Spis treści
To może być koniec pewnej ery. Ery, w której kierowca pożyczający od znajomego nowego, nawet taniego elektryka, mógł przez pomyłkę katapultować się spod świateł w 2 sekundy do setki. Chiny, największy i najbardziej szalony rynek pojazdów elektrycznych na świecie, mówią „dość”.
Na stole w Pekinie leży właśnie projekt nowego, obowiązkowego standardu krajowego, który ma fundamentalnie zmienić sposób, w jaki wsiadamy do każdego nowego samochodu. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego proponuje, by każdy nowy samochód osobowy po uruchomieniu domyślnie znajdował się w trybie „spokojnym”.
Co to oznacza w praktyce? Koniec z domyślnym trybem „Sport Plus”. Nowa zasada ma wymusić, by domyślny czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h w każdym aucie trwał dłużej niż 5 sekund.
Jeśli ten przepis wejdzie w życie (a publiczne konsultacje potrwają do stycznia 2026 roku), będzie to rewolucja.
Dlaczego dwa miliony koni mechanicznych na drogach to problem
Odpowiedź jest prosta: wypadki. I to nie byle jakie, ale te, które zdobywają miliony wyświetleń w mediach społecznościowych. Chiny od lat zmagają się z falą incydentów określanych jako „nagłe, niezamierzone przyspieszenie”. Wiele z nich dotyczy właśnie potężnych aut elektrycznych i hybryd plug-in.
Problem nie polega na tym, że samochody są wadliwe. Problem w tym, że są… za dobre. Zwykły kierowca, przesiadający się z 15-letniego auta spalinowego, nie jest mentalnie ani fizycznie gotowy na moment obrotowy dostępny w ułamku sekundy.
Jak czytamy w nocie wyjaśniającej do projektu, przyczyną wypadków jest „niewystarczające przygotowanie i zdolności kontrolne kierowców podczas korzystania z trybów wysokiego przyspieszenia”.
Chiński rynek zalały pojazdy, które oferują osiągi tradycyjnych supersamochodów w cenie auta klasy średniej. Chińskie marki prześcigają się w biciu rekordów, oferując auta z przyspieszeniem poniżej 2 sekund do setki. Ta moc, dostępna od ręki dla każdego, stała się problemem bezpieczeństwa publicznego.
Jak ma działać „bezpieczny tryb”?
Propozycja jest genialna w swojej prostocie. Nie chodzi o to, by zabrać kierowcom moc. Chodzi o to, by zmusić ich do świadomego podjęcia decyzji o jej użyciu.
Nowa zasada miałaby działać tak: za każdym razem, gdy włączasz samochód (z wyłączeniem systemów auto-start/stop), ten domyślnie uruchomi się w trybie o obniżonej wydajności. Ten tryb ma odzwierciedlać to, do czego kierowcy są przyzwyczajeni.
Autorzy projektu słusznie zauważają, że auta ze szkół jazdy oraz większość popularnych samochodów spalinowych potrzebuje na sprint do setki znacznie więcej niż 5 sekund. I to jest poziom, do którego przywykli zarówno nowi, jak i doświadczeni kierowcy. Jest to poziom, przy którym „przypadkowe wciśnięcie gazu do dechy” nie kończy się wjechaniem w witrynę sklepową.
Jeśli więc będziesz chciał uwolnić pełny potencjał swojego 2-sekundowego elektrycznego potwora, będziesz musiał to zrobić aktywnie. Prawdopodobnie poprzez zmianę trybu jazdy na ekranie, wciśnięcie odpowiedniego przycisku lub wykonanie innej „świadomej czynności”.
To ma na celu „zwiększenie gotowości do jazdy” – psychologiczne przygotowanie kierowcy na to, co ma się wydarzyć po wciśnięciu pedału przyspieszenia.


Mądra prewencja czy absurdalne ograniczenie?
Na pierwszy rzut oka propozycja brzmi jak kolejna ingerencja „państwa-niańki” w nasze życie. Dlaczego rząd ma decydować o tym, w jakim trybie uruchamia się mój samochód? Zapłaciłem za 700 koni mechanicznych i chcę mieć do nich dostęp zawsze.
Z drugiej strony, trudno nie przyznać Chińczykom racji. Błyskawiczny moment obrotowy w EV to fundamentalna zmiana w stosunku do wszystkiego, co znaliśmy do tej pory. To nie jest moc, która narasta liniowo wraz z obrotami silnika. To jest natychmiastowy strzał. Dawanie tej mocy każdemu, bez żadnego przygotowania, jest jak rozdawanie naładowanej broni bez instrukcji obsługi.
Proponowane rozwiązanie nie jest przecież permanentnym „zdławieniem” pojazdu. To nie jest kaganiec. To jest jedynie zdjęcie bezpiecznika.
Wyobraźmy sobie to jako dodatkowy krok, który musimy wykonać. Dziś, aby ruszyć, wciskamy hamulec, wybieramy „D” i puszczamy hamulec. W nowym systemie, aby ruszyć szybko, będziemy musieli jeszcze np. kliknąć „Tryb Sport” na ekranie. Ten jeden, dodatkowy gest to moment, w którym nasz mózg rejestruje: „OK, teraz będzie szybko”.
To proste zabezpieczenie, które może uratować życie. Nie tylko kierowcy, ale i pieszych, którzy znajdą się na drodze „niezamierzonego przyspieszenia”.
Co to oznacza dla reszty świata?
Jeśli Chiny, jako największy rynek EV na świecie, wprowadzą ten standard, reszta globalnej branży motoryzacyjnej będzie musiała się dostosować. Producenci będą musieli przeprojektować interfejsy swoich samochodów.
Co ważniejsze, może to wywołać globalną dyskusję, na którą nikt do tej pory nie był gotowy. Czy Europa i Stany Zjednoczone również powinny pójść tą drogą? U nas także przybywa potężnych elektryków i także zdarzają się wypadki z „niezamierzonym przyspieszeniem”.
Chińska propozycja to pierwsze, realne i systemowe zmierzenie się z faktem, że technologia EV wyprzedziła zdolności adaptacyjne przeciętnego użytkownika. To fascynujący moment, w którym regulatorzy próbują nadgonić inżynierów.
Publiczna debata w Chinach potrwa jeszcze ponad rok. Ale temat został rzucony. Świat motoryzacji już nigdy nie będzie taki sam. Zamiast pytać „jak szybko?”, zaczynamy pytać „jak bezpiecznie szybko?”.
A co Wy sądzicie o tej propozycji? Czy to mądry i potrzebny środek bezpieczeństwa, który powinien zostać wprowadzony także w Polsce? A może to absurdalna i niepotrzebna ingerencja w wolność kierowcy?
Dajcie znać w komentarzach, co myślicie o domyślnym „trybie spokojnym” w każdym nowym aucie.











Dołącz do dyskusji