Spis treści
Minął rok. Dokładnie dwanaście miesięcy codziennej walki o uwagę, rzetelność i dostarczanie Wam najświeższych informacji ze świata, który zmienia się szybciej niż jakakolwiek inna gałąź przemysłu. LovEV.pl świętuje swoje pierwsze, symboliczne urodziny (prawdziwe, bo choć strona powstała wcześniej, to prawdziwa aktywność zaczęła się dopiero pod koniec 2024). To idealny moment na to, by zatrzymać się, wziąć głęboki oddech i spojrzeć w lusterka wsteczne. Nie tylko po to, by pochwalić się statystykami, ale przede wszystkim po to, by wyciągnąć wnioski na temat tego, czym dzisiaj żyje polski kierowca zainteresowany prądem. A wnioski te bywają zaskakujące, czasem gorzkie, a czasem dające ogromną nadzieję na przyszłość.
Poniższy tekst nie jest typową laurką. To szczery do bólu raport z frontu walki o elektromobilność w Polsce, poparty liczbami, których inni wydawcy zazwyczaj nie ujawniają.
Maszyna do pisania, która nie stygła
Gdy startowałem, cel był prosty: dostarczać newsy szybciej, konkretniej i efektywniej niż konkurencja, jednocześnie wybierając najciekawsze kąski z zalewu informacyjnego. Efekt? Przez ostatni rok na łamach serwisu pojawiło się ponad 1300 wpisów. To średnio niemal cztery artykuły dziennie, dzień w dzień, wliczając w to weekendy i święta. Ta liczba pokazuje skalę dynamiki rynku. Nie ma dnia, by nie debiutował nowy model, nie zmieniały się przepisy dotyczące stref czystego transportu czy nie ogłaszano przełomu w technologii baterii. Przyznam szczerze, że startując, a mając w głowie wcześniejsze doświadczenia z pisaniem o elektronice użytkowej, liczyłem na więcej „luzu” w motoryzacji. Przeliczyłem się…
Jednak newsy to nie wszystko. Zauważyłem ogromną lukę w wiedzy praktycznej. Elektromobilność dla wielu Polaków to wciąż czarna magia, pełna mitów o pożarach i zasięgach rzędu 50 kilometrów zimą. Dlatego stworzono 15 autorskich poradników, które miały za zadanie przeprowadzić kierowcę spalinowego za rękę przez świat kW, kWh i krzywych ładowania. To właśnie te treści, choć trudniejsze w przygotowaniu, budują realną wartość serwisu.
Chiński smok pożera uwagę Polaków
To jest moment na głębszą analizę, która może wielu zszokować. Analizując ruch na stronie, zauważyliśmy fascynujący trend. Tematy dotyczące europejskiej czy amerykańskiej motoryzacji – premiery Volkswagena, Forda czy nawet Tesli – generują stabilne, ale przewidywalne i względnie niskie zainteresowanie. Konkurencja „obsiadła” te tematy tak gęsto, że trudno tam o przebicie.
Natomiast prawdziwy szał zaczyna się w momencie, gdy piszemy o Chinach. Ewidentnie najbardziej ciekawi Was chińska motoryzacja. Artykuły o BYD, NIO, Xiaomi czy Geely notują rekordowe odsłony. Z czego to wynika?
Z analizy sytuacji rynkowej wyłania się prosty wniosek: Europa stała się przewidywalna i drogą, a istniejące od lat media są posadowione w Google na mocnym fundamencie informacji publikowanych przez lata. Zachodni producenci oferują ewolucję, podczas gdy Chiny proponują rewolucję, zwłaszcza cenową i technologiczną. Polski kierowca, szukający swojego pierwszego elektryka, patrzy na cenniki europejskich marek z przerażeniem, a na doniesienia z Państwa Środka z nadzieją. To tam upatrujecie szansy na demokratyzację elektromobilności. Chińskie marki to powiew świeżości, nowe systemy inforozrywki i obietnica, że auto elektryczne nie musi kosztować tyle, co kawalerka w mieście wojewódzkim. Serwis stał się oknem na ten egzotyczny, ale coraz bliższy nam świat.
Narzędzia zamiast lania wody
LovEV.pl to nie tylko tekst. Wychodząc z założenia, że elektromobilność to w dużej mierze matematyka, postawiłem na narzędzia. Stworzenie autorskiego kalkulatora kosztów ładowania może okazać się strzałem w dziesiątkę. W dobie rosnących cen energii i skomplikowanych taryf operatorów ładowarek, możliwość szybkiego przeliczenia „ile to będzie kosztować” jest kluczowa. To narzędzie pozwala realnie ocenić opłacalność przesiadki na EV, odzierając temat z marketingu i zostawiając czyste liczby.
Równie ambitnym projektem jest baza pojazdów EV. Nie będę ukrywał – wymaga ona jeszcze uzupełnienia, bo samochodów przybywa, a ja jestem jednoosobową armią. Rynek jest tak szeroki, że katalogowanie każdego wariantu bateryjnego i silnikowego to syzyfowa praca. Jednak sam fakt istnienia takiego spisu w jednym miejscu jest fundamentem, na którym będziemy budować dalej (już teraz informacje z tego katalogu są wykorzystywane w kalkulatorze). Chcemy, aby docelowo było to miejsce, gdzie jednym kliknięciem porównasz Teslę Model Y z jej chińskimi konkurentami.
Społeczność – moja największa porażka i nauczka
Teraz czas na łyżkę dziegciu. Marzyło mi się stworzenie miejsca do merytorycznej dyskusji. Forum, gdzie użytkownicy mogliby wymieniać się doświadczeniami, rozwiązywać problemy i budować wiedzę, która nie ginie w czeluściach internetu. Stworzyłem forum, które zgromadziło zaledwie kilkudziesięciu użytkowników.
Z bólem serca muszę przyznać, że ten projekt prawdopodobnie zostanie wycofany. Dlaczego? Bo przegraliśmy walkę z wygodą. Grupy na Facebooku, mimo że są – powiedzmy to wprost – tragedią pod względem archiwizacji wiedzy i poziomu dyskusji, wygrywają dostępnością. Do tego niestety koszt oprogramowania forum z najwyższej półki znacząco przewyższa obecne zyski z prowadzenia strony – licencja na oprogramowanie to kilkaset dolarów rocznie.
To zjawisko zasługuje na szerszy komentarz socjologiczny. Współczesny internauta woli szybki strzał dopaminy i „śmieciową” dyskusję w komentarzach na FB, gdzie te same pytania padają codziennie, a wartościowe odpowiedzi znikają po godzinie pod naporem spamu. Szkoda, że nie udało się zbudować alternatywy. Forum miało być miejscem elitarnym w dobrym tego słowa znaczeniu – bazą wiedzy, a nie śmietnikiem opinii. Niestety, brak zainteresowania pokazuje, że nawyki użytkowników są silniejsze niż chęć budowania trwałej społeczności. To oznacza również, że nie udało się wdrożyć planu budowania społeczności z nagrodami, takimi jak vouchery na ładowanie czy akcesoria, co miało być motorem napędowym forum.
Biznes czy hobby? Brutalna prawda o pieniądzach
W świecie mediów internetowych panuje przekonanie, że własny portal to kopalnia złota. Zderzmy to z rzeczywistością. Przychód z reklam za cały rok wyniósł lekko powyżej 500 zł. Nie, nie brakuje tu zer.
Dla wielu może to być szokujące, biorąc pod uwagę zasięgi, o których za chwilę wspomnę. Te 500 złotych to kwota, która nie pokrywa nawet kosztów serwera i domeny za cały rok, nie mówiąc o pracy włożonej w wyszukanie i przygotowanie 1300 artykułów. To pokazuje, jak trudny jest rynek reklamowy dla niezależnych wydawców, którzy nie chcą zaśmiecać strony agresywnymi pop-upami.
Czy to oznacza, że projekt jest nieopłacalny? Finansowo – na ten moment tak. Ale LovEV.pl to inwestycja długoterminowa. Buduję markę i zaufanie, a nie maszynkę do generowania kliknięć w reklamy z cudownymi lekami na odchudzanie. Bez szału finansowego, ale z ogromną satysfakcją merytoryczną, która może z czasem zacznie się odpłacać.
Armia czytelników rośnie w siłę
Mimo skromnych przychodów, mam powód do dumy, który jest walutą cenniejszą niż złotówki. Przez rok odwiedziło stronę ponad 150 000 czytelników. Co więcej, notowany jest comiesięczny wzrost.
To dowód na to, że obrałem dobrą strategię. Nie kopiujemy bezmyślnie komunikatów prasowych, staramy się pisać własnymi słowami, krótko i konkretnie. Doceniacie to. Taka liczba odbiorców to potężny kapitał na przyszłość. To 150 tysięcy osób, które szukają rzetelnej wiedzy, a nie marketingowej papki. To właśnie dla Was, dla tej rosnącej grupy, warto siedzieć po nocach i analizować specyfikację techniczną najnowszego „elektryka” z Shenzhen.
Wchodzimy do gry: Pierwsze testy
Ostatnie miesiące przyniosły przełom. Z serwisu newsowego ewoluujemy powoli w stronę testów elektryków. Miałem już okazję przeprowadzić pierwsze testy samochodów elektrycznych. W moich rękach (lub ja na ich siedzeniach) znalazły się modele koreańskiego giganta – Kia EV6 oraz, co szczególnie ekscytujące, mieliśmy styczność z nadchodzącą nowością, jaką jest Kia EV4. Wszystko dzięki uprzejmości salonu KIA Gam z Długołęki.
Recenzje tych aut pojawią się lada moment, choć jeszcze nie jestem pewny czy tutaj, czy na drugim blogu, gdzie opublikowałem w zeszłym roku recenzję Tesli Model Y. To dla mnie ogromny krok naprzód. Testy własne pozwalają na weryfikację tego, co piszą producenci w folderach reklamowych. Możemy sprawdzić realne zużycie energii, ładowanie na polskich ładowarkach i jakość wykonania samochodów. To właśnie autorskie treści, a nie tylko newsy, będą stanowić o sile LovEV.pl w kolejnym roku działalności.
Co dalej? Prognoza rozwoju sytuacji
Patrząc na to, co udało się osiągnąć, i na to, gdzie poniosłem porażkę, mam jasny plan na przyszłość.
Po pierwsze, będę chciał kontynuować testy samochodów elektrycznych innych marek. Chcę sprawdzić nie tylko flagowce za 300 (lub więcej) tysięcy złotych, ale przede wszystkim te auta, które realnie mogą zmotoryzować polskie rodziny. Będę pukać do drzwi importerów marek chińskich, bo to one Was najbardziej interesują. Skoro rynek i Wy patrzycie na Wschód, ja też tam skieruję oczy.
Po drugie, będę rozwijać bazę danych i kalkulator. To są atuty, których nie da się „przeczytać” na Facebooku. Użyteczność strony musi iść w parze z treścią. A nóż pojawią się pomysły na kolejne ciekawe narzędzia, których nie omieszkam się stworzyć w miarę możliwości.
Po trzecie, muszę przemyśleć format społeczności. Skoro forum umiera, być może znajdę inny sposób na większą interakcję z Wami i między Wami. Temat pozostaje otwarty.
Słowo końcowe
Rok realnego prowadzenia LovEV.pl nauczył mnie pokory, ale też pokazał, że jest miejsce na niezależny głos w polskim internecie. Nie stoi tutaj wielki koncern mediowy, nie mam budżetów na bilbordy, ani większe zaangażowanie (w końcu nie jest to moja etatowa praca). Mam za to Was – tysiące osób, które chcą wiedzieć, jak będzie wyglądać transport przyszłości.
Przychód rzędu 500 złotych mógłby zniechęcić każdego „biznesmena”. Każdy kolejny czytelnik, każdy komentarz (nawet ten krytyczny), każde użycie kalkulatora kosztów i każda wizyta na stronie daje mi paliwo – czy raczej prąd – do dalszego działania.
Chcę tworzyć ten serwis razem z Wami. Nie chcemy być tylko tubą informacyjną, ale partnerem w dyskusji o transformacji energetycznej.
Co sądzicie o kierunku, w którym zmierza polska elektromobilność? Czy faktycznie chińskie auta zdominują nasze ulice, czy może przywiązanie do europejskich marek wygra? I najważniejsze – czego Wam brakuje na LovEV.pl?
Dajcie znać w komentarzach lub napiszcie do mnie bezpośrednio. Każdy głos wezmę pod uwagę, planując strategię na kolejny rok. Dziękuję, że jesteście i jedziemy dalej!






Dołącz do dyskusji