Spis treści
Wejście Xiaomi na rynek motoryzacyjny było jednym z najgłośniejszych wydarzeń ostatnich lat. Ich model SU7, zwłaszcza w topowej wersji Ultra, medialnie miażdżył konkurencję, oferując niesamowite osiągi w świetnej cenie. Szybko jednak okazało się, że kultura „szybkiego wypuszczania” produktów, znana z branży smartfonów, boleśnie zderza się z realiami przemysłu motoryzacyjnego.
Teraz gigant technologiczny dostał twardą, prawną nauczkę. Sąd w Chinach właśnie odrzucił apelację Xiaomi Auto w sprawie o „fałszywe praktyki reklamowe”. Koncern musi nie tylko zwrócić klientowi pieniądze, ale także zapłacić mu potężne odszkodowanie. Poszło o opcjonalną maskę z włókna węglowego, która okazała się zwykłą wydmuszką.
Maska za ponad 20 tysięcy, która tylko udawała
Sprawa dotyczy flagowego modelu Xiaomi SU7 Ultra. Jeden z klientów podczas konfiguracji swojego auta zdecydował się na bardzo drogi dodatek. Była to opcjonalna, karbonowa maska przednia, kosztująca bagatela 42 000 juanów (około 21 420 złotych).
Problem w tym, że nie był to tylko element wizualny. Xiaomi aktywnie reklamowało tę część jako funkcjonalny element aerodynamiczny. W materiałach promocyjnych chwalono się „repliką prototypowego projektu z podwójnymi kanałami” oraz „bezpośrednim przepływem powietrza do piast kół, wspierającym ich rozpraszanie ciepła”. Krótko mówiąc, maska miała aktywnie chłodzić hamulce, co jest kluczowe w aucie o tak sportowych aspiracjach.
Klient, który odebrał już pojazd, nabrał jednak podejrzeń. Po wnikliwych oględzinach, a następnie demontażu, okazało się, że marketingowe obietnice nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Opcjonalna maska z włókna węglowego nie zapewniała ani żadnego ukierunkowania przepływu powietrza, ani tym bardziej nie poprawiała chłodzenia.
Co więcej, analiza porównawcza wykazała, że jej wewnętrzna struktura była niemal identyczna jak w standardowej, aluminiowej masce. Jedyną realną korzyścią była marginalna redukcja masy, wynosząca zaledwie 1,3 kilograma. Wściekły klient poczuł się oszukany i oskarżył Xiaomi Auto o celowe wprowadzanie w błąd.
Sądowa porażka i bolesna kara finansowa
Zanim sprawa trafiła na wokandę, Xiaomi próbowało załagodzić sytuację. Firma w maju tego roku zaproponowała „gest dobrej woli”. Klienci, którzy jeszcze nie odebrali aut, mogli w ograniczonym czasie zmienić zamówienie z powrotem na maskę aluminiową. Natomiast ci, którzy już mieli pechowy komponent (lub zablokowali zamówienie), mieli otrzymać rekompensatę w postaci 20 000 punktów lojalnościowych, wartych 2 000 juanów (około 1 020 złotych).
Właściciele uznali tę ofertę za policzek i skierowali sprawę do sądu. I wygrali.
Sąd niższej instancji przyznał rację konsumentowi. Xiaomi oczywiście wniosło apelację, ale Sąd Pośredni w Suzhou właśnie ją oddalił, podtrzymując pierwotny wyrok.
Koncern musi teraz:
- Zwrócić klientowi depozyt w wysokości 20 000 juanów (ok. 10 200 zł).
- Zapłacić odszkodowanie w wysokości 126 000 juanów (ok. 64 260 zł), co stanowi trzykrotność ceny wadliwego akcesorium.
- Pokryć koszty sądowe w wysokości 10 000 juanów (ok. 5 100 zł).
Łącznie ten jeden „oszukany” element kosztował firmę prawie 80 000 złotych i gigantyczną plamę na wizerunku.
To tylko wierzchołek góry lodowej problemów SU7
Gdyby sprawa fałszywej maski była odosobnionym incydentem, można by mówić o „chorobie wieku dziecięcego”. Niestety, dla Xiaomi jest to tylko jeden z wielu poważnych problemów, które trapią ich motoryzacyjny debiut. Okazuje się, że SU7, choć medialnie jest hitem sprzedaży, zbiera też fatalne recenzje jakościowe.
Po pierwsze, auto miało już gigantyczną akcję serwisową. Po serii incydentów, w tym śmiertelnym wypadku z udziałem trzech studentów, Xiaomi musiało wezwać do serwisu (zdalnie, przez aktualizację OTA) ponad 116 000 samochodów. Problemem okazały się wady w oprogramowaniu systemów wspomagania kierowcy (ADAS).
Po drugie, na jaw wyszły poważne wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa pasywnego. W mediach głośno było o wypadku, w którym SU7 stanęło w płomieniach, a schowane klamki drzwi nie wysunęły się po awarii zasilania, potencjalnie więżąc kierowcę w środku. Sprawa stała się na tyle poważna, że chiński rząd rozpoczął publiczne konsultacje nad całkowitym zakazem stosowania tego typu klamek.
Do tego dochodzi seria mniejszych wpadek, jak usterki systemu automatycznego parkowania czy problemy z przegrzewającymi się hamulcami. W efekcie, w rankingu niezawodności Chińskiej Sieci Jakości Samochodów za pierwszy kwartał 2025, Xiaomi SU7 zajęło… ostatnie miejsce w swoim segmencie.


Czego uczy nas ta porażka?
Wyrok w sprawie atrapy maski, choć finansowo nieistotny dla giganta pokroju Xiaomi, jest symboliczny. Pokazuje, że chiński konsument jest coraz bardziej świadomy i nie boi się walczyć o swoje prawa z korporacjami.
Dla Xiaomi to bolesna lekcja, że przemysł motoryzacyjny to nie to samo, co rynek smartfonów. Tutaj nie da się wypuścić niedopracowanego produktu i „naprawić go aktualizacjami”. Błędy w reklamie kosztują utratę reputacji, a błędy w oprogramowaniu czy konstrukcji mogą kosztować ludzkie życie.
Mimo problemów, SU7 sprzedaje się na pniu, a tegoroczna produkcja została wyprzedana w kilka dni. Xiaomi ma więc ogromny kredyt zaufania u klientów. Pytanie, na jak długo go wystarczy, jeśli firma szybko nie odrobi lekcji z niezawodności, bezpieczeństwa i, jak widać, uczciwości w marketingu.
A jakie jest wasze zdanie? Czy to typowe problemy „wieku dziecięcego” dla nowej marki, które zostaną szybko wyeliminowane? A może Xiaomi w pogoni za Teslą i Porsche poszło na zbyt duże kompromisy jakościowe? Dajcie znać w komentarzach.
Dołącz do dyskusji