinii opublikowanej 12 maja napisał: „Xiaomi przebiło bańkę zaufania. 42 000 yuanów za ‘nowe szaty cesarza’ może długo się odbijać marce czkawką.”
Co dalej?
Sytuacja rozwija się dynamicznie. Xiaomi próbuje łagodzić napięcie, ale żądania zwrotów kosztów są coraz głośniejsze. Możliwe scenariusze? Firma może zostać zmuszona do zaoferowania pełniejszych rekompensat lub wdrożyć program wymiany części. Niewykluczone też, że sprawa trafi do sądu, jeśli konsumenci zdecydują się na działania zbiorowe.
Z drugiej strony, Xiaomi może postawić na przeczekanie kryzysu, licząc na lojalność fanów marki i atrakcyjne ceny kolejnych modeli. Choć trzeba przyznać, że ostatnie miesiące nie są łaskawe dla tego producenta – ciągle pojawiają się jakieś zgrzyty, od śmiertelnego wypadku w ich samochodzie zaczynając.
Jedno jest pewne – transparentność w komunikacji technicznej stanie się teraz kluczowym oczekiwaniem klientów wobec młodych producentów samochodów elektrycznych. Rynek nie wybacza łatwo wpadek, które pachną marketingową manipulacją.
Co sądzicie?
Czy Xiaomi popełniło poważny błąd, czy tylko źle dobrało słowa? Czy maska za 22 300 zł bez realnej funkcji to oszustwo, czy tylko „efektowny” dodatek?
Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o tej sytuacji. Czy sami byście żądali zwrotu, czy może potraktowalibyście to jako nauczkę na przyszłość?
Dołącz do dyskusji