Spis treści
Po internecie krążą zdjęcia, które elektryzują fanów motoryzacji. Na amerykańskiej autostradzie przyłapano zamaskowany do niedawna, rzekomo „tańszy” model Tesli. Tym razem jednak bez grama kamuflażu. Zanim jednak otworzycie szampana, warto ostudzić emocje. Zamiast rewolucji, na którą wszyscy liczyliśmy, dostajemy ewolucję. I to mocno oszczędnościową.
Duch Modelu 2, czyli obietnica bez pokrycia
Pamiętacie jeszcze zapowiedzi Elona Muska o samochodzie elektrycznym dla mas? Przez lata karmiono nas wizją Tesli za około 25 tysięcy dolarów, potocznie nazywanej „Modelem 2”. Miał to być przełom, tania Tesla jako bilet wstępu do świata elektromobilności dla każdego, przynajmniej w zachodnim świecie. Auto, które miało realnie zagrozić spalinowym kompaktom i zrewolucjonizować rynek.
Niestety, jak to często bywa w przypadku Tesli, rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Projekt został nagle anulowany, o czym jako pierwszy poinformował Reuters. Elon Musk, w swoim stylu, natychmiast zaprzeczył tym doniesieniom. Czas pokazał jednak, że dziennikarze mieli rację. Marzenie o naprawdę taniej Tesli umarło, zanim na dobre się narodziło.
W jego miejsce firma zaczęła rzucać mgliste obietnice o „bardziej przystępnych cenowo modelach”, które miały pojawić się w pierwszej połowie 2025 roku. Sposób, w jaki o tym mówiono, sugerował, że chodzi o zupełnie nowe konstrukcje, a nie jedynie warianty istniejących aut. Szybko okazało się, że to kolejna gra słów.
Nowy, czyli stary w nowej cenie
Podczas jednej z telekonferencji Elon Musk przyznał wprost, że „nowy, przystępny cenowo model” to… tania Tesla Model Y. To był moment, w którym stało się jasne, że zamiast innowacji, Tesla postawiła na cięcie kosztów w sprawdzonym już produkcie. Pierwsze zdjęcia szpiegowskie z Chin, mimo kamuflażu, zdradzały, że pod spodem kryje się dobrze znany SUV. Teraz, gdy samochód został przyłapany na autostradzie na Florydzie, mamy pełen obraz sytuacji.
Co widać na pierwszy rzut oka?
Zdjęcia opublikowane w serwisie Reddit pokazują Model Y, który na pierwszy rzut oka wygląda znajomo, ale diabeł tkwi w szczegółach. Zmiany są subtelne, ale wymowne i wszystkie prowadzą do jednego wniosku: oszczędności.
Przede wszystkim, z przodu zniknęła charakterystyczna, jednolita listwa świetlna znana z odświeżonej wersji „Juniper”. Zastąpiły ją dwa osobne, węższe reflektory. Podobny zabieg zastosowano z tyłu – zamiast efektownej listwy LED biegnącej przez całą szerokość klapy, mamy prostą, czarną zaślepkę bez napisu „T E S L A”. To cięcie, które obniża koszty produkcji i upraszcza konstrukcję.
Uwagę zwracają też nowe, aerodynamiczne felgi. Prawdopodobnie mają one za zadanie delikatnie zwiększyć zasięg, co może być sposobem na zrekompensowanie ewentualnego zastosowania mniejszego i tańszego pakietu baterii. Na ten temat jednak nie mamy jeszcze oficjalnych informacji.
Szczególnie niepokojący jest jednak detal związany z jakością wykonania prototypu. Na zdjęciach widać, że tylna klapa bagażnika nie jest idealnie spasowana z resztą nadwozia. Wręcz nachodzi na górną część plastikowego zderzaka. Różnica jest widoczna gołym okiem, nawet na zdjęciu zrobionym z dużej odległości. Oczywiście, to wciąż egzemplarz testowy, ale właśnie po to stosuje się kamuflaż – by ukryć przed światem takie niedoskonałości przed oficjalną premierą.
Mniej znaczy taniej, czyli cięcia we wnętrzu
Zdjęcia nie pokazały wnętrza, ale dzięki informacjom z ostatniej aktualizacji oprogramowania Tesli, wiemy, czego się spodziewać. A raczej, czego w środku nie znajdziemy. Lista cięć jest długa i dotyka elementów, które do tej pory były znakiem rozpoznawczym marki.
Zniknąć ma szklany dach, wieszaki na ubrania oraz 8-calowy ekran dla pasażerów z tyłu. To jednak nie wszystko. Oprogramowanie sugeruje, że tańszy Model Y będzie pozbawiony oświetlenia ambientowego LED, a fotele będą miały uproszczoną, jednoosiową regulację. Zmiany dotkną nawet nawiewów, które mają mieć prostszą konstrukcję. To wszystko składa się na obraz samochodu, który ma być przede wszystkim tani w produkcji.
Ile zaoszczędzimy? Matematyka może rozczarować i tania Tesla nie jest tak tania…
To kluczowe pytanie. Według niepotwierdzonych przecieków, bazowa cena „taniego” Modelu Y ma wynosić około 40 tysięcy dolarów. Obecnie najtańszy Model Y w USA kosztuje 45 tysięcy dolarów. Oszczędność rzędu 5 tysięcy dolarów może wydawać się kusząca, ale spójrzmy na to z polskiej perspektywy.
Przyjmując kurs 1 USD = 3,62 PLN:
- Cena nowego, tańszego modelu: około 144 800 zł.
- Cena obecnego, bazowego modelu: około 162 900 zł.
- Cena obiecanego „Modelu 2”: około 90 500 zł.
Różnica, choć zauważalna, nie rzuca na kolana. Co więcej, to wciąż ponad 50 tysięcy złotych więcej niż mityczne 90 500 zł, które miało otworzyć drzwi do elektromobilności milionom kierowców. To spora przepaść między obietnicą a produktem, który najprawdopodobniej trafi na rynek.
Co dalej? Czas nagli, a konkurencja nie śpi
Pojawienie się samochodu bez kamuflażu sugeruje, że premiera jest tuż za rogiem. Dla Tesli to kluczowy moment. Firma desperacko potrzebuje tańszego modelu, aby podtrzymać dynamikę sprzedaży, zwłaszcza w obliczu wygasających w USA dopłat i rosnącej w siłę chińskiej konkurencji.
Jednak strategia polegająca na „odchudzaniu” istniejącego modelu premium jest ryzykowna. Z jednej strony pozwala szybko wprowadzić produkt na rynek bez ogromnych inwestycji w nową platformę. Z drugiej strony, klienci mogą poczuć, że otrzymują produkt wybrakowany, pozbawiony cech, za które pokochali Teslę. Czy oszczędność kilkunastu tysięcy złotych jest warta rezygnacji ze szklanego dachu, lepszych materiałów i zaawansowanych funkcji?
Na europejskim, a w szczególności na polskim rynku, taki Model Y stanie w szranki nie tylko z innymi markami premium, ale przede wszystkim z coraz odważniej poczynającymi sobie producentami z Chin. Firmy takie jak BYD czy MG oferują samochody zaprojektowane od podstaw jako bardziej przystępne cenowo, często bez kompromisów w podstawowym wyposażeniu. Tesla, sprzedając „uboższą” wersję swojego hitu, wchodzi na bardzo konkurencyjny teren.
Wygląda na to, że era rewolucyjnych i wyprzedzających epokę premier Tesli dobiegła końca. Firma wchodzi w fazę dojrzałości, gdzie liczy się optymalizacja kosztów, logistyka i walka o każdy procent marży. Ten „nowy”, tańszy Model Y jest tego najlepszym dowodem. Nie jest to samochód marzeń, ale być może jest to samochód, którego Tesla potrzebuje, by przetrwać w coraz bardziej zatłoczonej branży.
A co Wy o tym sądzicie? Czy taki ruch Tesli to sprytne dopasowanie się do rynku, czy raczej przyznanie się do porażki i rozmienianie legendy na drobne? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach.
Dołącz do dyskusji