Spis treści
Dziś, 7 września, wielki dzień dla Mercedes-Benz. Niemiecki gigant oficjalnie prezentuje światu w pełni elektryczną wersję swojego absolutnego bestsellera – modelu GLC. Jednak na kilka dni przed premierą atmosfera zgęstniała. Producent najpierw sam podgrzał emocje, pokazując rewolucyjne wnętrze, a chwilę później internet zrobił swoje, publikując zdjęcia niezamaskowanego nadwozia. To nie jest zwykła premiera. To strategiczna bitwa o przyszłość marki.
Wnętrze, jakiego jeszcze nie było
Zacznijmy od tego, co Mercedes chciał nam pokazać. Wnętrze nowego, elektrycznego GLC ma być definicją luksusu na nowo. Centralnym punktem deski rozdzielczej jest gigantyczny ekran MBUX HYPERSCREEN. To jednolita, zakrzywiona tafla szkła o przekątnej aż 39,1 cala, która rozciąga się praktycznie od drzwi do drzwi. Wykonany w zaawansowanej technologii z ponad tysiącem diod LED i matrycowym podświetleniem, ma oferować krystaliczną jakość obrazu i żywe kolory.
Mercedes chwali się także opatentowaną funkcją inteligentnego, strefowego przyciemniania, która pozwala ustawić różną jasność dla poszczególnych części wyświetlacza. Jest tylko jeden, ale za to bardzo istotny haczyk. Ten imponujący ekran nie będzie standardem. Dostępny będzie jako opcja w wyższych wersjach wyposażenia. Nabywcy tańszych wariantów będą musieli zadowolić się znacznie mniejszym, centralnym wyświetlaczem.
Dzięki powiększonemu rozstawowi osi, elektryczny GLC zaoferuje więcej przestrzeni w kabinie niż jego spalinowy odpowiednik. Po złożeniu tylnych siedzeń pojemność bagażnika ma wynosić imponujące 1738 litrów, podczas gdy obecna wersja spalinowa oferuje maksymalnie 1594 litry. To konkretna i odczuwalna różnica.




Wygląd, który nie miał być tajemnicą
Podczas gdy Mercedes starannie dawkował informacje o wnętrzu, internet zepsuł niespodziankę dotyczącą wyglądu zewnętrznego. Na kilkadziesiąt godzin przed oficjalną premierą na Instagramie i forum Reddit pojawiły się zdjęcia, które rzekomo przedstawiają finalną wersję elektrycznego GLC bez żadnego kamuflażu.
Fotografie pokazują SUV-a o bardzo gładkiej, opływowej sylwetce, która mocno nawiązuje do stylistyki znanej z serii EQ. To dość ciekawe, biorąc pod uwagę, że marka zapowiadała stopniowe odchodzenie od tego języka projektowania. Najwięcej kontrowersji wzbudza przedni grill – jest duży, podświetlany i ma dość kanciasty wzór. Jednym się spodoba, inni uznają go za zbyt krzykliwy. Mimo że zawsze należy podchodzić do takich przecieków z rezerwą, jest mało prawdopodobne, by produkcyjny model znacząco różnił się od tego, co zobaczyliśmy.
Technologia pod nową maską
Nowy Mercedes-Benz GLC powstanie na architekturze 800V, co jest kluczowe dla osiągnięcia wysokich prędkości ładowania. Producent zapowiada, że maksymalna moc ładowania prądem stałym (DC) wyniesie aż 320 kW. To imponujący wynik, który ma przełożyć się na realne korzyści dla użytkownika.
Jak twierdzi prezes Mercedes-Benz Group, Ola Källenius, wystarczy około 10 minut postoju przy szybkiej ładowarce, aby uzupełnić energię na przejechanie kolejnych 260 km. To parametr, który stawia GLC w czołówce segmentu i niweluje obawy o długie postoje w trasie.
Według nieoficjalnych informacji, bazujących na testach prototypów, auto ma być wyposażone w baterię o pojemności około 94,5 kWh. Ma to zapewnić zasięg przekraczający 640 km według normy WLTP. W bardziej realistycznym cyklu EPA, stosowanym w USA, można spodziewać się wyniku w okolicach 480 km.
Trudna walka o klienta premium
Mercedes nie ma łatwego zadania. Elektryfikacja swojego najlepiej sprzedającego się modelu to ruch o ogromnym znaczeniu, ale i sporym ryzyku. Rynek elektrycznych SUV-ów premium jest już mocno obsadzony i konkurencyjny. Na placu boju czeka zmodernizowana niedawno Tesla Model Y oraz nowe, świetnie stylizowane BMW iX3, które w nadchodzącej generacji ma oferować ponad 800 km zasięgu.
Czy gigantyczny ekran i zaawansowana technologia wystarczą, by przekonać do siebie klientów? To się okaże. Wiele zależeć będzie od ceny. Biorąc pod uwagę, że w USA wersja hybrydowa plug-in (GLC 350e 4MATIC PHEV) startuje od 59 900 dolarów, można szacować, że cena wersji w pełni elektrycznej wyniesie około 65 000 dolarów. Po przeliczeniu na naszą walutę daje to kwotę rzędu 236 000 zł. Należy jednak pamiętać, że jest to kalkulacja netto. W Polsce, po doliczeniu podatków, cena bazowej wersji z pewnością przekroczy 300 000 zł.
Wejście elektrycznego GLC na rynek to kluczowy moment dla Mercedesa. To test, czy marka potrafi skutecznie przenieść sukces swojego bestsellera do świata zerowej emisji. Przed nami zacięta walka o portfele zamożnych klientów, w której liczyć się będzie nie tylko technologia i zasięg, ale także design i prestiż.
Co sądzicie o nowym kierunku Mercedesa? Czy tak radykalne postawienie na cyfryzację i ekrany to dobra droga? A może wygląd zewnętrzny budzi Wasze wątpliwości? Dajcie znać, co myślicie w komentarzach!
Dołącz do dyskusji