Spis treści
Toyota, gigant znany z dominacji na rynku hybryd, wchodzi w nowy, kluczowy etap swojej europejskiej strategii. Firma oficjalnie potwierdziła, że pierwsze w pełni elektryczne, bateryjne samochody osobowe (BEV) marki produkowane w Europie będą zjeżdżać z taśm montażowych w czeskim Kolinie. Choć znamy już z dróg importowanego z Japonii bZ4X, ta inwestycja to prawdziwy przełom. Oznacza przejście od importu do lokalnej produkcji na masową skalę. To ruch warty setki milionów euro, który ma zmienić układ sił na rynku.
Co dokładnie powstanie w Kolinie?
Informacje są konkretne. Toyota zamierza zainwestować w rozbudowę istniejącego zakładu Toyota Motor Manufacturing Czech Republic (TMMCZ) aż 680 milionów euro. To gigantyczna kwota, która posłuży do gruntownej modernizacji i powiększenia fabryki z obecnych 152 000 do 173 000 metrów kwadratowych.
Najważniejszym elementem tej układanki jest budowa zupełnie nowej linii montażu baterii trakcyjnych. To strategiczna decyzja, która uniezależni produkcję od zewnętrznych dostawców i skróci łańcuch logistyczny. Oprócz tego, w planach jest stworzenie nowoczesnej lakierni i spawalni, w pełni przystosowanych do specyfiki budowy aut elektrycznych.
Na razie Toyota trzyma karty przy orderach i nie zdradza, jaki model jako pierwszy wyjedzie z czeskiej fabryki. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że prawdopodobnie będzie to kompaktowy SUV. To najgorętszy segment rynku w Europie, a Japończycy z pewnością będą chcieli uderzyć tam, gdzie popyt jest największy. Nieoficjalne doniesienia idą jednak o krok dalej. Mówi się, że Kolin ma stać się prawdziwym „mega hubem” dla nowych elektryków Toyoty, a po pierwszym SUV-ie pojawią się kolejne modele. Produkcja ma ruszyć najwcześniej w 2028 roku.
Geopolityka motoryzacyjna i czeski sukces
Decyzja Toyoty to ogromny sukces dla czeskiego rządu, który mocno zabiegał o tę inwestycję. Czesi dołożą do projektu 64 miliony euro w formie dotacji na budowę linii montażu baterii. Premier Petr Fiala podkreślił, że przemysł motoryzacyjny generuje około 10% czeskiego PKB, a takie projekty są kluczowe dla jego modernizacji i utrzymania konkurencyjności. Inwestycja ma stworzyć co najmniej 245 nowych, wyspecjalizowanych miejsc pracy.
Dlaczego wybrano właśnie Kolin? To logiczna i bezpieczna decyzja. Zakład, pierwotnie stworzony jako spółka z francuskim Peugeotem, od 2021 roku w całości należy do Toyoty. Japończycy doskonale znają tę fabrykę, jej załogę i lokalne otoczenie biznesowe. Aż 65% komponentów używanych w zakładzie pochodzi od czeskich dostawców, co pokazuje, jak głęboko zakład jest zintegrowany z lokalną gospodarką. Stawianie na sprawdzoną lokalizację minimalizuje ryzyko operacyjne.
Toyota musiała wcisnąć gaz. Lokalna produkcja to konieczność
Choć pozycja Toyoty w Europie jest bardzo silna, a model bZ4X zaznaczył już obecność marki w segmencie BEV, firma wie, że import to za mało. Na rynek z ogromnym impetem wchodzą chińscy producenci, tacy jak BYD, oferując zaawansowane technologicznie i konkurencyjne cenowo pojazdy elektryczne. Aby z nimi skutecznie walczyć, nie wystarczy mieć dobry produkt – trzeba go produkować blisko klienta.
Lokalna produkcja w Europie jest dla Toyoty jedyną drogą, by skutecznie rywalizować na masową skalę. Budowa samochodów i baterii na miejscu pozwala obniżyć koszty, uniezależnić się od wahań kursów walut i potencjalnych ceł, a także znacznie skrócić czas dostaw. To ruch mający na celu ochronę udziałów w rynku i jednoczesne rozpoczęcie potężnej ofensywy modelowej, tym razem opartej o auta „Made in Europe”.
Rozbudowa fabryki w Kolinie to coś więcej niż tylko kolejna inwestycja. To kamień węgielny nowej, europejskiej strategii elektrycznej Toyoty. Japoński gigant daje sygnał, że jego celem nie jest już tylko bycie obecnym w świecie EV, ale walka o pozycję lidera, z wykorzystaniem najsilniejszej broni – lokalnej produkcji.
Czy produkowany w Czechach elektryczny SUV Toyoty ma szansę stać się hitem na miarę Corolli czy Yarisa? Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie o tej strategicznej decyzji.
Dołącz do dyskusji