Spis treści
Tesla znów gra niekonwencjonalnie. Zamiast tradycyjnego wariantu Performance, amerykański producent postanowił zaoferować… płatne przyspieszenie. Nowa Tesla Model Y w wersji Long Range AWD otrzymał aktualizację „Acceleration Boost”, która za 2 000 dolarów (7 500 zł) zwiększa moc auta o około 100 koni mechanicznych. Rezultat? Przyspieszenie od 0 do 60 mph w zaledwie 4,2 sekundy.
Cyfrowe ulepszenie za realne pieniądze
Nie jest to pierwszy raz, gdy Tesla udostępnia funkcje „odblokowywane” przez aplikację. Tym razem jednak chodzi o coś, co faktycznie wpływa na osiągi. Standardowo Tesla Model Y Long Range AWD rozpędza się do 60 mph (97 km/h) w 4,6 sekundy. To wynik bardzo dobry, ale dla wielu entuzjastów elektryków 4,2 sekundy robi różnicę. Poprzednia wersja TMY Long Range AWD po dokupieniu pakietu Boost przyspieszała z 5 sekund do 4,4 sekundy.
Ulepszenie zauważył i opisał w mediach społecznościowych znany inwestor i właściciel Tesli – Matthew Donegan-Ryan. Wskazał, że opcja jest dostępna przez aplikację Tesla, a aktywacja zmienia nie tylko parametry, ale też odczucia z jazdy.
Gdzie się podział Performance?
Dotychczas Tesla oferowała nowy Model Y w trzech wersjach: RWD, Long Range AWD i Performance. Z okazji premiery odświeżonej wersji Modelu Y (projekt „Juniper”) dostępna była tylko edycja Launch Series, która szybko zniknęła z oferty.
Teraz klienci w USA mają do wyboru wyłącznie Tesla Model Y Long Range AWD. Brakuje wersji z napędem na tył i tej najbardziej sportowej. Stąd spekulacje: czy Acceleration Boost to chwilowy substytut wariantu Performance?
Tesla nie potwierdziła planów dotyczących powrotu wariantu Tesla Model Y Performance, ale analizując historię firmy, można przypuszczać, że pełnowartościowy „sportowiec” wróci. Do tego czasu dopłata 2 000 dolarów może być sposobem na utrzymanie zainteresowania klientów, którzy cenią sobie dynamikę.
Co to oznacza dla kierowców?
Z technicznego punktu widzenia zwiększenie mocy Tesla Model Y za pomocą aktualizacji oprogramowania jest logiczną kontynuacją cyfrowej filozofii Tesli. Nie trzeba nic wymieniać ani odwiedzać serwisu. Wystarczy kliknąć w aplikacji i… auto staje się szybsze. Dla wielu użytkowników to ogromna wygoda.
Ale pojawiają się też pytania:
- Czy płacenie za coś, co już fizycznie znajduje się w aucie, jest uczciwe?
- Czy taka polityka nie prowadzi do sztucznego ograniczania funkcjonalności, by później ją odsprzedać?
Dla Tesli to oczywiście źródło dodatkowych przychodów. Dla klientów – niekoniecznie zły układ, jeśli spojrzeć na to z perspektywy komfortu i czasu.
Czy to się opłaca?
Patrząc na czyste liczby, zysk 0,4 sekundy w przyspieszeniu może wydawać się niewielki. Jednak w świecie aut elektrycznych każda dziesiąta sekundy to emocje i adrenalina. Tesla Model Y po aktualizacji jest niewiele wolniejszy od wersji Performance poprzedniej generacji, a różnica cenowa może wynosić nawet kilkanaście tysięcy dolarów.
Z drugiej strony – to nadal ta sama wersja Tesla Model Y Long Range AWD. Nie dostajemy lepszych hamulców, sportowego zawieszenia czy agresywniejszego wyglądu. To tylko cyfrowe „kopnięcie”. Warto się zastanowić, czy realne korzyści odpowiadają kwocie inwestycji.
Nowy kierunek czy eksperyment?
Tesla już wcześniej oferowała podobne ulepszenia – chociażby przyspieszenie dla Modelu 3 czy funkcje autopilota. Jednak po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, w której kluczowa różnica między wersjami polega wyłącznie na aktualizacji oprogramowania.
To może być test rynku. Jeśli wielu użytkowników zdecyduje się na dopłatę, Tesla może całkowicie odejść od wersji Performance jako osobnego modelu. Zamiast tego wprowadzi elastyczny system aktualizacji, który pozwoli dostosować auto do potrzeb i budżetu klienta. Kto wie, może w przyszłości za pomocą aplikacji będzie można także zmienić np. charakterystykę zawieszenia czy tryby jazdy?
Co dalej?
Wszystko wskazuje na to, że Tesla kontynuuje strategię maksymalnej cyfryzacji swoich pojazdów. Wraz z rozwojem platformy „Juniper” można spodziewać się kolejnych płatnych opcji, które będą „odblokowywać” potencjał ukryty w hardware.
Z perspektywy elektromobilności to kierunek, który może stać się nowym standardem. Inni producenci, jak BMW czy Mercedes, także testują podobne rozwiązania. Kluczowe pytanie brzmi: czy kierowcy są gotowi na takie zmiany? Czy samochód, za który płacimy przy zakupie, powinien mieć funkcje „w abonamencie” lub jako płatne dodatki?
Zachęta do dyskusji
Czy kupilibyście przyspieszenie w aplikacji, jeśli moglibyście dzięki temu jeździć szybciej? A może uważacie, że to nowoczesna forma „mikropłatności”, która nie powinna trafić do motoryzacji?
Napiszcie, co sądzicie o podejściu Tesli w komentarzach. Czy to przyszłość motoryzacji, czy niepokojący trend?
Dołącz do dyskusji