Spis treści
Lucid Gravity, najnowszy i wyczekiwany SUV od marki słynącej z rekordowej wydajności, trafił do pierwszego, niezależnego testu zasięgu na autostradzie. Wynik? Zaskakująco odległy od oficjalnych obietnic. Zamiast deklarowanych 724 kilometrów, auto pokonało 555 km. Zanim jednak ogłosimy porażkę, warto poznać całą historię, bo producent przyznał, że testowany egzemplarz miał poważną usterkę.
Król wydajności na papierze, a jak w praktyce?
Na papierze Lucid Gravity Grand Touring to prawdziwy dominator. Luksusowy SUV z ogromną baterią o pojemności 123 kWh ma oficjalny, certyfikowany przez EPA zasięg na poziomie 450 mil, czyli około 724 km. Aby zweryfikować te dane w realnych warunkach, Tom Moloughney z kanału State of Charge przeprowadził swój standardowy test, polegający na jeździe ze stałą prędkością 70 mph (ok. 113 km/h) aż do niemal całkowitego rozładowania baterii.
Test odbywał się w chłodną, jesienną noc, przy temperaturach rzędu 10-15°C. Samochód był wyposażony w najbardziej aerodynamiczne felgi i opony napompowane zgodnie z zaleceniami producenta. Po wielu godzinach jazdy wynik końcowy wyniósł 345 mil, czyli dokładnie 555 kilometrów.
To obiektywnie bardzo dobry rezultat dla tak dużego SUV-a, ale jednocześnie o ponad 100 mil (169 km) niższy od oficjalnych danych. Równie zaskakujące było zużycie energii, które wyniosło 3,0 mi/kWh, czyli około 20,7 kWh/100 km. To znacznie więcej, niż cel, jaki stawiał sobie Lucid (ok. 17,3 kWh/100 km). Dla marki, której wizytówką jest właśnie ponadprzeciętna wydajność, takie liczby mogły być powodem do niepokoju.
Nocna drama i niespodziewane wyjaśnienie
Gdy test dobiegł końca o 3 w nocy, a samochód pokazywał 0% baterii, pojawiły się dodatkowe problemy z rozpoczęciem ładowania na stacji Tesla Supercharger. Ta sytuacja tylko potęgowała wrażenie, że coś jest nie tak. Prawdziwy przełom nastąpił jednak po teście, gdy dane z przejazdu trafiły do inżynierów Lucid.
Po analizie specjaliści z Lucid skontaktowali się z autorem testu i przekazali dwie kluczowe informacje. Po pierwsze, w testowanym egzemplarzu prasowym wykryto problem z tylnym silnikiem elektrycznym, co najprawdopodobniej miało bezpośredni wpływ na zwiększone zużycie energii i niższy zasięg. Po drugie, okazało się, że gdy komputer pokładowy pokazywał 0% naładowania, w baterii wciąż pozostawał niezwykle duży bufor bezpieczeństwa – około 6 kWh energii. To anomalia, która również miała wpływ na końcowy, niższy od spodziewanego dystans.
Analiza: Choroby wieku dziecięcego, a nie wada fabryczna
Cała sytuacja rzuca nowe światło na uzyskany wynik. To niekoniecznie dowód na to, że Lucid Gravity ma słaby zasięg, ale raczej przykład klasycznych „chorób wieku dziecięcego”, które często dotykają zupełnie nowe modele, zwłaszcza w egzemplarzach przedprodukcyjnych lub z pierwszej partii.
Historia ta pokazuje dwie rzeczy. Po pierwsze, jak ważne są niezależne, rzetelne testy, które potrafią wychwycić problemy niewidoczne na pierwszy rzut oka. Po drugie, liczy się reakcja producenta. Lucid zachował się transparentnie – przeanalizował dane, przyznał się do usterki w konkretnym egzemplarzu i zaoferował podstawienie w pełni sprawnego samochodu do ponownego testu.
Ostateczny werdykt na temat realnego zasięgu Lucid Gravity musimy więc wstrzymać do czasu powtórki testu. Na razie wiemy, że nawet z uszkodzonym silnikiem auto potrafi pokonać na autostradzie ponad 550 km, co i tak stawia je w czołówce elektrycznych SUV-ów.
Co sądzicie o takim wyniku, nawet biorąc pod uwagę usterkę? Czy transparentność producenta w przyznaniu się do problemu buduje Wasze zaufanie? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach.
Dołącz do dyskusji