Spis treści
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej właśnie rozpoczął konsultacje społeczne w sprawie nowego programu dopłat „naszEauto”. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda obiecująco. Program ma być atrakcyjniejszy i dostępny dla szerszego grona odbiorców. Jest jednak pewien haczyk, i to niemały. Budżet programu, finansowanego z Krajowego Planu Odbudowy, ma zostać obniżony o niemal pół miliarda złotych.
Zmiany na plus, czyli kto zyska?
Zacznijmy od dobrych wiadomości, bo tych jest całkiem sporo. Projekt zakłada rewolucyjne rozszerzenie grona beneficjentów, którzy będą mogli ubiegać się o wsparcie. Dotychczasowy program „Mój Elektryk” skupiał się głównie na osobach fizycznych i przedsiębiorcach. „naszEauto” otwiera drzwi dla zupełnie nowych podmiotów.
Przede wszystkim, wsparcie obejmie teraz nie tylko samochody osobowe (kategoria M1), ale również małe busy do 5 ton (M2) oraz samochody dostawcze do 3,5 tony (N1). To kluczowa zmiana, która może realnie wpłynąć na redukcję emisji w miastach i mniejszych miejscowościach.
Kto konkretnie będzie mógł skorzystać? Oprócz osób fizycznych i prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, na listę wchodzą:
- organizacje pozarządowe (NGO),
- parki narodowe,
- szkoły i placówki oświatowe,
- szpitale i placówki medyczne działające w ramach kontraktu z NFZ,
- placówki opiekuńczo-wychowawcze.
Wysokość dopłat naszEauto również wygląda obiecująco. W przypadku aut osobowych (M1) dla osób fizycznych, JDG i parków narodowych kwota wsparcia ma wynosić do 40 tys. zł. Dla samochodów dostawczych (N1) przewidziano do 70 tys. zł dotacji. Prawdziwym przełomem mogą okazać się jednak dopłaty do pojazdów kategorii M2, czyli małych, elektrycznych autobusów, które mogłyby obsługiwać lokalne trasy czy dowozić dzieci do szkół. Tutaj wsparcie może sięgnąć nawet 600 tys. zł na jeden pojazd.
Gdzie jest haczyk? Mniej pieniędzy w puli naszEauto
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak… dziwnie? W oficjalnych komunikatach NFOŚiGW czytamy, że celem zmian jest „zwiększenie atrakcyjności programu”. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że cel ten stoi w sprzeczności z kluczową informacją dotyczącą budżetu.
Całkowita pula środków naszEauto ma zostać uszczuplona z 1,61 mld zł do około 1,18 mld zł. Oznacza to cięcie o ponad 430 milionów złotych. Skąd ta decyzja? Wynika ona bezpośrednio ze zrewidowanego Krajowego Planu Odbudowy, z którego program jest finansowany.
To nie jedyna kontrowersyjna zmiana. Z projektu znika premia za niski dochód, która w poprzednich programach pozwalała uzyskać dodatkowe środki osobom mniej zamożnym. To wyraźny sygnał, że program odchodzi od wsparcia o charakterze socjalnym na rzecz bardziej strategicznego, instytucjonalnego podejścia.
Co to oznacza w praktyce? Analiza
Mamy więc do czynienia z bardzo ciekawą sytuacją. Z jednej strony rząd otwiera się na zupełnie nowe, bardzo potrzebujące grupy beneficjentów. Z drugiej, znacząco ogranicza dostępne środki. Jak to pogodzić?
Wydaje się, że jesteśmy świadkami fundamentalnej zmiany filozofii wsparcia elektromobilności w Polsce. Zamiast dotować jak największą liczbę prywatnych samochodów osobowych, rząd chce skupić się na tych pojazdach, które mają największy wpływ na jakość powietrza i transport publiczny. Elektryfikacja jednego autobusu szkolnego czy floty pojazdów dostawczych lokalnej firmy ma większy sens ekologiczny niż dotowanie kolejnego prywatnego auta, które przez większość czasu stoi na parkingu.
To podejście ma sens, ale niesie ze sobą poważne ryzyko. Przy maksymalnej dotacji 600 tys. zł na jeden mały autobus, cały budżet programu mógłby zostać wyczerpany przez niespełna 2000 takich pojazdów. Oczywiście to skrajny scenariusz, ale pokazuje skalę. Pieniędzy może po prostu nie wystarczyć dla wszystkich chętnych, a w szczególności dla indywidualnych odbiorców, którzy będą konkurować o te same środki z dużymi instytucjami.
Cięcie budżetu przy jednoczesnym rozszerzeniu katalogu beneficjentów to ryzykowna gra. Może się okazać, że program, choć na papierze atrakcyjny, w praktyce zakończy się bardzo szybko z powodu wyczerpania alokacji. Być może rząd zakłada mniejsze zainteresowanie, niż się spodziewamy, albo liczy na to, że wysokie ceny pojazdów M2 i N1 naturalnie ograniczą liczbę składanych wniosków.
Twój głos ma znaczenie
Niezależnie od ocen, projekt jest obecnie na etapie konsultacji społecznych. Oznacza to, że każdy z nas może wyrazić swoją opinię na temat proponowanych zmian. Fundusz czeka na uwagi do 12 września 2025 roku. Można je przesyłać na adres mailowy: [email protected].
A jakie jest Wasze zdanie? Czy przesunięcie ciężaru dopłat z indywidualnych odbiorców na instytucje publiczne i NGO to dobry kierunek? Czy obcięcie budżetu o pół miliarda złotych nie zabije tego programu, zanim na dobre wystartuje? A może to słuszny krok w stronę bardziej efektywnego wydawania publicznych pieniędzy?
Czekamy na Wasze opinie w komentarzach!
Dołącz do dyskusji