Spis treści
Mercedes-Benz, marka o niemal 130-letniej historii w produkcji pojazdów użytkowych, stoi u progu kolejnej rewolucji. Trzy dekady po debiucie pierwszego Sprintera, który zdefiniował cały segment, firma przygotowuje się do premiery czwartej generacji. W 2026 roku na rynek wejdzie następca popularnego EQV, a zaraz po nim nowe Sprintery i ultraluksusowa klasa VLS.
Najważniejszą informacją jest technologiczny skok: cała nowa rodzina pojazdów bazująca na platformie VAN.EA otrzyma architekturę 800-woltową. To obietnica radykalnego skrócenia czasu ładowania. Jednocześnie jednak ze Stuttgartu płyną sygnały wskazujące na istotną zmianę strategii. Koncern, który głośno zapowiadał pełną elektryfikację, teraz łagodzi swoje stanowisko.
Pragmatyczny krok w tył
Pierwotne plany Mercedesa były niezwykle ambitne. Nowa generacja vanów miała być dostępna wyłącznie jako modele w pełni elektryczne. Jednak, jak to często bywa, rynek zweryfikował te założenia. Koncern przyznaje, że wzrost popularności aut elektrycznych jest wolniejszy niż oczekiwano. W odpowiedzi zarząd postanowił nie stawiać wszystkiego na jedną kartę.
Efektem tej strategicznej wolty jest opracowanie dwóch równoległych platform. Pierwsza to dedykowana elektrykom VAN.EA (Van Electric Architecture). Druga to VAN.CA (Van Combustion Architecture), przeznaczona dla wariantów hybrydowych i spalinowych.
To jednak nie jest prosty powrót do starych rozwiązań. Mercedes twierdzi, że obie te architektury będą współdzieliły aż 70 procent komponentów. To niezwykle pragmatyczne podejście. Pozwoli ono na utrzymanie kosztów produkcji w ryzach i elastyczne reagowanie na popyt. Jeśli klienci będą chcieli diesli, fabryka je dostarczy. Jeśli rynek niespodziewanie przyspieszy w stronę EV, Mercedes będzie na to gotowy.
Nowe platformy zapewnią też znacznie większą modułowość. Umożliwi to wyraźniejsze rozróżnienie między osobowymi „limuzynami” a typowo roboczymi wersjami Sprintera, który przecież nadal będzie oferowany jako furgon, minibus czy podwozie pod zabudowę.



Rewolucja 800V w świecie pracy
Kluczową innowacją dla wariantów elektrycznych jest bez wątpienia przejście na technologię 800V. To rozwiązanie znane dotąd głównie z aut osobowych pokroju Porsche Taycan, nowych modeli Mercedesa, a także niektórych modeli Hyundaia i Kii oraz wielu chińskich modeli (i nie tylko, ale nie sposób wszystkich wymieniać). W segmencie pojazdów użytkowych i dostawczych to prawdziwy przełom.
Dlaczego to takie ważne? Ponieważ w biznesie czas to pieniądz, a czas ładowania to koszt. Szybsze ładowanie oznacza krótszy przestój pojazdu i wyższą efektywność floty. Mercedes już udowodnił, na co stać nową platformę.
Zamaskowany prototyp pasażerskiego modelu VLE (następcy EQV) pokonał trasę 1090 kilometrów ze Stuttgartu do Rzymu w 13 godzin. Co najważniejsze, wymagał na tej trasie zaledwie dwóch 15-minutowych postojów na ładowanie. Takie wyniki w realnym świecie robią wrażenie i mogą ostatecznie przekonać sceptycznych przedsiębiorców.
Wisienką na torcie będzie opcjonalna tylna oś skrętna. To kolejny element „pożyczony” z luksusowych limuzyn, który w dużym aucie dostawczym ma ogromny sens praktyczny. Znacząco poprawi manewrowość, zmniejszy promień skrętu i zoptymalizuje prowadzenie, co kierowcy docenią szczególnie w ciasnych, miejskich uliczkach.
Luksusowe vany i mobilne biura
Mercedes planuje mocno zdywersyfikować swoją ofertę osobową, celując w segment premium i luksusowy. Już na początku 2026 roku zadebiutuje model VLE, czyli bezpośredni następca dzisiejszej Klasy V i EQV. Ma on oferować wysoki komfort i przestronność.
Półkę wyżej znajdzie się zupełnie nowy model VLS, zapowiadany przez koncept „Vision V”. Będzie to prawdziwie luksusowy van, oferujący do ośmiu miejsc. Mercedes nie ukrywa, że celuje tu w klientów szukających wysokiej klasy transportu VIP lub mobilnych biur. Analitycy spodziewają się, że popyt na takie pojazdy będzie szczególnie silny na rynku chińskim.
Tajemnicza rzeźba i wygląd nowego Sprintera
Podczas niedawnego wydarzenia Mercedes uchylił rąbka tajemnicy na temat designu nadchodzącej, czwartej generacji Sprintera. Zrobił to w dość nietypowy sposób – prezentując rzeźbę o nazwie „The Boulder” (Głaz).
Ten ważący 6,5 tony blok ma w kluczowych miejscach zarysowane elementy stylistyczne przyszłego bestselera. Już teraz wyraźnie widać kształt przedniego grilla. Uwagę zwraca jednak co innego: nowy Sprinter wydaje się mieć długą, nisko osadzoną maskę. To dość zaskakujące, biorąc pod uwagę rosnące znaczenie napędu elektrycznego, i nadaje autu bardziej klasyczne proporcje, znane z modeli spalinowych.
Może to być jednak bardzo przemyślany zabieg. Długi przód, w połączeniu z nową architekturą opartą o napęd na tylne koła, stwarza teoretyczną możliwość wygospodarowania przedniego bagażnika, czyli popularnego frunka. W pojeździe użytkowym byłaby to niezwykle cenna, dodatkowa przestrzeń ładunkowa.
Oprogramowanie jako centrum dowodzenia
Nowa generacja vanów to nie tylko mechanika, ale przede wszystkim oprogramowanie. Na pokładzie znajdzie się najnowsza wersja systemu operacyjnego MB.OS, znana już z osobowych modeli CLA czy GLC. Mercedes opisuje architekturę systemu jako „Chip-to-Cloud”, co ma pozwolić na precyzyjną kontrolę nad wszystkimi czujnikami i funkcjami pojazdu.
Oczywistością stają się aktualizacje Over-the-Air (OTA), dzięki którym pojazdy będą unowocześniane przez lata, bez konieczności wizyt w serwisie.
Kluczową nowością z biznesowego punktu widzenia będzie jednak możliwość integracji aplikacji i oprogramowania firm trzecich. Oznacza to, że menedżer floty będzie mógł mieć bezpośredni dostęp do programów zarządzających z poziomu systemu informacyjno-rozrywkowego pojazdu. Usługi takie jak „Van Uptime Monitor” pomogą diagnozować pojazd w czasie rzeczywistym, maksymalizować czas sprawności i poprawiać wydajność całej floty.
Wygląda na to, że Mercedes gra w bardzo przemyślaną grę. Z jednej strony oferuje technologiczną rewolucję w postaci architektury 800V, która może rozwiązać największy problem elektrycznych dostawczaków. Z drugiej – pragmatycznie podchodzi do realiów rynkowych, nie rezygnując z napędów spalinowych i budując elastyczną platformę.
A jakie jest Wasze zdanie? Czy ten strategiczny „rozkrok” Mercedesa to mądre zarządzanie ryzykiem, czy raczej hamowanie elektrycznej rewolucji? Czy technologia 800V i 15-minutowe ładowanie to coś, co Waszym zdaniem przekona firmy transportowe do przesiadki na prąd? Czekamy na Wasze komentarze.







