Spis treści
22 maja Xiaomi oficjalnie zaprezentowało swojego najnowszego elektrycznego SUV-a – model Xiaomi YU7. Choć pokaz odbył się ledwie kilka dni temu, to całe zamieszanie wokół pojazdu zaczęło się na długo przed jego premierą. Nie brakowało emocji, ale i kontrowersji. Rynek wtórny niemal eksplodował – pojawiły się setki ogłoszeń oferujących „prawo pierwszeństwa zakupu” nowego modelu Xiaomi.
Handel dostępem do zamówień – nielegalny, ale dochodowy
Na chińskich platformach sprzedaży pojawiło się mnóstwo ofert od spekulantów. Obiecują oni klientom pomoc w zdobyciu Xiaomi YU7 z pierwszej partii. Często tłumaczą, że dysponują „wewnętrznymi kodami F” lub specjalnym oprogramowaniem, które ma gwarantować im przewagę przy zakupie. Niektórzy idą jeszcze dalej, obiecując „99% skuteczności”.
Za takie „usługi” trzeba jednak zapłacić. Ceny wahają się od około 800 do nawet 20 000 juanów, czyli od około 400 do ponad 10 000 złotych. Jeden z handlarzy zapewniał, że za 3 000 juanów (ok. 1 560 zł) klient otrzymuje „naprawdę rozsądną” ofertę, a w przypadku niepowodzenia – nie zapłaci ani grosza. Brzmi fair? Niekoniecznie.
Xiaomi ostrzega: nie dajcie się oszukać
To nie pierwszy raz, gdy Xiaomi musi mierzyć się z tym zjawiskiem. Podobna sytuacja miała miejsce w 2024 roku przy premierze sedana SU7. Wtedy sam Lei Jun – założyciel i CEO Xiaomi – apelował, by nie korzystać z nieoficjalnych kanałów zakupowych. Firma konsekwentnie podkreśla, że wszystkie zamówienia powinny być składane wyłącznie przez oficjalne platformy Xiaomi. Co więcej – raz zablokowanego zamówienia nie można przenosić na inną osobę.
Mimo jasnego stanowiska producenta, rynek nielegalnych „wejściówek” ma się dobrze. Powód? Ogromny popyt i ograniczona dostępność pojazdów. Xiaomi wciąż dopracowuje swoje możliwości produkcyjne. A tam, gdzie pojawia się luka między popytem a podażą – wchodzą pośrednicy.
Ryzyko jest realne
Eksperci ostrzegają – korzystanie z takich usług to zabawa z ogniem. Jak tłumaczy anonimowy analityk rynku motoryzacyjnego, Xiaomi może anulować takie zamówienia. Oficjalny system rozpoznaje podejrzane działania, a użytkownicy mogą nie tylko stracić pieniądze, ale i wystawić swoje dane osobowe na niebezpieczeństwo.
Zakup przez osoby trzecie może skończyć się utratą środków i problemami prawnymi. Pojawiają się już pierwsze przypadki, gdzie klienci zostali oszukani – zapłacili za „priorytet”, ale samochodu nie otrzymali.







Design na językach: „Ferrari dla ludu” czy kopia?
Ale to nie koniec zamieszania wokół Xiaomi YU7. Pojazd wzbudził też spore emocje ze względu na swój wygląd. Zaraz po premierze wielu internautów zauważyło, że zielony kolor nadwozia YU7 łudząco przypomina klasyczny odcień Verde Dora, znany z Ferrari Purosangue. Xiaomi twierdzi, że inspiracją były kolumbijskie szmaragdy, ale internet już ochrzcił nowy SUV jako „Ferrari Mi” – analogicznie do wcześniejszego SU7, który był nazywany „Porsche Mi”.
Cała sytuacja stała się pretekstem do narodowej dyskusji o oryginalności designu w chińskiej motoryzacji. Ai Tiecheng, były szef submarki Nio, opublikował na Weibo komentarz: „Przedsiębiorcy i konsumenci powinni wspierać oryginalność”. Choć później tłumaczył, że nie odnosił się konkretnie do Xiaomi, wielu odczytało to jako wyraźną krytykę kierunku obranego przez firmę Lei Juna.
Dla równowagi warto dodać, że to nie tylko Xiaomi spotyka się z zarzutami o brak oryginalności. Internauci zauważyli, że sam Ferrari Purosangue przypomina nieco Mazdę CX-4 z 2016 roku, a Toyota Crown Sport bywa nazywana „japońskim Ferrari”.
Sprzedaż mimo kontrowersji? Tak, i to duża
Trzeba przyznać, że kontrowersje nie przeszkodziły Xiaomi w osiąganiu sukcesów. SU7 sprzedawał się znakomicie, pokonując nawet Teslę Model 3 i BYD Han w segmencie premium EV w Chinach. Do 15. rocznicy firmy dostarczono już ponad 258 000 sztuk tego modelu. Teraz cała uwaga skupia się na YU7. Pytanie tylko, czy przezwisko „Ferrari Mi” pomoże, czy zaszkodzi jego pozycji na rynku.




Co dalej z Xiaomi YU7?
Sytuacja może się rozwinąć na kilka sposobów. Jeśli Xiaomi szybko zwiększy moce produkcyjne, zjawisko spekulacji osłabnie. Klienci przestaną płacić pośrednikom, jeśli będą mieli realną szansę na zakup auta w rozsądnym czasie i za oficjalną cenę.
Jeśli jednak firma nie nadąży z produkcją, a popyt nadal będzie rósł, czarny rynek będzie się rozwijał, a z nim ryzyko dla nieświadomych klientów. Xiaomi stoi więc przed bardzo ważnym testem organizacyjnym – musi pokazać, że potrafi skalować produkcję w rytmie rynku.
Z kolei kontrowersje wokół designu mogą działać dwojako. Z jednej strony wzmacniają rozpoznawalność modelu. Z drugiej – mogą podważyć reputację Xiaomi jako innowatora. Wszystko zależy od tego, czy firma będzie potrafiła przekuć te porównania w swoją korzyść – pokazując, że tworzy pojazdy dostępne dla szerokiego grona odbiorców, ale wciąż z klasą i stylem.
Dołącz do dyskusji
Czy Xiaomi YU7 to prawdziwa rewolucja w elektrycznej motoryzacji, czy tylko sprytna imitacja luksusowych marek? Co sądzicie o handlu „prawami do zamówienia”? Czy Waszym zdaniem to sprytna odpowiedź na niedobory, czy czyste naciąganie? A może widzicie w tym modelu coś, co naprawdę może zmienić rynek?
Zachęcamy do komentowania i dzielenia się opiniami – to temat, który dopiero się rozkręca.
Dołącz do dyskusji