Spis treści
Przez tysiąclecia wartość pieniądza była ściśle powiązana z namacalną pracą i zasobami. Zboże, inwentarz, złoto – to były aktywa, które reprezentowały realny wysiłek. Zanim weszliśmy w erę abstrakcyjnego pieniądza fiducjarnego czy cyfrowych tokenów, gospodarka opierała się na fizyczności. Dziś, gdy świat przyspiesza w kierunku pełnej elektryfikacji i cyfryzacji, ten fundamentalny związek powraca. Zmienia się jednak jednostka rozliczeniowa. Wiek XXI, zdefiniowany przez zautomatyzowany przemysł, transport elektryczny i nienasyconą sztuczną inteligencję, działa na jednym, nienegocjowalnym paliwie. W tym nowym paradygmacie prawdziwą walutą bazową, ostatecznym wyznacznikiem zdolności produkcyjnych, jest kilowatogodzina (kWh).
Elektryczność jako fundament cywilizacji
Wystarczy spojrzeć na Shenzhen nocą. To miasto, będące prawdopodobnie najbardziej zaawansowaną technologicznie metropolią na Ziemi, jest żywym dowodem nowej ery. Gigantyczne linie wysokiego napięcia zasilają nieustanny pokaz świateł, fabryki i miliony mieszkańców. Tani prąd i potężna sieć energetyczna stały się kręgosłupem chińskiego wzrostu gospodarczego.
Na ulicach Shenzhen energia jest wszechobecna. Stacje ładowania stoją na każdym rogu, w tym te o mocy 1 MW, zdolne naładować ciężarówkę w kilkanaście minut. Wszystko, co się rusza, jest na prąd – od hulajnóg, przez samochody dostawcze, po wielkie ciągniki siodłowe. Przemysł, a teraz także algorytmy sztucznej inteligencji przetwarzane w energochłonnych centrach danych, są uzależnione od stabilnych dostaw energii.
W świecie, w którym wszystko działa na prąd, elektryczność staje się walutą cywilizacji. Jest mierzalna, podzielna, magazynowalna i uniwersalna. W przeciwieństwie do walut fiat czy krypto, ma bezpośrednie przełożenie na wynik produkcyjny. To czysta fizyka, wolna od polityki i inflacji.
Chiny budują własną mennicę
Podczas gdy Zachód debatuje nad zaletami zdecentralizowanych tokenów, Chiny realizują brutalnie skuteczną strategię. Traktują energię elektryczną jako strategiczne aktywo fundamentalne. Pekin buduje „mennicę” dla tej nowej waluty na skalę, która zmienia układ sił na świecie, zachowując przy tym absolutną kontrolę państwa nad jej dystrybucją.
Tempo rozwoju chińskiej energetyki jest oszałamiające. Kraj ten osiągnął swój cel na 2030 rok – 1200 gigawatów mocy z odnawialnych źródeł energii – pięć lat przed czasem, już w 2025 roku. Tylko w 2024 roku OZE stanowiły rekordowe 56% całkowitej mocy zainstalowanej w Chinach, a czysta generacja pokryła 84% całego nowego popytu na energię.
To, co widzimy, to nie tylko ekologia. To strategia bezpieczeństwa narodowego. Państwowe giganty, takie jak State Grid Corporation of China (SGCC), zarządzają tym systemem twardą ręką. Centralizacja pozwala na realizację projektów niemożliwych w zliberalizowanych gospodarkach, takich jak budowa sieci ultra-wysokiego napięcia (UHV), przesyłających energię z wietrznych pustyń zachodu do przemysłowych hubów na wybrzeżu.
Sieć energetyczna jako broń polityczna
Chiny wykorzystują kontrolę nad siecią jako precyzyjne narzędzie polityki przemysłowej. Średnia cena energii w Chinach wynosi około 0,084 USD/kWh, co jest stawką znacznie niższą niż w większości krajów rozwiniętych. Jednak prawdziwa siła nie leży w cenie bazowej, ale w jej strategicznym zastosowaniu.
Rząd stosuje politykę „zróżnicowanych cen energii”. To system kija i marchewki. Przemysł energochłonny i przestarzały technologicznie jest karany wyższymi stawkami. Z kolei sektory strategiczne otrzymują potężne preferencje.
Najlepszym przykładem jest sektor sztucznej inteligencji. Chiny oferują obecnie gigantyczne dotacje do prądu dla centrów danych prowadzonych przez gigantów takich jak Alibaba czy Tencent, obniżając ich rachunki nawet o połowę. Jest jednak haczyk. Warunkiem taniego prądu jest wykorzystanie lokalnie produkowanych chińskich chipów AI, takich jak te od Huawei.
W ten sposób Chiny wydają swoją „walutę elektryczną”, by bezpośrednio finansować rozwój niezależności technologicznej i odciąć się od zachodnich dostawców. Ta sama logika stoi za dominacją w sektorze aut elektrycznych i zielonych technologii. Firmy takie jak BYD korzystają z ekosystemu zbudowanego na taniej i pewnej energii.


Dlaczego Chiny zdelegalizowały kryptowaluty?
W tym kontekście zupełnie nowego znaczenia nabiera decyzja Pekinu z 2021 roku o całkowitym zakazie kopania i obrotu kryptowalutami. Oficjalnie mówiono o stabilności finansowej, ale strategiczne dno tej decyzji jest znacznie głębsze.
W świecie, w którym rządzi kilowatogodzina, kryptowaluty oparte na Proof-of-Work są w istocie konkurencyjną walutą, która „pali” fundamentalne aktywo (prąd), by stworzyć spekulacyjny żeton. Z perspektywy państwa chińskiego, kopanie Bitcoina to marnotrawstwo.
Delegalizując krypto, Chiny jednocześnie odzyskały monopol na kontrolę ekonomiczną i zatamowały wyciek swojego najcenniejszego zasobu. Uwolnioną w ten sposób moc wytwórczą przekierowano do preferowanych gałęzi przemysłu – produkcji i AI. To logiczny ruch w gospodarce opartej na fizyce, a nie na spekulacji.
Blockchain tak, Bitcoin nie
Chińska strategia rozróżnia technologię od spekulacji. W gospodarce, gdzie prąd jest walutą bazową, blockchain ma sens jako księga rachunkowa, a nie jako magazyn wartości. Rozproszony rejestr idealnie nadaje się do śledzenia produkcji i zużycia każdej kilowatogodziny oraz automatyzacji kontraktów przemysłowych.
Jednak Bitcoin stoi w sprzeczności z tym paradygmatem. Jeśli kWh jest odpowiednikiem złota XXI wieku, to kopanie Bitcoina przypomina przetapianie sztabek złota, by wydrukować papierowy paragon. Niszczy się produktywne aktywo, by stworzyć pochodną. Chiny to zrozumiały. Rozwijają państwowy blockchain i cyfrowego juana, by kontrolować przepływy energii, jednocześnie odrzucając aktywa, które tę energię bezpowrotnie niszczą.
Czas na przebudzenie Zachodu
To, co obserwujemy, powinno być sygnałem alarmowym dla Zachodu. Jeśli teraźniejszość jest elektryczna, a przyszłość będzie jeszcze bardziej energochłonna, to logicznym jest oparcie fundamentów gospodarki na stabilnej generacji energii.
Chiny to zrozumiały. Ich nowe moce wytwórcze przewyższają resztę świata razem wziętą. Podczas gdy my pompujemy kapitał w „meme coiny” i wirtualne aktywa o wątpliwej wartości, Państwo Środka buduje elektrownie i magazyny energii. Zamierzają pozwolić reszcie świata zostać z bezwartościowymi cyfrowymi żetonami w ręku, podczas gdy sami będą dysponować gigawatami mocy do zasilania przemysłu, który już teraz przejmuje globalne rynki.
Zamiast gonić za wirtualnym zyskiem, powinniśmy inwestować w generację i przesył. Bo w ostatecznym rozrachunku, gdy zgasną światła, wygra ten, kto ma dostęp do gniazdka.
A Wy jak sądzicie? Czy oparcie gospodarki na parytecie energii to nieunikniona przyszłość, czy może kryptowaluty wciąż mają szansę jako niezależny nośnik wartości? Dajcie znać w komentarzach!











Dołącz do dyskusji