Spis treści
Rząd kończy prace nad nową, mocno zmodyfikowaną wersją programu dopłat „NaszEauto”. Zmiany są fundamentalne i otwierają drzwi do elektromobilności zupełnie nowym grupom odbiorców. Na stole leżą dopłaty do elektrycznych busów i aut dostawczych, a lista beneficjentów rozszerza się o szpitale, szkoły czy parki narodowe. Jest jednak i druga strona medalu – budżet programu topnieje, a indywidualni nabywcy mogą wkrótce stanąć w obliczu ostrej konkurencji o środki.
Co nowego na stole?
Najważniejsza informacja jest taka, że program „NaszEauto” przestaje być domeną wyłącznie samochodów osobowych. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wraz z Ministerstwem Klimatu i Środowiska oficjalnie wprowadzają wsparcie dla dwóch nowych kategorii pojazdów. Chodzi o małe busy (kategoria M2, do 5 ton) oraz popularne samochody dostawcze (kategoria N1, do 3,5 tony).
Kwoty dofinansowania robią wrażenie i są dostosowane do specyfiki tych pojazdów. W nowej odsłonie programu, która ma wystartować już 20 października, wsparcie wyniesie:
- do 40 tys. zł dla pojazdów osobowych (kategoria M1),
- do 70 tys. zł dla pojazdów dostawczych (N1),
- aż do 600 tys. zł dla małych busów (M2).
To nie wszystko. Krąg podmiotów, które mogą ubiegać się o pieniądze, został znacznie poszerzony. O ile osoby fizyczne i prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą wciąż mogą liczyć na wsparcie przy zakupie auta osobowego, o tyle prawdziwa rewolucja dotyczy instytucji. O dotacje na busy i dostawczaki będą mogły starać się teraz organizacje pozarządowe, parki narodowe, a także placówki edukacyjne, medyczne i opiekuńcze, w tym szpitale działające w ramach kontraktu z NFZ czy szkoły prowadzone przez samorządy.
Warto odnotować, że z programu znika premia za niski dochód. Utrzymano natomiast bonus za zezłomowanie starego pojazdu, jednak pod warunkiem, że złomowany pojazd należy do tej samej kategorii, co nowo nabywany elektryk.
Chińskie auta odetchnęły z ulgą
W ostatnich tygodniach gorącym tematem w branży była propozycja, aby z programu wykluczyć pojazdy, od których naliczono cło. W praktyce uderzyłoby to w samochody importowane spoza Unii Europejskiej, a więc głównie z Chin. Taki zapis mógłby mocno ograniczyć wybór konsumentów i wpłynąć na konkurencyjność rynku.
Jak poinformował wiceminister klimatu i środowiska Krzysztof Bolesta, po konsultacjach społecznych rząd wycofał się z tego pomysłu. Okazało się, że sprzeciw wobec tego zapisu był niemal powszechny, również w samej branży motoryzacyjnej. Oznacza to, że dopłaty wciąż będą dostępne na wszystkie nowe pojazdy elektryczne, niezależnie od kraju ich produkcji.
Obietnice poprawy i gorzka pigułka
Nie jest tajemnicą, że dotychczasowa edycja programu „NaszEauto” działała bardzo wolno. Dane z początku października były alarmujące – na ponad 16 tysięcy złożonych wniosków, wypłaty zrealizowano zaledwie dla 3% aplikujących. Wiceminister Bolesta przyznał, że tempo jest niezadowalające i zapowiedział zmiany. NFOŚiGW ma zoptymalizować procesowanie wniosków i zatrudnić nowych pracowników, aby wszystko „ruszyło z kopyta”.
Jednocześnie z programu płyną też mniej optymistyczne wieści. Po pierwsze, ze względu na sztywne zasady Krajowego Planu Odbudowy, z którego pochodzi finansowanie, wciąż niemożliwe jest objęcie wsparciem dużych flot korporacyjnych, o co od dawna apeluje rynek. Po drugie, ostatecznie zrezygnowano z planów uruchomienia programu dopłat do rowerów elektrycznych. Zabrakło na to miejsca w krajowym budżecie.
Najważniejszą informacją jest jednak oficjalne zmniejszenie budżetu całego programu z 1,6 mld zł do 1,1 mld zł. Brakujące 400 milionów złotych zostało przesunięte na program ocieplania szkół.
Kto pierwszy, ten lepszy? Czas może naglić
Rozszerzenie programu o nowe kategorie pojazdów i beneficjentów to z jednej strony świetna wiadomość. Elektryfikacja transportu publicznego w małych gminach czy floty pojazdów dostawczych w miastach to krok w bardzo dobrym kierunku. Z drugiej strony, pojawia się fundamentalne pytanie – czy dla wszystkich starczy pieniędzy?
Dotychczasowe, bardzo powolne tempo rozpatrywania wniosków osób fizycznych, w zderzeniu z nowymi, niezwykle wysokimi kwotami dotacji dla instytucji, budzi uzasadnione obawy. Wystarczy, że kilkadziesiąt gmin lub szpitali złoży wnioski o dofinansowanie zakupu elektrycznych busów, gdzie pojedyncza dotacja może sięgnąć 600 tys. złotych, aby dostępny budżet zaczął topnieć w oczach.
Może to doprowadzić do sytuacji, w której osoby fizyczne, czekające miesiącami na rozpatrzenie swojego wniosku na 40 tys. zł, obudzą się w momencie, gdy pula środków zostanie już wyczerpana przez dużych, instytucjonalnych graczy. Wyścig z czasem może okazać się nierówny, a cierpliwość dotychczasowych wnioskodawców może zostać wystawiona na ciężką próbę.
Nowe zasady otwierają ogromne możliwości, ale jednocześnie wprowadzają element niepewności dla indywidualnych nabywców. Jak oceniacie te zmiany? Czy poszerzenie programu to dobra decyzja, czy może obawiacie się, że pieniądze rozejdą się zbyt szybko, zanim zdążycie z nich skorzystać? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji