Spis treści
Koncern paliwowy, który większości kierowców kojarzy się z zapachem benzyny, wykonuje ruch, który może na zawsze zmienić polską elektromobilność. Mowa o budowie sieci hubów ładowania Orlen, które mają rozwiązać największą bolączkę właścicieli aut elektrycznych – swobodne i szybkie podróżowanie między miastami. To nie jest już odległa wizja, to dzieje się tu i teraz.
Huby ładowania, czyli stacje benzynowe nowej ery
Orlen dostrzegł lukę, której do tej pory nie potrafił zapełnić nikt inny na taką skalę. Infrastruktura ładowania w Polsce, choć rozwija się dynamicznie, wciąż skupiona jest głównie w dużych aglomeracjach. Wyjazd w dłuższą trasę autem elektrycznym dla wielu wciąż jest synonimem skrupulatnego planowania i niepewności. Koncern chce to zmienić, wykorzystując swój największy atut – strategicznie zlokalizowane stacje paliw przy autostradach i drogach szybkiego ruchu.
Jeszcze w tym roku, a pierwsze otwarcia planowane są już na koniec października, ma zostać uruchomionych 13 wielostanowiskowych hubów ładowania. To nie będą pojedyncze, wolne słupki. Każdy hub zaoferuje osiem punktów szybkiego ładowania o mocy co najmniej 200 kW każdy. Co ważne, ładowarki będą wyposażone w technologię dynamicznego podziału mocy, tzw. split. W praktyce oznacza to, że system będzie w stanie inteligentnie dostosować moc do potrzeb podłączonego pojazdu, aby jak najszybciej uzupełnić energię w jego akumulatorach.
Kawa, hot-dog i 300 kilometrów zasięgu
Kluczem do sukcesu ma być jednak nie tylko moc i liczba stanowisk. Orlen doskonale wie, że kierowcy na trasie oczekują czegoś więcej niż tylko możliwości „zatankowania”. To właśnie odróżnia ich strategię od wielu operatorów, którzy stawiają ładowarki w przypadkowych, często niezagospodarowanych miejscach. Nowe huby będą w pełni zintegrowane z istniejącą infrastrukturą stacji.
Oznacza to dostęp do oferty gastronomicznej Stop Cafe, toalet, sklepów i miejsc do odpoczynku. Firma powołuje się na własne badania, z których wynika, że średni czas postoju na stacji podczas dłuższej podróży to około 28 minut. To idealnie wpisuje się w technologię szybkiego ładowania. Uzupełnienie baterii do poziomu 80% ma zająć nie więcej niż 20 minut. W zależności od modelu auta, pozwoli to na przejechanie kolejnych 300 kilometrów lub nawet więcej. Kierowca w tym czasie zdąży spokojnie wypić kawę, zjeść posiłek i przygotować się do dalszej drogi. To sprawia, że doświadczenie ładowania elektryka staje się niemal identyczne z tradycyjnym postojem na stacji paliw.
Strategiczna mapa ładowania Polski
Pierwsze 13 hubów to dopiero początek ofensywy. Plany koncernu są znacznie bardziej ambitne i pokazują, że nie jest to jednorazowy projekt, a element długofalowej strategii transformacji. Do końca 2027 roku sieć ma zostać rozbudowana o kolejnych 40 takich obiektów. Wszystkie będą budowane według tego samego, sprawdzonego schematu: wiele szybkich stanowisk plus pełne zaplecze usługowe.
W ten sposób powstanie gęsta siatka, która pokryje najważniejsze szlaki komunikacyjne w kraju. To ruch, który może realnie przyspieszyć rozwój elektromobilności w Polsce. Znika bowiem fundamentalna bariera psychologiczna związana z lękiem o zasięg. Podróż z Gdańska do Krakowa czy z Warszawy do Wrocławia przestanie być wyzwaniem logistycznym.
Wyzwania i przyszłość – co dalej?
Wejście tak potężnego gracza z pewnością przemodeluje rynek. Mniejsi operatorzy, którzy nie dysponują takimi lokalizacjami i zapleczem, mogą mieć trudności w konkurowaniu z kompleksową ofertą Orlenu. Z drugiej strony, tak silna konkurencja może stymulować cały rynek do szybszego rozwoju i poprawy jakości usług.
Oczywiście, pojawiają się też wyzwania techniczne. Jednym z największych problemów przy budowie ultraszybkich stacji ładowania jest zapewnienie odpowiedniej mocy przyłączeniowej od operatorów sieci dystrybucyjnej. Orlen zdaje sobie z tego sprawę i już teraz sygnalizuje możliwe rozwiązanie. Kluczem mogą okazać się magazyny energii. Inwestycje w farmy wiatrowe i fotowoltaiczne, które koncern również intensywnie rozwija, idealnie komponują się z tą wizją. Stacja ładowania wyposażona we własny magazyn energii może buforować moc, uniezależniając się od chwilowych ograniczeń sieci i czerpiąc energię z odnawialnych źródeł.
Wydaje się, że jesteśmy świadkami przełomowego momentu. Paliwowy gigant, symbol dotychczasowej motoryzacji, z pełnym impetem wchodzi w świat pojazdów elektrycznych. Nie robi tego w formie eksperymentu, ale z przemyślaną i kompleksową strategią, która ma szansę realnie wpłynąć na decyzje zakupowe tysięcy Polaków.
Czy to oznacza początek końca dominacji tradycyjnych paliw na polskich drogach? Jak oceniacie ten ruch? Czy rozbudowana sieć szybkich ładowarek zachęci Was do przesiadki na auto elektryczne? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji