Spis treści
Chińska rewolucja w elektromobilności była dotąd podziwiana przez cały świat. Setki producentów, tysiące modeli, szybki rozwój infrastruktury, ogromne wsparcie państwa – wszystko to sprawiało, że Chiny wydawały się niepokonane na rynku aut elektrycznych. Ale dziś coraz wyraźniej widać, że ilość marek EV z Chin nie zawsze idzie w parze z jakością i trwałością.
W ostatnich miesiącach kilka znanych marek EV z Chin zniknęło z rynku albo znalazło się na skraju przetrwania. I choć te firmy mogły imponować technologią czy ceną, nie poradziły sobie w brutalnej rzeczywistości.
Za dużo marek EV z Chin, za mało klientów
Chiński rynek samochodów elektrycznych przypominał przez ostatnie lata dziki zachód. Powstawały dziesiątki nowych marek – często jako efekty fuzji gigantów technologicznych z tradycyjnymi producentami aut. Ale nawet rynek z ponad miliardem mieszkańców ma swoje granice.
Dla przykładu, na targach motoryzacyjnych w Szanghaju w 2024 roku obecnych było niemal 100 różnych marek EV z Chin. Rok później część z nich już nie istnieje albo wisi na włosku. Poniżej trzy konkretne przypadki.
Ji Yue – Baidu i Geely nie dali rady
Ji Yue miało być flagową marką smart EV, za którą stało Baidu – chiński gigant technologiczny, nazywany lokalnym Google’em – oraz Geely, czyli jeden z największych producentów aut w kraju. Brzmi jak przepis na sukces? Tym większe zaskoczenie, że projekt praktycznie upadł.
Model Ji Yue 01 obiecywał autonomiczną jazdę niemal na poziomie 3 (czyli niemal całkowicie bez udziału kierowcy), i to za rozsądne pieniądze. Wnętrze, platforma, technologia – wszystko było obiecujące. Ale sprzedaż nie przekroczyła kilku tysięcy sztuk miesięcznie.
Nowy model 07 również nie poprawił sytuacji. W grudniu 2024 roku pracownicy zaczęli domagać się wypłat, a jeden z głównych inżynierów doradził kolegom… jak najszybciej szukać nowej pracy.
Marka oficjalnie jeszcze nie ogłosiła upadku, ale salony są zamknięte, a usługi wspierające funkcje jazdy autonomicznej przestają działać. Trudno tu mówić o przyszłości.
Neta – szybki wzlot i jeszcze szybszy upadek
Marka Neta jeszcze rok temu miała się dobrze. Model L, czyli nieduży EREV (hybryda z ładowaniem z gniazdka), kosztował zaledwie 14 tys. dolarów. Firma chwaliła się sprzedażą ponad 60 tysięcy aut w 2024 roku i eksportem do Azji Południowo-Wschodniej oraz regionu MENA.
Ale rok 2025 okazał się brutalny. Firma ogłosiła masowe zwolnienia, a wiele źródeł wskazuje, że cały dział R&D został zlikwidowany. Choć Neta nadal publikuje posty w mediach społecznościowych – głównie z Brazylii, Tajlandii i Indonezji – wygląda na to, że marka funkcjonuje już tylko w trybie podtrzymania przy życiu.
Rząd Tajlandii przyznał Netcie pożyczkę w wysokości 215 milionów dolarów, ale nie wiadomo, czy to wystarczy, by utrzymać firmę na powierzchni poza Chinami, a tym bardziej na rodzimym rynku.
Yuanhang – luksus bez treści
O tej marce mogłeś nie słyszeć, bo Yuanhang to próba wejścia w segment premium przez mało znaną firmę Dayun. Ich stoiska na targach były duże, auta wyglądały futurystycznie, ale z bliska zawodziły – jakością wykonania, designem, funkcjami.
Sprzedaż? Średnio kilkaset aut miesięcznie. Dziś Yuanhang praktycznie nie istnieje na rynku, a przyszłość marki jest równie niepewna jak jej przeszłość.
Lawina dopiero się zaczyna
Wymienione wyżej marki EV z Chin to tylko wierzchołek góry lodowej. HiPhi, Aiways, Evergrande Auto – wszystkie zaliczyły bolesne porażki, mimo ogromnych ambicji i nakładów. Chiński rząd może dotować przemysł, ale nie jest w stanie uratować wszystkich.
Trudno oczekiwać, że setka marek będzie w stanie konkurować ceną, jakością i technologią – nawet na największym rynku świata. A przecież wiele z nich jeszcze próbuje sił na eksport, trafiając na rosnący opór w Europie czy USA, gdzie pojawiają się głosy o dumpingu i konieczności ochrony lokalnych producentów.
Co dalej?
Konsolidacja rynku wydaje się nieunikniona. Być może kilka większych marek połączy siły, by przetrwać. Inni znikną bez śladu, zostawiając po sobie wartościowe know-how i technologię.
To również szansa dla firm z Europy czy USA. W obliczu upadających chińskich producentów można wyobrazić sobie, że ktoś wykupi ich patenty, oprogramowanie czy gotowe platformy. Tanie, gotowe rozwiązania mogą stać się fundamentem dla nowych, lokalnych marek. Taki „dropshipping” aut na skalę przemysłową? Brzmi jak szaleństwo, ale dziś wszystko jest możliwe.
Czas na rozmowę
Pora zadać sobie pytanie – czy ten rozpad to początek końca chińskiego monopolu na elektromobilność, czy tylko naturalne przetasowanie rynku? Czy Europa ma szansę wykorzystać ten moment, czy przespa kolejną okazję?
Podziel się opinią w komentarzu – czy sądzisz, że rynek aut elektrycznych zmierza w dobrą stronę, czy czeka nas fala kolejnych upadków?
Dołącz do dyskusji