Spis treści
Gdy myślimy o pierwszym elektrycznym Lamborghini, przed oczami staje nam wizja futurystycznego supersamochodu. Wyobrażamy sobie bezszelestnie pędzącą po asfalcie maszynę, która na nowo definiuje pojęcie prędkości. Wszyscy czekają na model Lanzador, zapowiedziany na 2028 rok, a hybrydowe Revuelto już teraz pokazuje kierunek rozwoju. Tymczasem włoska marka postanowiła kompletnie zaskoczyć i wejść do świata pojazdów zeroemisyjnych w sposób, którego nikt nie przewidział. Pierwszym w pełni elektrycznym pojazdem z logo szarżującego byka nie jest samochód, a… osobisty skuter wodny.
Poznajcie Seabob SE63 – niezwykłe urządzenie, które przenosi DNA Lamborghini z drogi na wodę. To nie jest zwykły gadżet, a zaawansowana technologicznie maszyna, która ma być najszybsza w swojej klasie.
Wodny potwór w owczej skórze
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że to tylko kolejny luksusowy dodatek dla posiadaczy jachtów. Nic bardziej mylnego. Seabob SE63, oficjalnie nazwany „Seabob SE63 for Automobili Lamborghini”, powstał we współpracy z niemiecką firmą Cayago, która specjalizuje się w produkcji tego typu urządzeń. Jednak wersja sygnowana logo włoskiej legendy to zupełnie inna liga.
Sercem maszyny jest silnik elektryczny o mocy 6,3 kW, co przekłada się na około 8,5 konia mechanicznego. W świecie motoryzacji taka wartość może wydawać się śmiesznie mała. Jednak w kompaktowym, opływowym urządzeniu przeznaczonym do poruszania się w wodzie, taka moc czyni z niego prawdziwego potwora. Twórcy bez wahania określają SE63 jako „najpotężniejszego Seaboba w historii”. Przyspieszenie ma dostarczać natychmiastowego zastrzyku adrenaliny, a prędkość maksymalna pozwala podobno dotrzymać kroku delfinom.
To, co wyróżnia ten model, to nie tylko moc. Inżynierowie zastosowali wał silnika wykonany z włókna węglowego, co jest bezpośrednim nawiązaniem do ultralekkich materiałów stosowanych w supersamochodach z Sant’Agata Bolognese. Pojazd wyposażono również w większy i bardziej wydajny akumulator, który pozwala na godzinę nieprzerwanej zabawy na pełnej mocy. Co ważne, ładowanie do pełna ze standardowego gniazdka zajmuje zaledwie 1,5 godziny. To sprawia, że jest to sprzęt zaskakująco praktyczny.



Inspiracja z najwyższej półki
Co ciekawe, projektanci nie inspirowali się żadnym konkretnym modelem samochodu Lamborghini. Zamiast tego, inspiracją i źródłem nazwy stał się inny wodny projekt marki – luksusowy jacht sportowy Tecnomar for Lamborghini 63. To pokazuje, że włoski producent coraz śmielej pozycjonuje się jako marka lifestylowa, oferująca nie tylko pojazdy, ale cały ekosystem luksusowych doświadczeń. Seabob SE63 idealnie wpisuje się w ten wizerunek jako idealne uzupełnienie dla wartego miliony euro jachtu.
Debiut urządzenia miał miejsce podczas prestiżowego festiwalu jachtowego w Cannes, co dodatkowo podkreśla jego elitarny charakter. Produkcja ma ruszyć na początku 2026 roku, a pierwsi klienci będą mogli cieszyć się nim już latem tego samego roku. A cena? Oficjalnie nie została podana, ale jak to w przypadku produktów z bykiem w logo – jeśli musisz o nią pytać, to prawdopodobnie nie jest to sprzęt dla ciebie.
Co ten ruch oznacza dla przyszłości Lamborghini?
Decyzja o wejściu w świat BEV poprzez personalny skuter wodny jest genialnym i niezwykle przemyślanym ruchem marketingowym. Po pierwsze, to idealny poligon doświadczalny. Lamborghini może przetestować rozwiązania związane z napędem elektrycznym i bateriami w segmencie o znacznie niższym ryzyku niż motoryzacja. To także sposób na budowanie wizerunku marki innowacyjnej, która nie boi się nietypowych kroków.
Po drugie, to wzmocnienie wizerunku marki jako symbolu luksusowego stylu życia. Lamborghini sprzedaje marzenia i emocje, a szybki, elektryczny pojazd wodny doskonale wpisuje się w ten obraz. To sygnał, że posiadanie Lamborghini to coś więcej niż tylko samochód w garażu – to dostęp do ekskluzywnego świata.
Wreszcie, to sprytne podtrzymywanie zainteresowania. Zamiast czekać w ciszy na premierę pierwszego elektrycznego samochodu, marka co jakiś czas rzuca na rynek coś, co rozpala wyobraźnię i generuje dyskusje. Lamborghini udowadnia, że elektryfikacja w ich wykonaniu nie będzie nudna. Zaczynają od wody, ale dają jasno do zrozumienia, że gdy w końcu wejdą na asfalt, zrobią to z takim samym impetem i bezkompromisowością.
To posunięcie pokazuje, że transformacja w kierunku elektromobilności nie musi być przewidywalna. Lamborghini wybrało własną, zaskakującą ścieżkę, która z pewnością przyniesie im ogromne korzyści wizerunkowe, zanim jeszcze na drogi wyjedzie ich pierwszy w pełni elektryczny supersamochód.
A co wy sądzicie o takim podejściu? Czy to genialne zagranie marketingowe, które idealnie pasuje do wizerunku marki, czy może niepotrzebne rozmienianie legendy na drobne? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
Dołącz do dyskusji