Spis treści
Xiaomi, technologiczny gigant znany głównie ze smartfonów, zaledwie po roku od premiery swojego pierwszego samochodu, pokazuje, że nie zamierza być tylko ciekawostką na rynku motoryzacyjnym. Najnowsze wyniki finansowe za drugi kwartał 2025 roku nie pozostawiają złudzeń. Firma rośnie w tempie, którego mogą jej pozazdrościć nawet najwięksi gracze w branży.
Dział pojazdów elektrycznych Xiaomi w drugim kwartale zanotował przychody na poziomie 20,6 miliarda juanów (ponad 10,5 miliarda złotych). To astronomiczny wzrost o ponad 232% w porównaniu z tym samym okresem w zeszłym roku. Pokazuje to, jak ogromny apetyt na modele SU7 i YU7 mają chińscy klienci.
W parze z przychodami idą oczywiście dostawy. Od kwietnia do końca czerwca z fabryk wyjechało i trafiło do klientów aż 81 302 samochodów elektrycznych. To o prawie 200% więcej niż rok wcześniej. Xiaomi udowadnia, że potrafi nie tylko zaprojektować atrakcyjny samochód, ale także go produkować na masową skalę. Przynajmniej na razie, bo horyzoncie pojawiają się pewne chmury.
Droga do rentowności jest krótsza niż ktokolwiek przypuszczał
Najbardziej imponujące w wynikach Xiaomi nie są jednak same liczby dotyczące przychodów czy dostaw. Kluczowa jest informacja o stratach operacyjnych. Jeszcze do niedawna każdy sprzedany samochód oznaczał dla firmy finansową stratę. Teraz ta sytuacja zmienia się w ekspresowym tempie.
W drugim kwartale strata operacyjna działu innowacji (obejmującego auta elektryczne i AI) wyniosła 300 milionów juanów (około 153 miliony złotych). To znacząco mniej niż 500 milionów juanów straty w pierwszym kwartale. Ale co to oznacza w przeliczeniu na jeden samochód?
Jeszcze w czwartym kwartale 2024 roku Xiaomi traciło na każdym dostarczonym aucie około 10 043 juanów (ponad 5100 zł). W pierwszym kwartale 2025 roku strata ta spadła do 6600 juanów (około 3360 zł). W ostatnim kwartale strata na jednym pojeździe zmniejszyła się zaledwie do 3700 juanów (około 1887 zł). To fenomenalny wynik, który pokazuje, że firma błyskawicznie optymalizuje koszty i zwiększa marżę.
Co za tym stoi? Rosnąca marża brutto, która w ciągu roku skoczyła z 15,4% do aż 26,4%. Drugim powodem jest wzrost średniej ceny sprzedaży pojazdu. Wprowadzenie na rynek topowego i bardzo drogiego modelu SU7 Ultra, którego ceny sięgają nawet 814 900 juanów (ponad 415 tys. zł), znacząco podniosło średnią wartość transakcji. Klienci są gotowi płacić więcej za markę, która jeszcze niedawno nie kojarzyła się z motoryzacją.
Analitycy, śledząc ten trend, optymistycznie zakładają, że Xiaomi może osiągnąć rentowność w segmencie aut już w następnym kwartale. Jeśli nie, to niemal pewne jest, że stanie się to do końca bieżącego roku. To byłby absolutny rekord w branży.
Gigantyczne wzrosty, ale i potężne wyzwanie
Sukces ma jednak swoją cenę. Xiaomi, podobnie jak Tesla na początku swojej drogi, boryka się z problemem nadmiernego popytu i ograniczonych mocy produkcyjnych. O ile sytuacja z sedanem SU7 powoli się stabilizuje, o tyle nowy SUV, model YU7, stał się ofiarą własnej popularności.
YU7, który ma konkurować bezpośrednio z Teslą Model Y, wyprzedał się na pniu. Klienci, którzy składali zamówienia na spersonalizowane wersje tuż po premierze, otrzymali informację o szacowanym czasie dostawy wynoszącym od 50 do 53 tygodni. To prawie rok czekania. Obecnie na oficjalnej stronie producenta czasy oczekiwania są jeszcze dłuższe i sięgają nawet 58 tygodni.
Firma jest świadoma tego ryzyka. W raporcie finansowym sama przyznaje, że tak długie terminy mogą negatywnie wpłynąć na reputację, przyszłą sprzedaż i spowodować rezygnację części klientów. To największe wyzwanie, z jakim Xiaomi musi się teraz zmierzyć. Zapanowanie nad produkcją będzie kluczowe dla utrzymania obecnego tempa wzrostu.


Europa na celowniku. Kiedy Xiaomi SU7 na polskich drogach?
Podczas gdy firma walczy o zwiększenie produkcji na rynek chiński, jej kierownictwo już planuje globalną ekspansję. Prezes Xiaomi, William Lu, oficjalnie potwierdził plany wejścia na rynek europejski w 2027 roku. Europa ma być pierwszym zagranicznym rynkiem dla samochodów tej marki.
To nie są tylko puste deklaracje. Firma już podjęła konkretne kroki, ogłaszając w kwietniu plany otwarcia centrum badawczo-rozwojowego w Monachium. Sam prezes podgrzewał atmosferę, pokazując zdjęcia „eksperymentalnego” modelu SU7 Ultra na niemieckich tablicach rejestracyjnych.
Na razie nie wiadomo, które konkretnie kraje europejskie będą pierwsze. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Xiaomi zacznie od największych rynków, takich jak Niemcy, Francja czy kraje skandynawskie. Polska, jako jeden z liderów wzrostu elektromobilności w regionie, z pewnością również znajduje się na liście potencjalnych kandydatów. Wejście tak silnego gracza z tak agresywną polityką cenową i technologiczną może solidnie wstrząsnąć europejskim rynkiem, na którym od lat dominują te same marki.
Xiaomi udowadnia, że w dzisiejszym świecie technologicznym przejście od smartfonów do zaawansowanych technologicznie samochodów jest nie tylko możliwe, ale może zakończyć się spektakularnym sukcesem. Najbliższe kwartały pokażą, czy firmie uda się rozwiązać problemy produkcyjne. Jedno jest pewne – w 2027 roku europejscy producenci będą mieli nowego, niezwykle groźnego konkurenta.
Jak oceniacie szanse Xiaomi na podbój Europy? Czy gigantyczne czasy oczekiwania ostudzą zapał klientów? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji