Spis treści
To już oficjalne. Alpine, sportowa marka należąca do Grupy Renault, potwierdziła to, czego obawiali się fani tradycyjnej motoryzacji. Produkcja kultowego, spalinowego modelu A110 zostanie zakończona w połowie 2026 roku. To koniec pięknej historii, ale jednocześnie początek zupełnie nowej. Trzecia generacja ikony będzie już w pełni elektryczna i powstanie na rewolucyjnej, autorskiej platformie.
Francuski producent ogłosił, że z linii produkcyjnych w historycznej fabryce w Dieppe (Manufacture Alpine Jean Rédélé) zjedzie jeszcze finalna partia 1750 egzemplarzy obecnej generacji. To ostatnia szansa dla kolekcjonerów i entuzjastów, by kupić jeden z najlepszych lekkich samochodów sportowych tej dekady. Po tym czasie nastąpi cisza, a fabryka przejdzie transformację, by sprostać wyzwaniom nowej ery.
Elektryczny następca na własnych zasadach
Następca, czyli trzecia generacja A110, nie będzie prostą konwersją. To kluczowa informacja. Alpine potwierdziło, że będzie to pierwszy model marki, który skorzysta z nowej platformy Alpine Performance Platform (APP). Jest to architektura opracowana w całości przez inżynierów Alpine, dedykowana wyłącznie wyczynowym pojazdom elektrycznym.
To strategiczna i bardzo kosztowna decyzja. Pokazuje, że Francuzi nie idą na skróty. Zamiast adaptować cywilną platformę Renault (jak CMF-EV z Mégane E-Tech), tworzą coś od zera. Cel jest jeden: zachować unikalne DNA marki, czyli niską masę, zwinność i precyzję prowadzenia. A to największe wyzwania w świecie ciężkich baterii.
Platforma APP została po raz pierwszy zapowiedziana w 2023 roku i już wtedy sugerowano, że pierwszym autem na niej bazującym będzie właśnie następca A110, z debiutem w 2026 roku. Teraz mamy tego oficjalne potwierdzenie.
Czego możemy się spodziewać po nowym A110?
Alpine na razie milczy na temat szczegółów technicznych produkcyjnej wersji. Mamy jednak bardzo ważną wskazówkę, którą firma dała nam już w 2022 roku. Chodzi o koncept Alpine A110 E-ternité.
Tamten prototyp, choć był tylko studium, pokazał kierunek myślenia inżynierów. Miał silnik o mocy 178 kW i korzystał z ogniw bateryjnych znanych z Mégane E-Tech (o łącznej pojemności 60 kWh).
Najciekawszy był jednak nie sam akumulator, ale jego rozmieszczenie. Aby osiągnąć optymalny rozkład masy i zmieścić dwanaście modułów baterii, Alpine opracowało specjalne obudowy i gruntownie przebudowało architekturę auta. Cztery moduły umieszczono z przodu, a osiem z tyłu. To totalne zaprzeczenie idei płaskiej „deskorolki” (skateboard), stosowanej dziś w większości aut elektrycznych.
Efekt? Mimo dodania baterii, koncept E-ternité był cięższy od standardowej wersji spalinowej o zaledwie 258 kilogramów. W świecie EV, gdzie akumulatory potrafią ważyć 500-700 kg, jest to wynik absolutnie fenomenalny. Deklarowany zasięg wynosił przy tym solidne 420 kilometrów.
Walka o duszę i niska masa jako święty graal
Potwierdzenie autorskiej platformy APP i wspomnienie konceptu E-ternité to jasny sygnał. Alpine doskonale wie, że „duszą” A110 nie jest ryk silnika, ale jego legendarna zwinność i niska masa. Przejście na prąd to egzystencjalne zagrożenie dla tego dziedzictwa.
Wszystkie działania firmy wydają się skoncentrowane na jednym: walce z nadwagą. Stworzenie własnej, lekkiej platformy sportowej i kreatywne rozłożenie modułów baterii (4 z przodu, 8 z tyłu) to próba jak najwierniejszego odtworzenia balansu auta z silnikiem centralnym. Alpine nie chce stworzyć kolejnego elektrycznego „pocisku”, który jest szybki tylko na prostej. Chce zbudować prawdziwy samochód sportowy, który daje frajdę w zakrętach.
Jeśli produkcyjna wersja utrzyma wagę na poziomie zbliżonym do konceptu (czyli ok. 1350-1400 kg), będziemy świadkami inżynieryjnego majstersztyku. Alpine ma zamiar „na nowo odkryć francuskie samochody sportowe o napędzie elektrycznym”.
Nowe A110 domknie też pierwszą, w pełni elektryczną generację modeli marki. Dołączy do zaprezentowanego już sportowego hot hatcha A290 (bazującego na Renault 5) oraz nadchodzącego crossovera A390. To kompletna, przemyślana gama, która ma wprowadzić Alpine w nową erę.
Ostatnia szansa dla kolekcjonerów. Ile kosztuje legenda?
Zanim to jednak nastąpi, fani mają ostatnią szansę na zakup spalinowej ikony. Obecna generacja A110 odniosła spektakularny sukces. Wbrew rynkowym trendom, krzywa sprzedaży rosła przez cały cykl życia modelu, a łączna produkcja dobije do prawie 30 000 sztuk. To rekord dla tej marki.
Dla tych, którzy zdążą przed zamknięciem produkcji w połowie 2026 roku, w ofercie pozostają trzy wersje. Ceny we Francji (przeliczone na PLN po kursie 1 EUR = 4,23 PLN) wyglądają następująco:
- Alpine A110: Bazowa wersja (252 KM), wierna oryginalnemu duchowi. Cena od 66 900 €, czyli około 283 000 zł.
- Alpine A110 GTS: Wersja 300-konna, łącząca komfort GT ze sportowym zawieszeniem z wersji S. Cena od 79 900 €, czyli około 338 000 zł.
- Alpine A110 R 70: Limitowana (770 sztuk), ultra-sportowa wersja R z okazji 70-lecia marki. Wykonana w dużej mierze z włókna węglowego, z silnikiem 300 KM i ekstremalnie ostrą konfiguracją podwozia. Cena od 122 900 €, czyli około 520 000 zł.
Rozpoczyna się więc wielkie odliczanie. Alpine stawia wszystko na jedną kartę, poświęcając swój najbardziej kultowy model na ołtarzu elektromobilności.
Czy waszym zdaniem elektryczny następca ma szansę dorównać legendzie? Czy inżynierom uda się zachować tę magiczną „lekkość” i zwinność, czy też niska masa i silnik spalinowy były nierozerwalnie związane z duszą A110? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.







