Spis treści
Wyobraźmy sobie podróż z Wrocławia do Barcelony bez jednego postoju na ładowanie. W świecie aut spalinowych to abstrakcja, a w świecie elektryków brzmi jak science fiction. A jednak, inżynierowie General Motors właśnie udowodnili, że bariery istnieją głównie po to, by je łamać. Ustanowili nowy, zdumiewający rekord zasięgu, przejeżdżając seryjnym pickupem ponad 1700 kilometrów na jednym ładowaniu.
Inżynierskie wyzwanie, nie marketingowa sztuczka
Wszystko zaczęło się od luźnej rozmowy w zespole inżynierów GM pod koniec 2024 roku. Padło pytanie: jak daleko bylibyśmy w stanie pojechać elektrycznym Silverado, gdybyśmy zoptymalizowali absolutnie wszystko? Oficjalny, szacowany przez EPA zasięg tego modelu to solidne 793 km. Ale inżynierowie czuli, że w tej platformie drzemie znacznie większy potencjał. Zaczęły padać typy: 1200 km? 1400? Może nawet 1600? Wyzwanie zostało rzucone.
Celem nie było stworzenie specjalnego pojazdu-wydmuszki. Do testu użyto seryjnego egzemplarza Chevroleta Silverado EV w wersji Work Truck z 2026 roku. Co kluczowe, samochód nie przeszedł żadnych modyfikacji sprzętowych ani zmian w oprogramowaniu. Cała magia kryła się w detalach i podejściu do jazdy. Test przeprowadzono na publicznych drogach w okolicach poligonu testowego GM w Milford, w stanie Michigan.
Przepis na rekord, czyli jak wycisnąć każdy kilometr
Jak więc dokonano niemożliwego? Zespół skupił się na dwóch obszarach: nawykach kierowcy i drobnych korektach w ustawieniach pojazdu, które są dostępne dla każdego użytkownika. To swoista forma „hypermilingu” w elektrycznym wydaniu. Lista optymalizacji jest długa i pokazuje, jak wiele czynników wpływa na zużycie energii.
Po pierwsze, styl jazdy. Kierowcy, zmieniający się co godzinę, utrzymywali średnią prędkość w przedziale 32-40 km/h. Unikali gwałtownego przyspieszania i hamowania, starając się maksymalnie wykorzystać pęd pojazdu.
Po drugie, drobne modyfikacje i przygotowanie auta.
- Ciśnienie w oponach podniesiono do maksymalnej dopuszczalnej wartości, by zmniejszyć opory toczenia.
- Zdemontowano koło zapasowe, by obniżyć masę.
- Zoptymalizowano geometrię kół.
- Na skrzyni ładunkowej zamontowano akcesoryjną pokrywę (tzw. tonneau cover), która znacząco poprawia aerodynamikę.
- Ramiona wycieraczek ustawiono w najniższej możliwej pozycji, by nie zakłócały przepływu powietrza.
Po trzecie, poświęcono komfort. Przez cały czas trwania testu klimatyzacja i ogrzewanie były wyłączone, a w kabinie przebywał wyłącznie kierowca. Eksperyment przeprowadzono latem, aby wykorzystać optymalną dla baterii temperaturę otoczenia. Wszystkie te zabiegi miały jeden cel: sprawić, by jak najwięcej cennej energii z akumulatora było przeznaczane na poruszanie pojazdu, a nie na pokonywanie oporów czy zasilanie systemów pokładowych.
Czego uczy nas ten eksperyment?
Wynik końcowy – dokładnie 1059,2 mili, czyli 1704,6 km – zmiażdżył poprzedni rekord 1205 km, ustanowiony przez Lucid. Ale ten test to coś więcej niż tylko walka o cyferki i wpis do księgi rekordów. To fascynujący wgląd w potencjał nowoczesnych pojazdów elektrycznych.
Inżynierowie odkryli, że najbardziej efektywna prędkość dla Silverado EV to właśnie 32-40 km/h. To tempo realistyczne dla jazdy po mieście lub na obszarach podmiejskich. Jak stwierdził Kurt Kelty, wiceprezes GM ds. baterii i napędu: „Osiągnięcie takiego zasięgu nie jest przypadkiem. Wymaga to głębokiej integracji chemii baterii, wydajności napędu, oprogramowania i całej inżynierii pojazdu”. Dane zebrane podczas każdego kilometra tego testu posłużą do dalszego udoskonalania przyszłych modeli.
Czy to tylko sztuka dla sztuki?
Można oczywiście argumentować, że nikt normalny nie będzie jeździł z wyłączoną klimatyzacją, bez pasażerów i z prędkością 40 km/h po autostradzie. I to prawda. Rekordowy przejazd jest sytuacją ekstremalną i niemożliwą do odtworzenia w codziennym użytkowaniu. Jednak jego wartość leży gdzie indziej.
Po pierwsze, pokazuje ogromny potencjał drzemiący w samej technologii. Skoro platforma jest w stanie wytrzymać tak długą podróż, oznacza to, że posiada ogromny margines bezpieczeństwa i wydajności. Walka z „lękiem o zasięg” (range anxiety) to w dużej mierze walka psychologiczna, a takie demonstracje siły działają na wyobraźnię.
Po drugie, to potężna lekcja dla każdego kierowcy „elektryka”. Nie osiągniemy 1700 km, ale stosując nawet część z tych zasad – płynną jazdę, optymalne ciśnienie w oponach, ograniczenie niepotrzebnego obciążenia – możemy realnie zwiększyć nasz codzienny zasięg o kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt procent.
Wreszcie, to sygnał dla całej branży. Granice możliwości są nieustannie przesuwane. To, co dziś jest ekstremalnym rekordem, za kilka lat może stać się standardem w modelach wyposażonych w nowe generacje baterii i oprogramowania. Na koniec inżynierowie pozwolili sobie na symboliczny gest – po dojechaniu do celu podłączyli do naładowanego pickupa drukarkę 3D, która wydrukowała pamiątkowe trofeum. Zasilane oczywiście z tej samej baterii, która właśnie pobiła światowy rekord.
Co sądzicie o takich eksperymentach? Czy mają one dla Was znaczenie, czy to tylko marketingowy pokaz? A może sami próbujecie jeździć oszczędnie? Podzielcie się swoimi doświadczeniami i rekordami w komentarzach!
Dołącz do dyskusji