Spis treści
W cieniu dominacji baterii litowo-jonowych od lat toczy się cichy wyścig o technologię jutra. Jednym z najpoważniejszych kandydatów do przełamania monopolu litu są baterie sodowo-jonowe. Jak donoszą eksperci podczas forum poświęconego tej technologii, jesteśmy właśnie w punkcie zwrotnym. Baterie sodowe wychodzą z laboratoriów i projektów pilotażowych, a najbliższe dwa do trzech lat zadecydują o ich miejscu na rynku. Kluczowy ma być rok 2026, kiedy to spodziewany jest start komercjalizacji na dużą skalę.
Wbrew powszechnym oczekiwaniom, nie chodzi jednak o bezpośrednią walkę i wyparcie litu. To zupełnie inna strategia. Jak podkreślił Li Jinghong, profesor z Uniwersytetu Tsinghua i członek Chińskiej Akademii Nauk, kluczem do sukcesu baterii sodowych jest „zróżnicowana konkurencja”. Zamiast próbować zastąpić lit we wszystkim, technologia sodowa ma zagospodarować nisze, w których jej unikalne zalety dają jej naturalną przewagę.
Nie zastępstwo, a inteligentna alternatywa
Baterie sodowe mają kilka asów w rękawie. Przede wszystkim cechują się wysoką mocą, co oznacza zdolność do szybkiego przyjmowania i oddawania energii. Kolejną ogromną zaletą jest znakomita wydajność w niskich temperaturach, czyli dokładnie tam, gdzie baterie litowo-jonowe tracą najwięcej ze swojej sprawności. Do tego dochodzi wysoki poziom bezpieczeństwa i potencjalnie znacznie niższy koszt produkcji, wynikający z ogromnej dostępności sodu na Ziemi.
To właśnie ten zestaw cech definiuje ich przyszłość. Branża odeszła już od myślenia, które pojawiło się po gwałtownych wzrostach cen litu w 2021 roku, kiedy w sodzie widziano głównie tani zamiennik. Dziś myślenie jest inne – chodzi o tworzenie wartości tam, gdzie lit nie jest optymalnym rozwiązaniem. Priorytetem jest teraz zwiększanie skali produkcji, obniżanie kosztów i dopasowywanie parametrów do konkretnych zastosowań.
Gdzie zobaczymy baterie sodowe?
Skoro nie mają one w pełni zastąpić litu w smartfonach i najdroższych autach elektrycznych, to gdzie trafią? Lista jest długa i niezwykle istotna dla całej gospodarki. Eksperci wskazują na takie obszary jak:
- Pojazdy użytkowe, ciężki sprzęt budowlany, maszyny górnicze i rolnicze. Tutaj liczy się nie tyle maksymalny zasięg, co wysoka moc, niezawodność w trudnych warunkach (mróz) i długa żywotność.
- Systemy zasilania awaryjnego (UPS), gdzie kluczowa jest niezawodność i bezpieczeństwo.
- Magazyny energii wspierające sieć elektroenergetyczną, które muszą szybko reagować na zmiany obciążenia.
- Pojazdy hybrydowe, gdzie mniejszy akumulator wspomaga silnik spalinowy.
- Zastępstwo dla przestarzałych i szkodliwych dla środowiska akumulatorów kwasowo-ołowiowych.
Baterie sodowe są postrzegane jako idealne uzupełnienie technologii litowej. Choć ich gęstość energii wciąż jest niższa, nadrabiają to wyższą przewodnością jonową, co przekłada się na znacznie szybsze ładowanie i rozładowywanie.
Giganci wchodzą do gry, a koszty mają spadać
O tym, że to nie są już tylko laboratoryjne mrzonki, świadczą działania największych graczy. Gigant branży, firma CATL, już w kwietniu uruchomiła pierwszą na świecie masową produkcję baterii sodowych na dużą skalę. Ich ogniwa trafiają zarówno do systemów zasilania aut osobowych, jak i jako akumulatory rozruchowe w ciężarówkach. CATL twierdzi, że jego baterie sodowe osiągają gęstość energii na poziomie 175 Wh/kg, co pozwala na przejechanie ponad 500 km na jednym ładowaniu. To wynik, który mógłby zaspokoić potrzeby ponad 40% rynku pojazdów osobowych.
Równie obiecująco wyglądają prognozy kosztów. Według Li Shujun z firmy Zhongke Haina Technology, w ciągu najbliższych dwóch-trzech lat koszty produkcji mogą spaść o połowę. Obecnie szacuje się je na 0,4–0,5 juana za watogodzinę, a celem jest osiągnięcie poziomu 0,3 juana/Wh. Taki wynik sprawiłby, że baterie sodowe stałyby się konkurencyjne cenowo wobec popularnych dziś baterii litowo-żelazowo-fosforanowych (LFP).
Równolegle trwają prace nad standaryzacją. W Chinach wydano już dwie krajowe normy dla baterii sodowych, a jedenaście kolejnych jest w przygotowaniu. Co więcej, Chiny przewodzą pracom nad czterema normami międzynarodowymi. To sygnał, że technologia jest traktowana niezwykle poważnie i przygotowywana do globalnego wdrożenia.
Wszystko wskazuje na to, że baterie sodowo-jonowe mają przed sobą jasno wytyczoną ścieżkę. Dzięki wsparciu rządowemu, rosnącemu zainteresowaniu przemysłu i zdefiniowanym scenariuszom zastosowań, ich rozwój nabiera tempa. Kluczem będzie wykorzystanie ich naturalnych przewag – mocy, odporności na mróz i niskiej ceny – przy jednoczesnym, stopniowym zwiększaniu gęstości energii. Nadchodzące lata pokażą, czy sód na stałe wpisze się w krajobraz elektromobilności i transformacji energetycznej.
Czy baterie sodowo-jonowe to klucz do tańszych pojazdów elektrycznych i stabilnych sieci energetycznych? A może to technologia, która pozostanie w cieniu litu? Podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach.
Dołącz do dyskusji