Spis treści
Czy naprawdę ktoś, kto wydał ponad 300 tysięcy złotych na nowe auto, chce jeszcze co miesiąc płacić za to, że ma w nim podgrzewane fotele? Lincoln zrozumiał, że nie. Marka należąca do Forda zdecydowała się na ważny krok — rezygnuje z pobierania opłat abonamentowych od pierwszych właścicieli za funkcje, które już są w samochodzie.
Klienci premium mają dość
Dianne Craig, prezes Lincolna, która wkrótce odchodzi na emeryturę, mówi to wprost: nabywcy aut luksusowych nie chcą być „dojeni” za każdym razem, gdy korzystają z funkcji swojego samochodu. Dotyczy to nie tylko podgrzewanych siedzeń, ale też systemów takich jak BlueCruise (jazda bez użycia rąk) czy zdalne połączenia z autem.
Craig mówi jasno: wszystkie te elementy mają być częścią ceny auta, przynajmniej przez okres obowiązywania gwarancji. W przypadku Lincolna to około czterech lat.
To podejście to pełne odwrócenie trendu, który przez ostatnie lata zaczął dominować w branży. BMW, Mercedes, a nawet Toyota testują różne modele subskrypcyjne. BMW musiało się wycofać z pobierania opłat za podgrzewane siedzenia po gwałtownej reakcji klientów.
Co dokładnie oferuje Lincoln?
W nowych modelach Lincolna systemy takie jak BlueCruise, zaawansowane opcje łączności, czy inne funkcje z kategorii „premium”, są wliczone w cenę auta na cały okres gwarancji. Po jej zakończeniu — jeśli auto pozostaje u tego samego właściciela lub trafia na rynek wtórny — producent może próbować zarobić na abonamencie.
Dlaczego to działa? Większość klientów luksusowych marek wymienia samochody co 3–5 lat. Czyli dokładnie wtedy, gdy kończy się gwarancja. Lincoln trafnie założył, że najważniejszy jest pierwszy właściciel — to on wpływa na wyniki finansowe marki.
Subskrypcje w tle
Po upływie gwarancji niektóre funkcje będą oferowane za opłatą. Na przykład BlueCruise — po czterech latach — kosztuje 50 dolarów miesięcznie albo 495 dolarów rocznie. Dla kupującego z rynku wtórnego może to być atrakcyjna propozycja. A dla producenta — dodatkowy zysk bez ponoszenia nowych kosztów.
Lincoln nie rezygnuje całkowicie z modelu subskrypcyjnego, ale przenosi go w „dalszy plan” — do drugiego właściciela. To rozwiązanie mniej kontrowersyjne i nie uderza w poczucie luksusu, które powinno towarzyszyć nowemu samochodowi klasy premium.
Gdzie jest granica?
To pytanie zadają sobie teraz wszyscy producenci. Anders Bell, dyrektor techniczny Volvo, przyznał niedawno: „Trudno mi byłoby płacić za odblokowanie sprzętu, który już jest w aucie.” Klienci mają podobne odczucia. O ile można zrozumieć abonament za łączność z siecią czy pakiety danych, to płacenie za rzeczy „z fabryki” — jak klimatyzacja, siedzenia czy reflektory — wzbudza frustrację.
Producenci będą więc musieli znaleźć złoty środek. Tesla pozwala zapłacić 99 dolarów miesięcznie za Full Self-Driving. General Motors daje trzy lata Super Cruise w cenie, potem pobiera 25 dolarów miesięcznie. Każdy testuje inny model.
Lincoln idzie w innym kierunku: spokój klienta premium jest wart więcej niż kilka miesięcznych opłat.
Co to oznacza dla rynku?
Jeśli strategia Lincolna się sprawdzi, inne marki mogą pójść jego śladem. Mercedes czy Audi zyskają więcej, rezygnując z irytujących opłat na rzecz „pełnego doświadczenia luksusu”. Zwłaszcza że rynek samochodów premium jest konkurencyjny i bardziej niż kiedykolwiek liczy się satysfakcja klienta i reputacja marki.
Z drugiej strony, trudno wyobrazić sobie całkowity odwrót od subskrypcji. Producenci szukają sposobów na stały dochód, szczególnie gdy samochody elektryczne są mniej kosztowne w utrzymaniu i rzadziej wymagają serwisu.
Czy to koniec „abonamentowego absurdu”?
Niezupełnie. Ale może początek nowego podejścia: subskrypcje tylko wtedy, gdy mają sens i nie urażają inteligencji klienta. Jeśli konsument widzi wartość — zapłaci. Ale nie za coś, co już fizycznie znajduje się w aucie.
Czy Lincoln rozpoczął nowy trend? Czy może to tylko wyjątek? Przekonamy się w najbliższych latach.
A co Ty o tym myślisz? Czy jako kierowca byłbyś gotów płacić za dodatkowe funkcje w abonamencie? Czy to uczciwe podejście czy tylko nowoczesna forma „mikrotransakcji”? Daj znać w komentarzu.
Dołącz do dyskusji