Spis treści
Polska elektromobilność ma powody do świętowania. Właśnie pękła symboliczna bariera 100 tysięcy zarejestrowanych samochodów w pełni elektrycznych (BEV). Jednocześnie nasza sieć publicznych ładowarek przekroczyła 11 tysięcy punktów. Jest jednak druga, znacznie mroczniejsza strona tego sukcesu. To absolutny chaos cenowy, z jakim codziennie mierzą się kierowcy.
Najnowszy ranking kosztów ładowania nie pozostawia złudzeń. Różnice w stawkach nie wynoszą już 100 czy 200 procent. Mówimy o przepaści sięgającej 400%. Za naładowanie baterii do pełna można zapłacić 42 złote, albo… 215 złotych. To nie jest normalna konkurencja. To Dziki Zachód.
Rynek puchnie, a chaos razem z nim
Znaleźliśmy się w paradoksalnym momencie. Polski rynek EV rośnie w tempie, jakiego jeszcze nie widzieliśmy. Według danych z końca września 2025 roku, mamy już zarejestrowane 102 567 elektryków. Tylko przez trzy kwartały tego roku przybyło ich ponad 32 tysiące. To wzrost o zawrotne 82% w porównaniu z analogicznym okresem 2024 roku.
Ogromna w tym zasługa nowego programu dopłat „NaszEauto„, który wystartował w lutym 2025 r. Wsparcie do 40 tys. zł dla osób fizycznych i jednoosobowych działalności gospodarczych wyraźnie pchnęło Polaków do salonów. Problem w tym, że po wyjechaniu z salonu, nowy kierowca trafia na ścianę niezrozumiałych i absurdalnie wysokich cen energii.
Autostradowy absurd, czyli 400% różnicy
Gdzie najwyraźniej widać ten problem? Oczywiście na szybkich ładowarkach HPC (o mocy 150 kW i więcej), z których korzystamy w trasie. Najnowszy „Ranking Cen Ładowania”, przygotowany przez Fundację EV Klub Polska i portal elektromobilni.pl, brutalnie obnaża ten bałagan.
Załóżmy prosty scenariusz: musimy naładować 60 kWh energii, aby kontynuować podróż.
- Jeśli jesteś właścicielem Tesli i masz szczęście trafić na jeden z tańszych Superchargerów, za taką operację zapłacisz zaledwie 42 złote (przy stawce 0,70 zł/kWh).
- Jeśli jednak podjedziesz na stację Shell Recharge, ten sam prąd będzie kosztował cię aż 215 złotych (przy stawce 3,59 zł/kWh).
- Niewiele taniej jest na stacjach IONITY czy NOXO, gdzie taryfy przekraczają 3,49 zł/kWh.
To nie jest różnica w marży. To jest przepaść. Wybierając złą stację, tracimy ponad 170 złotych na jednym ładowaniu. To kwota, która całkowicie zaburza sens ekonomiczny posiadania elektryka w trasie.
Tesla bawi się w wybawcę?
Trzeba to jasno powiedzieć: na rynku HPC to Tesla dyktuje warunki. Jej zamknięta sieć Superchargerów od lat oferuje właścicielom aut tej marki ceny, o których reszta rynku może tylko pomarzyć. Jednak ostatnio wydarzyło się coś niezwykle ciekawego.
6 listopada Tesla przeprowadziła kilkugodzinny test, otwierając swoje stacje w Warszawie (na lotnisku) i Rumi dla wszystkich marek samochodów. Jakie były ceny dla „obcych”? Wahały się od 1,30 zł do 2,60 zł za kWh, w zależności od lokalizacji i pory dnia.
To kluczowa informacja. Pokazuje, że nawet przy stawkach dla wszystkich, Tesla potrafi zaoferować ceny znacznie niższe niż u konkurencji autostradowej. Nawet górna granica 2,60 zł/kWh jest o złotówkę tańsza niż u operatorów z cenami sięgającymi 3,60 zł.
Na wolniejszych ładowarkach stabilnie, ale drogo
Sytuacja jest nieco spokojniejsza na wolniejszych ładowarkach prądem przemiennym (AC), z których korzystamy na parkingach czy w galeriach handlowych. Ale i tu tanio nie jest.
Liderem rankingu został ChargeEuropa ze stawką 1,75 zł/kWh. Tuż za nim plasuje się Polenergia (1,78 zł/kWh). Najdrożej w tym segmencie każe sobie płacić Powerdot – 2,48 zł/kWh. Średnia cena za wolne ładowanie w Polsce oscyluje wokół 1,90 zł/kWh. To wciąż drogo w porównaniu z ładowaniem w domu, ale przynajmniej nie ma tu 400-procentowych rozbieżności.
Infrastruktura rośnie, ale nikt jej nie rozumie
Mamy więc sytuację, w której rośnie i liczba aut (102 tys.), i liczba ładowarek (11 tys.). Problem w tym, że kierowcy gubią się w gąszczu ofert. Doskonale ujął to Łukasz Lewandowski, CEO EV Klub Polska, komentując wyniki rankingu.
„Stawka za ładowanie zależy już nie tylko od operatora, ale również od wybranej lokalizacji oraz pory dnia. Dodając do tego abonamenty u wybranych operatorów czy dostawców usług ładowania oraz czasowe promocje – dla przeciętnego użytkownika oznacza to chaos, który nie daje pewności jaki będzie finalny koszt ładowania.”
Nowy użytkownik auta elektrycznego, który nie chce spędzać godzin na studiowaniu cenników i instalowaniu pięciu różnych aplikacji, jest po prostu bezradny. To fundamentalny problem, który hamuje rozwój rynku.
Analiza: Czekają nas wojny cenowe czy utrwalenie patologii?
Rynek ładowania w Polsce znalazł się w punkcie krytycznym. Dopóki elektryków było mało, wysokie ceny na ładowarkach HPC można było tłumaczyć niskim obłożeniem i wysokimi kosztami inwestycji. Ale przy 100 tysiącach aut na drogach ten argument traci na znaczeniu.
Mamy dwa możliwe scenariusze na przyszłość.
Pierwszy, optymistyczny, to wojna cenowa. Eksperyment Tesli z otwarciem sieci to sygnał ostrzegawczy dla konkurencji. Jeśli Amerykanie zdecydują się na stałe otworzyć swoje stacje dla wszystkich w cenach np. 2,00-2,50 zł/kWh, operatorzy tacy jak Shell czy Ionity będą musieli zareagować. Kierowcy, mając wybór, nie zapłacą 3,60 zł, jeśli obok mogą mieć to samo za 2,50 zł. Rosnąca liczba aut tylko zaostrzy tę konkurencję.
Drugi scenariusz, pesymistyczny, to utrwalenie patologii. Operatorzy HPC utrzymają wysokie ceny, pozycjonując się jako usługa „premium” lub „ratunkowa” na autostradach. Będą liczyć na to, że kierowca w trasie nie ma wyboru i zapłaci każdą cenę. Rynek podzieli się na tanie ładowanie miejskie i nocne oraz ekstremalnie drogie ładowanie autostradowe.
Kluczem do uzdrowienia sytuacji jest transparentność. Kierowcy oczekują normalności znanej ze stacji paliw, gdzie różnice cen między Orlenem a BP rzadko przekraczają 20-30 groszy na litrze. Obecna sytuacja, w której wybór złej ładowarki oznacza stratę 170 złotych, jest nie do obrony. Polski rynek potrzebuje standaryzacji, i to szybko.
A jakie są Wasze doświadczenia? Czy wysokie ceny na publicznych ładowarkach zniechęcają Was do dalszych podróży? Gdzie ładujecie najtaniej, a które stacje omijacie szerokim łukiem? Czekamy na Wasze historie w komentarzach.



